wtorek, 6 grudnia 2016

Powitanie świtu w uchu


Powitanie świtu w uchu



Mówienie o muzyce (jak i wszelkiej odsłonie ludzkich1 poczynań) wyrywa ją z przestrzeni zwykłego doświadczania i stwarza pewnego rodzaju „nadprzestrzeń” – obecną w intelektualno-estetycznym percypowaniu muzyki. Ta, przestaje być tworem aktualnym, obecnym w chwili słuchania, a staje się ponadczasowym. Doświadczamy jej wtedy wielopoziomowo, poza samym momentem obcowania z dźwiękiem. Mówienie, pisanie, wejście w interakcję z nim, przypomina podróż. Każde działanie tworzy nową jakość pomiędzy obiektem odsłuchu, a naszym uchem, dając ciągle bardziej rozbudowaną nadprzestrzeń naszego percypowania muzyki. Al Cisneros2 powiedziałby – to archeologia dźwięku, odkrywanie, w dodatku niekończące się i różnorodne, na co wskazuje choćby rozwój tworzonej przez niego muzyki. To pierwszy przykład świtu, świeżości, jakich możemy doświadczyć dzięki obcowaniu z tym rodzajem sztuki – to nieustanna nowość i brak powtarzalności.

Odkrywanie dźwięku występuje jednak nie tylko w przypadku twórcy. Słuchacz w równym stopniu jest archeologiem – każda eksploracja muzyki jest dla niego powiewem czegoś innego, wcześniej nieznanego. Ale nie musimy rozdzielać ról – twórca to równocześnie słuchacz, a odbiorca również kreuje nowe jakości w swojej relacji z dźwiękiem. To my, jako indywidua stanowimy treść dla form dźwięku, choć to zawsze dźwięk będzie nadawał rytm temu doświadczeniu i to poprzez niego następuje ekspansja poznania muzycznego (jego rozumienie czy samo bezpośrednie doświadczanie). Dlatego nadprzestrzeń jest dostępnym każdemu, obiektywnym miejscem wchodzenia w interakcję, mimo tego, że zawsze wychodzimy z perspektywy jednostkowej, zatapiamy się w ciągłej ekspansji dźwięku, niekończącego się jego doświadczania. To roztopienie granic pomiędzy twórcą a słuchaczem, subiektem-obiektem, jest kolejnym obrazem „świtu w uchu”, jaki przeżywamy dzięki doznawaniu muzyki. Twórca odkrył dźwięk, zaprezentował go światu, słuchacz wchodzi z tym w interakcje i wcale nie powiela elementów danych od autora – rozwija je, przekształca (lub zniekształca), obcuje z nimi w zupełnie innych przestrzeniach, transcendując swoje poznanie, czyni je tym różnorodnym w formy. A dźwięk poprzez swoją ekspansję przybiera postać nie tylko formy, ale także treści. To sprawia, że można powiedzieć o istnieniu dźwięku poza samym jego zapisem, ale i dzięki niemu.

Advaitic songs – album z 2012 roku zespołu OM3, pokazuje niedualność właśnie na tym poziomie – czystego dźwięku, pieśni wibrującej wokół, której wszyscy jesteśmy odkrywcami. Percypując ją na różne sposoby, wkładamy w ten odbiór rozmaite treści, których transcendowanie pozwala doświadczać nowości i świeżości w obcowaniu z muzyką. W albumie zrównane zostały dwa poziomy – czynności (twórca muzyki) i bierności (słuchacz) – dźwięk jest nam dany do doświadczenia w tej samej nadprzestrzeni – zapełnianej lub oczyszczanej dowolnie. Jeśli oczywiście pozwolimy sobie na tego typu doświadczenie muzyki. Sprawa ma się tak samo z literaturą – czytając, gramy na zasadach autora, nie inaczej, jeśli chcemy naprawdę poznać i wniknąć w dzieło. Album muzyczny opiera się na podobnych zasadach. Istotne jest to, że stanowi zapis, który sam w sobie jest już przekroczeniem momentu odkrywania muzyki. Dlatego artykuł zatytułowałam „powitanie świtu”. Dźwięk już istnieje, my z nim obcujemy i to ciągle na nowo. To wszystko jest zaś wyrazem czegoś w rodzaju intuicyjnej, muzycznej filozofii twórcy wspomnianego wyżej albumu – Cisneros'a: „Pieśni istnieją od zawsze i zawsze będą; muzyk odkrywa je. Nie wytwarza. Istniały we wszechświecie wcześniej. Dlatego rezonują we wspólnocie serc.”4

Czy ostatnie zdanie nie mogłoby się kończyć słowem nadprzestrzeń?

Doświadczenie ostatniego albumu OM należy do bardzo ciekawych podróży w moim życiu słuchacza, dzięki niemu poznałam narzędzia do opisu tego, co faktycznie czuję obcując z muzyką. Prawdopodobnie też dlatego, że Advaitic songs zawierają w sobie tak wiele, będąc równocześnie czystą formą sztuki, oraz stanowią całościowe, zharmonizowane pod każdym szczegółem dzieło muzyczne, które pretenduje do miana klasyki. Lecz nie klasyki gatunku – OM wyłamuje się ze schematów gatunkowych tak samo, jak zaciera granice pomiędzy różnicą twórca-słuchacz. Zaciera i różnice i podobieństwa. Wszystko paradoksalnie nakłada się na siebie w niedualnym percypowaniu. Czy wciąż pamiętamy, że znajdujemy się w Ameryce Północnej, a zespół pochodzi w Kalifornii? 
 
