wtorek, 20 października 2015

{SŚ4} Przestrzeń to harmonia nieskończonej liczby wymiarów




{SŚ4}


Miejsca. Historie bez zakończeń. Świat bez słów, rozciągnięty w umownej przestrzeni. 


Przygoda. Wzrok wojownika, który Nie Musi walczyć, bo posiada Brak – pożądania. Przestrzeń nie ma granic, ale sama jest granicą. Bawi nas historiami i otacza czasowymi emocjami. Co dzień osnuta płaszczem zwyczajności, zaprasza na pokaz o nazwie życie.
Nie uczestniczysz.

Wiadomość niewystarczająca, by spróbować patrzeć i zobaczyć. Zrozumienie przychodzi o zmroku, ale nic nie znaczy.  

Wyczerpały się zwierzęce dolegliwości, którymi mógłbyś wytłumaczyć swoje metafizyczne lenistwo. 


Jest ograniczająca meta-przestrzeń o kwiecistych brzegach, przez zachwyt nad którymi, nie idziemy dalej.

Bo i po co?

Poza – pozazdrościć wolności tym, którym się udało żyć naprawdę.

Wypatrzeć ostatni lot i pomachać na pożegnanie. Nic już nie znaczą gesty, słowa, to tylko mój umysł, który w nieudolny sposób próbuje wyrazić cokolwiek, a poprzez to wyrażanie pozbyć się (?) nadmiaru. Przestrzeni.
Nie jest tak lekka jak się wydaje, a wydaje się niewiele, gdy nos utkwiony w próżnej treści swego umysłu. Miejsca i bezwład. Lot feniksa nad własnym popiołem, którym posypali kiedyś twoją głowę.
Rozpierzchł się w przestrzennym wietrze, podrywającym w górę uczucia, każąc zadać sobie pytanie: co czuć tak właściwie, gdzie patrzeć?
 
Gdy nie wiesz gdzie patrzeć – spójrz w Słońce.
Centrum meta-przestrzeni symbolicznej. Odurz się jego blaskiem i pozwól wypalić mu swoje przyzwyczajenia.
Bądźmy gotowi na skok, który zrobimy – z kojącą muzyką u boku, rozbrzmiewającym dźwiękiem ciszy – ciszą pomiędzy przedmiotami, pomiędzy miejscami styku wymiarów świadomości transgresywnej.
Przestrzeń to harmonia nieskończonej liczby wymiarów. A i tak jest ograniczeniem. Współgranie to taniec przerw pomiędzy A i B. Chmury fioletów nad głowami czarujących życie, gwiezdnych oddechów.
Nie zapomnij o Słońcu, noś je w sobie, niech grzeje równomiernie, uwypuklając granice, by jak neony świeciły nocą.

Wiemy gdzie patrzeć, wiemy gdzie iść. Nie wiemy co myśleć, podczas wędrówki.  

Myśl zgubiła się w ciemnym gaju i tam puści plony, ogrzana… Księżycem.

My.

Wędrowiec, wojownik bez chorągiewki w duszy, wolny
„bez-myślenie”
Cyklicznie
przemierza spiralne drogi świadomości.
Aż mu się znudzi i powie stanowczo: chcę żyć – doświadczać i czuć to – po prostu.

Słońce. 



 

 ~~*~~