wtorek, 12 maja 2015

{SŚ2} Barwny krajobraz iluzji braku świadomych potrzeb.



       
 {SŚ2}



         Zachłanność spożycia życia. 

         By budzić się każdego dnia i biec, a w tym biegu łapać konsekwencje swoich wyborów. Robić z nich samoloty i puszczać z wiatrem. Co jeśli powrócą? Bo żaden lot nie jest przesądzony i w każdej chwili możemy spaść, albo coś może spaść na nas. niektóre dźwięki z zamysłem przygniatają do ziemi, inne unoszą, a jeszcze inne – zwiększają liczbę myśli nakierowanych na konsumpcję. Jak oddzielić ziarno od plew? Jeśli wystarczy zobaczyć własny umysł i skrupulatnie opisać każde jego działanie, relację i emocję, to konsumpcja uczyni z tego grę. Kolekcjonerstwo wspomnień i wyobrażeń, bo po co puścić je z wiatrem, by w przestrzeni niepoznanego rozwijały swoje skrzydła i nic nie warte dla siebie samych zniknęły? 

Sarkofag to z greckiego pożeracz zwłok. Jest coś fascynującego zatem w samej konstrukcji słownej i architektonicznej. Zwłoki, czyli martwe ciała otaczają nas na co dzień i też są znakiem spożywania życia. bo ileż to w sklepach i na targach ładnie opakowanych cielsk,; chronionych przed rozkładem w lodówkach naszych domów? Za oknem na cmentarzach już bardziej kości, ale wzdłuż nowszych cmentarnych alejek – świeże i pół-świeże podarunki dla Ziemi. I robaki. Co człowiek czuje na myśl o tym, że spożyją go robaki? Że chce być spalony, to znaczy skremowany – to ładniej brzmi, ale w wielu przypadkach to wymysł nie na te rejony. Rodzina czy ktoś, komu przyjdzie decydować o naszym losie pośmiertnym i tak machnie swą konsumpcyjną ręką, a równie żarłoczne zakłady pogrzebowe zatrą dłonie, aż pójdą iskry. 

Co w ogóle jest z tymi rękami, że ludzie już w jaskiniach odciskali je, czasem bez jakiegoś palca na przykład, albo w odcieniach bieli czy czerni… Ręka, jako dowód obecności, czyjegoś jestestwa. Bo głowy nie odciśniesz. Co trwalsze – zęby, przecież nie montowaliby ich w ścianach. Więc dłonie. Na powitanie, na pożegnanie, na znak pokoju, na znak pokory, do modlitwy, otwarte, zamknięte, rozłożone i złożone. Mudry. Ręce wytyczają granice naszego pola energetycznego. Człowiek wpisany w koło. Człowiek na krzyżu. Stygmaty. I wreszcie – chciwa łapa, symbol żarłoczności i możliwości podjęcia działań ku temu. 

Jałowe pola fantazji piśmienniczej. Ręka, dzięki której piszę, zachłannie bazgroląc po kartce. Bo opis też tym jest – żarłocznością – choćby nie wiem jak pozbawiony ram… sama kartka jest granicą. Spożywamy namiętnie namiętność czynności rozrywkowych. W wirze postępującej manipulacji zapominamy o jej wirowym, czyli spiralnym charakterze. Zagarnia i wtapia w swój barwny krajobraz iluzji braku świadomych potrzeb. I wreszcie – ręka zamieniona w pięść, która uderza w stół i mówi dość tego. Lecz co potem już nie wie, więc siedzi za stołem, nie ręka rzecz jasna, a człowiek wciąż żywy. I stół ów dla niego miejscem świętym się stanie.

Są inne możliwości myślenia o rękach – do obrony i ataku. A ptaki mają skrzydła i to jest forma ich istnienia. By lecieć i z góry widzieć to, co dla nich ważne – pokarm i miejsca na gniazdo. Ptak może widzi więcej drzew i przejawów natury, ale nie musi roztaczać nad nimi refleksji. A jeśli człowiek nie roztoczy refleksji, umrze za swoim stołem i pięść nic mu nie da, bo by musiał wstać i udać się w dzikość świata. Wyłamać ramy. Zniszczyć płótno. Spalić je i patrzeć jak płonie. I gdy już dzikość tajemnicza żadnej odpowiedzi mu nie udzieli, powróci skruszony na pustkowie starych wcieleń, by pieczołowicie odbudowywać swój dom. Dom? Egipcjanie domem zwali miejsca pochówku, a to co dla nas domem dla nich było gospodą. Jeśli więc w ostateczności właśnie pożeracze zwłok są naszymi największymi przyjaciółmi, po co biec? W biegu zatracić tożsamość, samemu stać się pożeraczem. 

Zjedzmy siebie i to dokładnie przeżuwając każdy kęs naszej osobowości i wszystkiego, co nas definiuje. Pochłonięci do cna nie będziemy mieć w sobie miejsca na nic innego, a gdy przetrawimy okaże się, że wcale nie chcemy. To cała tajemnica. Możesz, ale nie chcesz. Im bardziej nie możesz, tym bardziej chcesz. Pustka okaże się może całkiem przyjemna, ale zmieni się w wewnętrzne skrzydła, które sprawią, że odechce nam się biegu.

Brak tematu też może być tematem dla nadgryzionej tożsamości, szukającej ostatniej deski ratunku w starych przyzwyczajeniach. Pędząca ku nowoczesności, ale zakochana w starociach, a starociem jest nieograniczona konsumpcja życia, która wnet okazuje się samym jego celem.

Co do kwestii rodzaju tej konsumpcji niech nikt o to nie pyta, a nauczy się latać i zobaczy. Granice płótna wskażą odpowiedź i z ironicznym, ale jednak przyjaznym uśmieszkiem dodadzą, że są wszędzie. Coś jakby obraz w obrazie, sen we śnie. Odgrywany i zjadany w nieskończoność. Uśmiechnięta ręka machająca na pożegnanie i witająca w nowym, żeby potem znów pożegnać… I napisać ręką trzymającą długopis, piszącą o Dłoni Powitań i Pożegnań. W tych samych kołach zapętlony umysł kwili i płacze, prosząc niemo o ugłaskanie, ale kojące jest tylko takie bez rąk. Bezdotykowe ugłaskanie Śmierci. Wyzwalającej niewyzwolonych, lękających się najbardziej momentu wyrwania siebie z kontekstu, bo nigdy lub niekonsekwentnie spożywali własne życie. 

A do konsekwencji potrzebna jest Ręka – pięść uderzająca w stół, by samego siebie umysłowo nie zwodzić i w nietrwałych zwłokach nie widzieć ostateczności losu.