Nie ulega wątpliwościom, że OM wyrósł z tradycji muzyki doomowej i stonerowej, których korzeni można szukać w twórczości Black Sabbath, a także w ogóle od powstania pierwszych zespołów rock'n'rollowych i idei, które przyświecały różnym muzycznym scenom lat 60tych i 70tych. Pierwsze płyty OM nawiązują do tej powolnej, ospałej i pełnej mocy stylistyki, zachowując przy tym niezwykły minimalizm – na początku zespół tworzyła tylko dwójka ludzi – Cisneros grający na basie i użyczający wokali oraz Hakius na perkusji. A jednak już od pierwszego albumu zespołu (Variations on a Theme, 2005) wyczuwalna jest zapowiedź czegoś większego, bardziej wyzywającego muzycznie oraz nowatorskiego. Sama nazwa – OM – to zapewne wyraz wspomnianej koncepcji Cisneros'a o archeologii dźwięku. 
 
Zaczerpnięta z filozoficzno-religijnej doktryny starożytnych Indii, święta sylaba om, będąca wiecznie istniejącą udgithą (pieśnią i oddechem równocześnie), a także symbolicznym dźwiękiem wszechświata, była trafnie wybranym motywem. I, o ile na początku obcowania z zespołem, odwoływałam się do transcendentalnego znaczenia tych kategorii, do – nawet nie filozofii, a mistyki hinduskiej – o tyle kilka słów przeczytanych w wywiadzie z zespołem wystarczyło, abym zrozumiała znacznie głębszą ideę przyświecającą Cisneros'owi. Głębszą, a zarazem prostszą i bardziej świeżą – chodzi o sam dźwięk. O doskonałą formę, która przybiera niezliczoną ilość oblicz poprzez swoją ekspansję w każdym jego wybrzmieniu, odkryciu. I na niezliczone sposoby może zostać doświadczony oraz opisany. Jedyna transcendencja należy do wykraczania poza treści wprowadzane przez nas w nadprzestrzeń obcowania z muzyką.

OM zatem w kolejnych albumach odkrywa coraz ciekawsze brzmienia, powoli wyłamując się spod ram gatunkowych. Na płycie God is good, nagranej już perkusistą Emilem Amosem (którego gra nadaje ciekawy wymiar tej muzyce5) oraz z dodanym instrumentarium, takim jak flet, tambura, wiolonczela – OM osiąga niebywałą jakość, również pod względem tematycznym i całościowym (używanie na okładkach bizantyjskich ikon zaczęło się już od płyty Pilgrimage w 2007). Nikt nie spodziewał się, co zespól zaprezentuje kolejnym razem, a wszyscy czekali na to z napięciem.

Na Advaitic songs nie da się patrzeć przez pryzmat gatunkowy, ani nawet stylistyczny. Zespół wykorzystał cała masę motywów dźwiękowych, odwołujących do Bliskiego i Dalekiego Wschodu, ale jak podkreśla Cisneros, nie było tak, że usłyszeli jakąś bizantyjską podniosłą muzykę i stwierdzili, że zrobią o tym utwór.6 Był to, jak można się domyślić – proces odkrywania dźwięku, intuicyjna (tudzież instynktowna) praca utalentowanych muzyków, którzy w swojej pielgrzymce ku wiecznemu dźwiękowi, odkryli i zapisali go właśnie w takiej formie. Elementy bogatych treści spuścizny duchowej całej ludzkości, zostały dobrane jednak z przemyślaną precyzją. 
 
Zanim napiszę więcej o samym dźwięku, który po namyśle i odsłuchiwaniu albumu, stał się w końcu najważniejszy, należy wspomnieć o treściach tematycznych albumu. To nimi zachłysnęłam się, zamykając chwilowo oczy na „nadprzestrzeń” pozbawioną granic, w której wibruje ta wspaniała niedualność. Zacznijmy więc właśnie od niej – advaitic songs to niedualne pieśni. Słowo advaitic odnosi się do adwajty wedanty, najważniejszego systemu filozoficznego Indii, podstawy współczesnej filozofii hinduskiej i syntezy jej osiągnięć od starożytności. Adwajta, niedwoistość, oznajmia jedność Atmana i Brahmana (ogólnie mówiąc: Jaźni i Absolutu). To przede wszystkim stan umysłu, świadomego bycia w świecie, którego różnorodność jest cechą i warunkiem jedności. Wiemy już czym jest ten niekończący się dźwięk Cisneros'a – jest jednością różnic. Być może właśnie ta nowa jakość została nazwana w pierwszym utworze – Addis. Po wielu poszukiwaniach, jednym ze znaczeń tego słowa jest nowy i obok słowników mówiących, że to imię oznaczające „syna Adama, syna czerwonej ziemi”7, myślę, że nic lepiej nie oddaje zamysłu płyty, jak przymiotnik nowy. Jakość nadprzestrzeni Advaitic songs jest bowiem nieskazitelna i świeża. Może nie przypomina świtu – swoją patetycznością (bardziej zmierzch), ale zawiera w tej podniosłości dużą dozę tajemnicy i grozy, zupełnie jak o zamglonym poranku, kiedy nie jesteśmy w stanie przewidzieć, co spotka nas danego dnia. 
 
W obliczu archeologii dźwięku nie dziwi tak odważny dobór motywów muzycznych i kategorii pochodzących kolejno: z Indii (Addis to jedna z najpopularniejszych mantr hinduskich Om trayambakam), przez Bliski Wschód zaczynając od biblijnego Raju (State of Non-return, gdzie niemożliwość powrotu tożsama jest z mitem o zerwaniu jabłka z drzewa poznania dobra i zła), później zjawiając się w Getsemani (nawiązania do chrześcijaństwa, a dokładniej rozmowy Jezusa z Bogiem), na górze Synaj (utwór z islamską modlitwą Labbaika Allahumma, to wyraz wprowadzenia się w stan uświęcony), kończąc na najbardziej mistycznym doświadczeniu (haqq al-yagin) w sufizmie. To z kolei odpowiada za użycie ikony Jana Chrzciciela na okładce albumu – uważany on jest za wzór ascety, z powodu stroju z wielbłądziej skóry, tak samo jak derwiszowie – czyli biedacy/żebracy w świecie arabskim. Album jest wypełniony tą ascetyczną manierą uniżenia i pokory. 
 
