{SŚ4}
Miejsca. Historie bez zakończeń.
Świat bez słów, rozciągnięty w umownej przestrzeni.
Przygoda. Wzrok wojownika, który
Nie Musi walczyć, bo posiada Brak – pożądania. Przestrzeń nie ma granic, ale
sama jest granicą. Bawi nas historiami i otacza czasowymi emocjami. Co dzień
osnuta płaszczem zwyczajności, zaprasza na pokaz o nazwie życie.
Nie uczestniczysz.
Wiadomość niewystarczająca, by
spróbować patrzeć i zobaczyć. Zrozumienie przychodzi o zmroku, ale nic nie
znaczy.
Wyczerpały się zwierzęce dolegliwości, którymi mógłbyś wytłumaczyć swoje metafizyczne lenistwo.
Jest
ograniczająca meta-przestrzeń o kwiecistych brzegach, przez zachwyt nad
którymi, nie idziemy dalej.
Bo i po co?
Poza – pozazdrościć wolności tym,
którym się udało żyć naprawdę.
Wypatrzeć ostatni lot i pomachać
na pożegnanie. Nic już nie znaczą gesty, słowa, to tylko mój umysł, który w
nieudolny sposób próbuje wyrazić cokolwiek, a poprzez to wyrażanie pozbyć się
(?) nadmiaru. Przestrzeni.
Nie jest tak lekka jak się
wydaje, a wydaje się niewiele, gdy nos utkwiony w próżnej treści swego umysłu.
Miejsca i bezwład. Lot feniksa nad własnym popiołem, którym posypali kiedyś
twoją głowę.
Rozpierzchł się w przestrzennym
wietrze, podrywającym w górę uczucia, każąc zadać sobie pytanie: co czuć tak właściwie, gdzie patrzeć?
Gdy nie wiesz gdzie patrzeć –
spójrz w Słońce.
Centrum meta-przestrzeni
symbolicznej. Odurz się jego blaskiem i pozwól wypalić mu swoje
przyzwyczajenia.
Bądźmy gotowi na skok, który
zrobimy – z kojącą muzyką u boku, rozbrzmiewającym dźwiękiem ciszy – ciszą
pomiędzy przedmiotami, pomiędzy miejscami styku wymiarów świadomości
transgresywnej.
Przestrzeń to harmonia
nieskończonej liczby wymiarów. A i tak jest ograniczeniem. Współgranie to
taniec przerw pomiędzy A i B. Chmury fioletów nad głowami czarujących życie,
gwiezdnych oddechów.
Nie zapomnij o Słońcu, noś je w
sobie, niech grzeje równomiernie, uwypuklając granice, by jak neony świeciły
nocą.
Wiemy gdzie patrzeć, wiemy gdzie
iść. Nie wiemy co myśleć, podczas wędrówki.
Myśl zgubiła się w ciemnym gaju i tam puści plony, ogrzana… Księżycem.
My.
Wędrowiec, wojownik bez
chorągiewki w duszy, wolny
„bez-myślenie”
Cyklicznie
przemierza spiralne drogi
świadomości.
Aż mu się znudzi i powie
stanowczo: chcę żyć – doświadczać i czuć
to – po prostu.
Słońce.
~~*~~