Ten przekrój przez treści8 Advaitic songs wyraźnie pokazuje, że jest to projekt sięgający najgłębszych pokładów mistyki bizantyjskiej i indyjskiej. To połączenie, wraz z zapisem dźwięku, dało zupełnie nową jakość. Nie ma co bowiem udawać: te mistyczne i religijne koncepcje są bardzo stare, a w dodatku różnią się – choć to pozór wytworzony przez granice ustawione przez kraje zachodnioeuropejskie. Po raz kolejny OM je zaciera. Różnica pomiędzy światem arabskim, a indyjskim, dwiema skrajnymi postawami wobec boskości (pierwsza pełna pokory i uniżenia, z wyraźną granicą pomiędzy Ja, a Stwórcą; druga ekspansywna, stawiająca pomiędzy nimi znak równości), w ostateczności owe postawy to tylko nazwy. Przestrzeń, którą ukazują jest jedna, to czysta forma doświadczania. W Gethsemane Cisneros wyśpiewuje swym monotonnym, mantrowym głosem, że tej niedualności doznajemy w sanktuarium serca, co jest wyraźną metaforą nadprzestrzeni w percypowaniu muzyki, choć odnosi się do indywidualnego otwarcia na bezpośrednie poznanie, którego nie osiągniemy za pomocą umysłu. Advaitic songs zabierają słuchacza poza czas linearny, tworzą przy użyciu wspomnianych treści zupełnie nową jakość: misterną, piękną, a zarazem budzącą grozę i niemy zachwyt.

Taki efekt, czyli pokorny i zunifikowany mistycyzm, mógł zostać osiągnięty tylko dzięki połączeniu kultur i ich wieczystej esencji oraz podporządkowaniu tego wszystkiego muzyce (jakby nie było) ciężkiej, doomowej. Już na przykładzie pierwszego utworu z płyty, Addis, ukazuje się świeża jakość. Otóż mantra indyjska, pomijając jej znaczenie w kulturze (jako mantry uzdrawiającej i otwierającej „trzecie oko”; tryambakam to dosłownie (mantra) trójoka), jest przede wszystkim pełną radości i wdzięczności pieśnią, harmonizującą człowieka ze światem, samym sobą i uniwersum. Najpełniejszy wyraz w formie muzycznej tej mantry stanowi wykonanie Dalai Lamy.9 Różnica pomiędzy jego wykonaniem, a utworem Addis „rzuca się w uszy”. Wersja OM jest przepełniona mistyczną pokorą i grozą płynącą z nieuchwytnej tajemnicy. Powiedziałabym nawet, że to bardzo patetyczny mistycyzm. To właśnie połączenie indyjskiej radości ze wzniosłością religii islamu oraz przyjętym instrumentarium go takim stworzyły. 
 
Wracając zatem do dźwięku – tutaj również połączeniu uległy narzędzia muzyczne. Stanowi to także przykład ciekawego przekształcenia wewnątrz form przyjętych przez OM. Początkowe albumy były minimalistyczne w doborze środków (bas, perkusja i wokal), ale nie stanowiły spójnej całości (aż tak, jak ostatnia płyta). Natomiast w Advaitic songs, czego zapowiedzią była LP God is good, nastąpiło przesunięcie w kierunku maksymalizmu (w formie i treści). OM stworzył wielowymiarową przestrzeń dźwiękową przy użyciu zarówno tradycyjnych instrumentów, jak i syntezatorów. Dzięki współpracy z niesamowitym twórcą muzyki elektronicznej, występującym jako Lichens (Robert Aiki Aubrey Lowe), ostatnia płyta OM zdobyła znacznie wyższy kunszt artystyczny niż poprzednie albumy.

Lowe w swojej twórczości używa syntezatorów i własnego głosu, na Advaitic songs i w God is good grał także na tamburze. Jest multiinstrumentalistą. Bije od niego niezwykła wrażliwość muzyczna, a sam stosunek do technicznych tworów wydobywających dźwięki jest wręcz wzruszający. W wywiadzie dla Exploratorium10 mówi o syntezatorach z uczuciem, przypominając słuchaczom jakiejkolwiek muzyki, że są to urządzenia wymagające takiej samej delikatności, jak gra na tradycyjnym instrumencie. Jego dołączenie do zespołu nie tyle urozmaiciło Advaitic songs, co stanowi o ostatecznej harmonizacji wszystkich elementów albumu. 
 
Zastanawiające jest, jak z tak potężnej maksymalizacji można osiągnąć naprawdę przejrzystą, czystą formę, w której treści, ukazujące się w nadprzestrzeni, nie są rozczłonkowane i nie toną w chaosie, ale są po prostu niedualne. Myślę, że jedyną odpowiedzią jest tu umiejętność, a także muzyczna intuicja twórców. Advaitic songs z pewnością można potraktować, jako eksperyment, nie tylko w obrębie muzyki – samo połączenie tak różnych doktryn duchowych jest wyzwaniem. Lecz ów eksperyment nie polegał na wybieraniu środków, a – ponownie do tego wracamy – na odkrywaniu jak najbardziej uniwersalnych, prostych elementów dźwięku, na podążaniu za intuicją i odwadze, żeby za nią podążać.

W tym miejscu chciałabym stwierdzić, że i tutaj granice pomiędzy tym, co maksymalistyczne, a minimalistyczne już nie istnieją, ponieważ forma została doskonale domknięta. Odbiór albumu jest odbiorem czystej muzyki, emocji z niej płynących i ewentualnie, w toku zainteresowania zespołem – semantyki i intertekstualności. Wreszcie, jest indywidualnym obcowaniem z dźwiękiem oraz z uniwersalną przestrzenią (nadprzestrzenią). Najciekawsze w tym doświadczeniu jest to, że następuje ono nie tylko w bezpośredniej styczności z muzyką, ale też później. Tak jak rejestracja albumu, była krokiem dalej w archeologii dźwięku, będąc równocześnie zupełnie nowym jej odkryciem; tak samo słuchacz wchodząc w interakcje z muzyką w owej nadprzestrzeni, odkrywa ją (w zupełnie nowy sposób). I właśnie ta styczność z dźwiękiem, pozbawiona wyraźnych granic, rozmazująca także czasowość i aktualność, jest według mnie najważniejszą nauką płynącą z Advaitic songs. Niedualność możliwa jest tu do przeżycia dzięki roli dźwięku. To on jest najważniejszy – stały i wieczny, forma i fundament, równocześnie zmienny i ekspansywny, jak treści nieustannie kreujące się w doświadczeniach. To estetyka świeżości. 
 
Kiedy przeniesiemy tę przestrzeń w wymiar realnego zetknięcia z muzyką – na koncercie – motywy wprawdzie odtwarzane, ale jednak wciąż jakby nowe, nieznane i z każdą nutą bardziej wyjątkowe – otrzymujemy kolejny rodzaj niedualności. Uczestnicząc w wyjątkowym koncercie OM w Pradze (14.11.2015r.), poczułam niedwoistość znacznie silniej niż podczas obcowania z albumem, już stworzonym. Advaitic songs w praskim klubie brzmiało mistycznie, ponieważ granice twórca-odbiorca nie istniały, zostały zatarte przez obcowanie z dźwiękami: przez zespół, który je wytwarzał na żywo i słuchaczy, którzy je chłonęli. Wszyscy obcowali z dźwiękiem. Historia została opowiedziana w zamkniętej formie (zespół nie zareagował na prośby z publiki o bis, co uważam za szlachetne posunięcie) – nie znaleźliście w niej to czego szukaliście? Trzeba było nie szukać, tylko być! 
 
Lowe czynił prawdziwą magię na syntezatorach, a jego wokale obejmowały zespół delikatnym welonem czegoś efemerycznego i tajemniczego. Być może to był on - dźwięk, który wibrował w przestrzeni. Tak bliskie obcowanie z muzykami nie wytworzyło żadnej granicy. Relacja (w moim odbiorze) twórca-odbiorca nie istniała. Jak to wytłumaczyć? Doświadczenie tego albumu odbywało się w nadprzestrzeni. Tam gdzie spotykają się czyste postacie naszego poznania, gdzie dźwięk wiedzie nas w przeżywanie. Relacja formy dźwiękowej wytworzonej przez zespół, z przestrzenią otaczającą słuchacza. To niewielka transgresja, dopasowywanie owej formy do treści z nas wynikających, ale i pozwolenie na prowadzenie formie, na jej ekspansję. Samoistną, bo wynikającą z prostego faktu każdorazowego doświadczenia dźwięku.

Nadprzestrzeń na płycie Advaitic songs to realizacja – także na poziomie dźwiękowym (połączenie raczej monotonnych, podniosłych rytmów z bogatymi treściami utworów) - duchowości takich jak adwaita wedanta i sufizm. Realizacja mogła zostać ujęta jedynie poprzez dźwięk, jako najczystszą z form, pozostawiającą przestrzeń, która pozwala na interakcję ze słuchaczem, a raczej sama nawiązuje taką relację. Chociaż mówienie o słuchaczu nie jest tu adekwatne, granice zlewają się w jeden oddech, którym jest doświadczenie. Zbieżność w mówieniu o odbiorze dźwięku i oddechu nie jest bezzasadna. Wspominana już hinduska udgitha jest realizowana właśnie w oddechu – w jednostkowym życiu, w doświadczaniu.

Tym również jest nadprzestrzeń – indywidualnym doświadczeniem tego, co obiektywne. To zapomnienie o podziałach subiekt – obiekt. Odkrywana przez Cisneros'a pieśń, podążanie za pasją i wyczuciem muzycznym, dokonuje się właśnie w nadprzestrzeni. Wokale muzyka, które lekko wsuwają się w utwory, podążają za nimi w mantrowym tempie, to prawdziwa harmonia kreacji. Często słyszałam, że ów wokal jest zbyt monotonny, że w zasadzie ta monotonia nudzi, mimo zrozumienia celu takiej stylizacji – Cisneros śpiewa, wydobywa słowa, pieśń istniejącą od zawsze. Jej pojawianie się w muzyce następuje w delikatny sposób, będąc też w każdym z utworów nieznacznie inna, ponieważ autor z wyczuciem modeluje swój głos. To tak drobna, misterna praca, że zasługuje na wnikliwsze wysłuchanie. Prześledzenie słów, które nuci Cisneros, sposobu w jaki wplątują się one w dźwięki. To archeologia, ale tworząca zupełnie nową jakość. Dźwięk jest jeden, będąc tak różnorodnym i tak ekspansywnym sprawia, że każde jego odkrycie to powitanie świtu w uszach.






~~*~~*~~*~*~*~*~*~*~~*~~*~~*~*~*~~*~~


Bibliografia



1I nie tylko ludzkich – nie zapominajmy o naturze i jej bardziej makro części – kosmosie.
2Kalifornijski basista i wokalista, zespoły Sleep,i Om, od niedawna występuje również solo.
3OM jest zespołem założonym przez sekcję rytmiczną (Al'a Cisneros'a oraz Chris'a Hakius'a) sztandarowego stoner-doomowego zespołu Sleep.
4Ch. O'Connel, Om's Al Cisneros blazes his way through sonic archaeology, tłum. własne,
5Zob. zespóły Amosa Grails i Holy Sons

6Zcamp, Om – interview, http://www.tinymixtapes.com/features/om, dn. 21.02.2016r.

7B. Betty, Urban dictionary [hasło: addis], http://pl.urbandictionary.com/define.php?term=Addis, dn. 21.02.2016r.
8Nawiązania do poszczególnych kategorii szerzej rozwijam w artykule na swoim blogu: http://pustynnezapiski.blogspot.com/2016/01/om-advaitic-songs-1.html.

9 Sita, The Dalai Lama Chants the Om Trayambakam, https://sitayoga.wordpress.com/2010/06/26/the-dalai-lama-chants-the-om-trayambakam/, dn. 20.02.2016r.

10 Exploratorium, Interview with Robert Aiki Aubrey Lowe. Resonance, https://www.youtube.com/watch?v=4Yvrr5-PtGI, 2014r.

czwartek, 10 listopada 2016

Księga Drogi i Cnoty, daoizm

Znalezione obrazy dla zapytania daodejing







"Ciężar jest źródłem lekkości, stałość rządzi ruchem"





       Daodejing (TaoTe Ching) to Księga Drogi i Cnoty napisana przez mistrza, który być może nigdy nie istniał, a przynajmniej historycy i badacze nie są co do tego przekonani. Wskazuje na to sam fakt trudności z interpretacją dzieła (jego niejednolitość i metaforyczność) oraz autorstwo. Chińscy myśliciele nie lubowali się w spisywaniu swoich myśli, dlatego wielce prawdopodobne jest, że ktoś uczynił to za legendarnego Laoziego, a nawet kilku "ktosiów". Tak czy inaczej o owych autorach i tak będziemy mówić Laozi, co oznacza "Stary Mistrz", a stary był - ustalono, że żył w VI wpne., na równi z Konfucjuszem. Jedyne co wiemy o Laozim, pochodzi z "Zapisków historyka", według tej "biografii" wiemy, że Stary Mistrz podróżował do Indii. Odłamki hinduskiej tradycji są widziane w jego filozofii (szczególnie oczywiście buddyzmu). Co do spójności owej filozofii, przesądzić można dopiero po lekturze Daodejing. Nawet jeśli samo dzieło nastręcza badaczom trudności, to jednak daoizm jest całkiem dobrze opisanym systemem. I bardzo ciekawym. Stanowi także podbudowę całej chińskiej mentalności, a raczej duchowości. Daoizm zakorzenił się w chińskiej duchowości, ponieważ jest wewnętrzną "religią", jest drogą indywidualnego ducha do cnoty. Tak jak konfucjanizm - regulował życie społeczne i przestrzeń zewnętrzną, tak daoizm był bardziej intymną, wewnętrzną praktyką.

Znalezione obrazy dla zapytania laozi

Dao w tym najstarszym znaczeniu opisuje całość zjawisk świata i wszechświata, życia ludzkiego zewnętrznego i wewnętrznego. Jest totalną formą, lecz formą pustą. Formą nieustannie zmieniającą się, będącą w ruchu, ponieważ dzięki temu może tworzyć (zostaje zabarwiana przez działanie). Tworzy oczywiście świat i wszystko wokół. Dao jest zatem źródłem świata, jego prapodstawą. Lecz podstawą, której struktura polega na przekraczaniu, transcendowaniu także samej siebie.

Zatem... dao jest prawdopodobnie najgłębiej transgresywną formą, jaką można znaleźć w ludzkim słowniku. Jeśli jednak mowa o słowniku, to wiedzmy, że dao jest niewyrażalne. To znaczy, że jego opis nie zmieści się w innym pojedynczym słowie, tylko będzie zawsze rozbudowany (jak to teraz czynię), i tylko przez to będziemy mogli jakoś przyjrzeć się dao. Ale gdybyśmy chcieli wniknąć w jego rzeczywistą istotę, trzeba wiedzieć, że istnieje ona poza słowami. Zresztą dao, jako ruch i pusta forma, jako forma transgresywna - samo odsyła do rzeczywistości poza słownej. Do doświadczenia. Wszelkie nazywanie tak naprawdę odcina od rdzenia tego, czym dao jest. Cytując Laoziego:

"[dao] jest na zawsze bezimienne. Dopiero gdy zostaje pocięte na części, pojawiają się nazwy. Jak tylko pojawiają się nazwy, człowiek powinien wiedzieć, że nadszedł czas, aby się zatrzymać."

A zatem rozum jest raczej bezradny - może tylko poznać ową transgresywną strukturę dao. (To jest według mnie już dużym osiągnięciem, ponieważ pozwala nam transcendować bezpośrednio w dalsze rejony poznania dao - rejony czysto duchowe).

Zmysły są bezradne jeszcze bardziej. Dao nie można zobaczyć, usłyszeć, dotknąć, ale można je odczuć - poprzez ruch, zmienność w życiu, intuicyjne przeczucia odpowiedniej dla nas drogi, ścieżki, poprzez odpowiednie wybory tego, co zgodne z sercem.
Znalezione obrazy dla zapytania laozi
https://www.flickr.com/photos/photojunkie88/16485558825


Natura


Ważnym elementem chińskiej myśli filozoficznej jest pojęcie natury. Nie chodzi jednak nigdy o naturę, jako całość zjawisk przyrodniczych, tylko o naturalność. O bycie sobą, bycie na swoim miejscu, postępowanie w naturalny sposób, zgodny z sobą, indywidualny. Można powiedzieć, że natura to indywidualna (bo zabarwiana przez nasze prywatne doświadczenia) cecha każdego człowieka, która równocześnie jest nam wspólna. Filozofowie próbowali opisać tą wspólną naturę, znaleźć na nią jakiś ogólny, uniwersalny wzór, który miałby pomóc po prostu regulować społeczeństwo i lepiej na nie wpływać ideami filozoficzno politycznymi.

Dla Laoziego dao jest wyrazem naturalności świata, jest całością spontanicznych, prostych, intuitywnych aktów. Taka natura wszechrzeczy jest najbardziej ostateczna i niepodważalna, a dao przenosi sobą właśnie jej cechy. Nie są to odrębne rzeczy. Droga, jaką oznacza dao, to droga naturalnego biegu wszechświata, i jest to ruch zgodny z cnotą (de), a więc zawiera już w sobie pewien zapis moralny.

To przypomina mi słowo świadomość, które jak często zapominamy (wzorując się tylko na angielskim terminie consciousness), pochodzi z naszej rodziny językowej i ma trochę odmienne znaczenie. Otóż zawiera w sobie (jest kalką innego słowa) - sumienie. Świadomość w takim znaczeniu jest więc nie tylko ogółem wewnętrznej wiedzy, ale też zawiera w sobie potencjalny wybór dobra. Prawdziwie świadomy człowiek jest więc świadomy istnienia wyboru (wolności) pomiędzy tym, co dla niego dobre, a co złe. I nie działa zastanawiając sie nad tym, a intuicyjnie wybierając odpowiednie dla siebie rzeczy. Można powiedzieć teraz - podąża za dao, za naturalnym sobie stanem. I zgadza się to też z transgresywną koncepcją człowieka (J. Kozieleckiego), według której świadomość umożliwia transgresję (a transgresja poszerza świadomość). Można mówić o transgresywnym charakterze dao, ponieważ transgresja tak samo jak dao, posiada już ukierunkowanie na czyny naturalnie dobre, spontaniczne - zgodne z duchem i cnotą.

"Nie możemy oczekiwać, że uda nam się przedstawić trafny opis Dao za pomocą naszych pojęć i naszego języka, możemy jednak mieć nadzieję na pełniejsze poznanie sposobu, w jaki istnieje świat, jeśli będziemy myśleć i działać poprawnie."


Znalezione obrazy dla zapytania daodejingLeeLoo Liu, autorka cytowanej przeze mnie książki (Wprowadzenie do fil. chińskiej), zastanawia się jakim jednak sposobem Laozi mógł mówić o dao, skoro jest ono tak nieuchwytne, ruchome, bezimienne. Uważam, że mógł i to z dużym powodzeniem (nie mylić ze skutecznością czy też jakością). Ponieważ struktura dao jest możliwa do opisu, tak samo jak możemy mówić o transgresji (która jest taka rozmyta i oznacza ciągłe przekraczanie i w sumie nie wiadomo czego dotyczy). A to dlatego, że tak jak transgresja ma w sobie stałą- granicę, tak dao ma w sobie stałe znaczenie - natury. Jest drogą naturalności, prawdy i cnoty. Jest możliwa do odczucia, uchwycenia przez kontemplujący, uważny umysł. Tak, umysł. Gdybyśmy bowiem mówili tylko o czuciu i wierze, to żadne filozofie by nie powstały i także chińczycy nie mieliby Daodejing, swojego pierwszego pisma filozoficznego.


Dao - De - Jing. O Dao już wiemy. De to cnota, i jest ona praktycznym zastosowaniem Dao. Podążanie drogą ładu i harmonii (przenoszonego przez dao), równa się postępowaniu w zgodzie z najgłębszą swoją naturą - cnotą. Cnotą jest żyć w sposób naturalny, nie wymuszony, pozwalając rzeczom być takimi, jakie są. Z dzieła Laoziego wyłania się obraz najwyższej cnoty, jaką jest niedziałanie - WU-WEI. Większość rozdziałów (są one bardzo krótkie) Daodejing opowiada o osobie Mędrca, który poznał dao - okazuje się on skromnym, prostym, a nawet naiwnym człowiekiem. Nie mówiąc już o jego "ignorancji"! Otóż prawdziwy Mędrzec potrafi nie podejmować działań, tylko spokojnie obserwuje przebieg wypadków. Jego wszelka aktywność rozgrywa się w sile akceptacji, płynięcia w nurcie Dao. I dlatego wu-wei nie może być postrzegane, jako zaniechanie, egocentryzm, lenistwo, albo zboczenie z duchowej ścieżki. Jest wręcz odwrotnie. Prawdziwa siła ujawnia się w przeciwieństwach, wyciszeniu i braku pragnień - w tym sensie najbardziej ogólnym, jako braku chęci kontrolowania wszystkiego. To odpuszczenie, które paradoksalnie pozwala na więcej, a nawet... na wszystko. Dlatego...
... Mędrzec nie robi nic, kieruje swoimi sprawami nie podejmując działań, swoje nauki przekazuje bez użycia słów. [...] Kończąc swoje zdanie mędrzec zapomina o nim natychmiast. Nie czaka na pochwały, nie szuka zaszczytów, przez co inni mogą go wyśmiać, a nawet potępić. Jego nauki trwają jednak wiecznie [...]. Praca zostaje wykonana, lecz jak - tego nikt nie widzi. Oto prawdziwa siła zaniechania. (Daodejing


O czym więc można myśleć? Co robić? Czego Laozi oczekiwał od Mędrca (=Władcy)? A czego od zwykłego człowieka?
W zasadzie króluje tu piękny niedualizm, chociaż cała nauka oparta jest na sile paradoksów (przeciwieństw, ale wiecie - prawdziwa harmonia to harmonia przeciwieństw, wszelka inna jest szaleństwem). Otóż prawdziwy Mędrzec żyje w zgodzie z dao, kroczy drogą (naturalności), to niepotrzebna jest mu wysoka samoświadomość, szukanie odłamków siebie, wyrażanie czegoś światu. To wewnętrzny spokój jest wszystkim, co potrzebne mędrcowi. Oto bardzo ważny według mnie fragment pisma:


"Żyjąc w zgodzie z Tao, świadomość siebie nie jest konieczna. Na drodze Tao samoświadomość istnieje, będąc jednocześnie nieświadomością. Człowiek nie jest rozumiany jako istnienie bądź nieistnienie. Mędrzec nie próbuje odnaleźć samego siebie, ponieważ wie, że wszystko co może znaleźć, to jedynie manifestacja uczuć i myśli, które same w sobie są niczym. To dzięki ochronnej powłoce jasnego światła mędrzec pozostaje w jedności ze swoim ja. Wiedząc o tym, nie przywiązuje do tego wagi. Odosobniony, jest jednak zjednoczony z zewnętrznym światem, czuje spełnienie w bezinteresowności i jest pewien swojej istoty."





Nic dodać, nic ująć, prawda? Pojawia się w tym rozdziale ważne zagadnienie - dotyczące słów. Pamiętajmy, że rzeczywistość słowna określa w kategorie, które są przydatne umysłowi i jego intelektualnej pobudliwości. Na drodze dao (jak i w ogóle w duchowości) musimy wiedzieć, że słowa są tu rozmywają, przestają mieć znaczenie, są opisem tego, co nie składa się na naszą istotę. Dlatego też Laozi hołduje niewiedzy (jak czynił to w Atenach Sokrates), opisuje Mędrca, że wygląda on często "jakby dryfował bez celu po morzu, nigdzie nie znajdując wytchnienia"... A to przecież większość ludzi ciągle czegoś szuka, próbuje osiągnąć cele, mieć czegoś więcej, czegoś mniej - cnotą jest tymczasem zaufanie i pokora wobec (swojej naturalnej) drogi Dao. Możemy więc leniwie dryfować w przestworzach, naprawdę...


Szczególnie w odniesieniu do Władcy jest to ważne, aby miał w sobie tyle odwagi i rozwagi, aby ufnie podążać za Dao i nie podejmować pochopnych decyzji. Należy bowiem wiedzieć, kiedy się zatrzymać i pozwolić rzeczom się zrealizować. Laozi obrazuje Dao odnosząc je do stosunku pomiędzy mikro i makrokosmosem. Pojedynczy człowiek i jego świat wewnętrzny odbija się w społeczności, z którą żyje, ta zaś w swojej  wiosce lub mieście. Miasto odbija państwo. Państwo cały świat. Świat Niebo, a Niebo i Ziemia wzorują się na Dao...

Powróćmy jeszcze do przeciwieństw, bo w tym wiedzę największą naukę płynącą z Daodejing. Podążanie swoją ścieżką wiąże się z maksymalną pokorą i spokojem.

 "Tao, choć jest najjaśniejszym światłem, wydaje się być mroczne; człowiek, który czyni postępy w jego praktykowaniu wydaje się stać w miejscu, a nawet cofać w rozwoju; szlak Tao, choć prosty, wydaje się wyboisty i trudny; najwyższa cnota rodzi się na dnie najgłębszej otchłani... 

Znalezione obrazy dla zapytania laoziOto właśnie życie prawdziwe, bez żadnych upiększeń, podtrzymywane wspaniałą akceptacją wszystkiego, jakim jest. Jakiś czas temu poczułam, że muszę w swoich duchowych podróżach powrócić do bytu (jego ziemistej, mięsistej, krwistej rzeczywistości, bo bytowi chodzi o byt). Teraz zrozumiałam, że tym właśnie jest Dao. Bo jakże często obserwując świat można mieć wrażenie, że pomimo tak wielu zmian i świadomościowych przeskoków, jednak... nie stało się nic? Tym nic jest Dao, jest doskonale pustą formą, formą, którą odsłania uświadomienie sobie swojej naturalnej ścieżki. Poprzez pasję, miłość, kontakt z przyrodą...

A teraz trochę ontologii...

"Tao istnieje, mimo że się nigdy nie narodziło. Istniejąc dało początek pierwszemu wrażeniu. Pierwsze wrażenie zrodziło wspomnienie, a z niego natomiast powstała pierwsza myśl. Dzięki myślom istnieje cały nieskończony wszechświat. Materia, która narodziła się we wszechświecie, pozostawiła za sobą mrok i skierowała się ku światłu, z którego będzie mogła na nowo odrodzić w nowej formie. Harmonię przemian zachować można dzięki nicości, która jest jej oddechem".




Warto zwrócić uwagę na rolę myśli w istnieniu wszechświata. Podtrzymujemy jego nieustanny bieg i rozwój właśnie poprzez myśli. I tu można mówić o rozwoju - wychodzi z umysłu i pracy intelektualno-(różnej). I faktycznie tworzy nowe jakości w świecie i umożliwia ludzkości rozwój na rozmaitych poziomach. Wewnętrznie jednak zyskujemy jeszcze więcej - i rzeczywiście Laozi tutaj trochę wartościuje, ukazując po prostu zyski z życia w zgodzie z Dao. To wartościowanie jest według mnie zupełnie na miejscu - powrót naturalności w odniesieniu od innych stanów może być ponad nie wyniesiony. Natomiast sama naturalność pozostaje już poza obiegiem słów - im mniej ingerujemy, tym lepiej będzie się układać. Jest to minimalizm, droga Dao jest bardzo minimalistyczna (to w zasadzie ciągłe zmniejszanie wszystkiego, aby dotrzeć do najbardziej pierwotnej natury; ale nie prymitywnej - pierwotnej oznacza, najbardziej naturalnej dla siebie). Dotyczy to każdej sfery życia ludzkiego, szczególnie zaś państwowego. Laozi zaznaczał, że im mniejsze państwo, tym lepiej zadbać w nim o harmonię.

"Prawo natury rządzi poprzez pozwolenie rzeczom obierania ich własnego kursu, nie wymaga od nikogo, by walczył o zdobywanie świata. Pozwala istnieć bez wysiłku, zdobywać bez zdobywania".

Jednak to, co przytoczyłam wyżej, a także dygresja dotycząca umysłu, nie może zostać pozostawione bez ważnej kwestii dla Laoziego. Mianowicie istnienia kultury i cywilizacji, rytuałów (tradycji), moralności (jako zbioru praw, doktryn). Laozi był przeciwnikiem wszelkich ludzkich wysiłków, dążeń i tworów, ingerowania w cokolwiek (czy w sprawie państwa czy innych ludzi). Miał na taką postawę wpływ szereg nieszczęść, które spływały w czasie jego życia na królestwa chińskie - ciągłe wojny o władzę i klęski głodowe.

Znalezione obrazy dla zapytania laozi 

Trzy skarby 
Laozi wymienia trzy cenne skarby dla Mędrca podążającego drogą Dao. Są to cnoty, które już wypłynęły wcześniej, zasługują jednak na wyszczególnienie. Każda z cnót, jeśli jest rozwijana i pielęgnowana, daje istnienie innym ważnym cechom:
~ współczucie (-> odwaga)
~ umiar (-> szczodrość)
~ pokora (-> przywództwo)

Pamiętajmy jednak, że ideą Dao jest wu-wei. Zawiera się w tym siła akceptacji, spokoju, powrót do prostego, codziennego życia.


... Mędrzec szanuje siebie mimo, że nie rozumie swojej istoty...


 

sobota, 29 października 2016

Początki chińskiej filozofii









       Różnie bywa z tym, co nazywamy "filozofią". Samo słowo pochodzi z greki, więc jest ściśle związane z kulturą europejską (i zachodnią). Umiłowanie mądrości nie było jednak takie samo w innych rejonach świata. W starożytnych Chinach nie istniało takie pojęcie, bo i "robienie filozofii" nie wyglądało jak w Europie. Nazywać ją zaczęto, jako "naukę mędrców" = zhexue, dopiero na początku XXw. Przede wszystkim nie było tu rozłamu religia-filozofia, nie było separacji jakiejkolwiek myśli od ogólnego systemu światopoglądu. Wręcz przeciwnie - słowa mędrców chińskich służyły za narzędzia do sprawowania władzy, utrzymania społeczeństwa pod kontrolą, zachowania autonomii. Myśl chińska była zatem nierozerwalna z polityką, tak jak hinduska - z kosmologią i dążnością do wyzwolenia.

     Tak też w Chinach pewne koncepty mające regulować życie nazywano dwojako: JIA = szkoła myślenia, rodzina oraz XUE = nauka. Mamy: daojia/daoizm filozoficzny; foxue/buddyzm jako filozofia. Ale nie zapominajmy, że w starożytnych cywilizacjach równie ważną rolę, albo i ważniejszą, odgrywały rytuały i systemy religijne, oparte w Chinach na bardzo ważnym kulcie przodków, wypełnianiu określonych obowiązków. Stąd istnieje także termin JIAO = instrukcja, pouczanie, praktyki. To oznacza, że można powiedzieć o buddyzmie fojiao, jako religii. Choćby w Japonii pierwsze rozkwity buddyzmu przejawiały się tylko jako obrzędy i oddawanie czci posążkowi Buddy, nie przeniknęły tam początkowo żadne doktryny. Nie istniał więc buddyzm, jako filozofia. Z kolei konfucjanizm na ziemiach chińskich można nazwać tylko jako naukę, sposób rozumowania, ponieważ konfucjanizm nigdy nie funkcjonował w sferze religijnej. W ogóle ta sfera nie przybierała w Chinach postaci zorganizowanej, aż do przybyciu buddyzmu. Sama religijność wybijała społeczeństwo z naturalnego toku życia, hierarchii i obowiązków mających podtrzymywać ład wszechświata, dlatego formy religijności były w Chinach krytykowane. Podobnie, jak w Indiach odstające od wedyjskiej myśli systemy materialistów, dżinistów czy właśnie buddystów. Co ciekawe, w Indiach buddyzm był nieortodoksyjną szkołą, a zatem wyłamał się z kanonu, natomiast w Chinach zaczął ów kanon tworzyć, przybierając systemowy kształt (zorganizowanego kultu).

      Co jeszcze organizuje wszelkie myśli i koncepty? Oczywiście literatura. Pisma filozoficzne nazywane są GUWEN (dawna/historyczna literatura) i w ich skład wchodzą wszelkie dawne napisy (choćby te na skorupach i kościach), pisane w klasycznym języku chińskim. Najczęściej myśli filozoficzne były rozwijane jako komentarze do dzieł Mistrzów, ponieważ...

"Dla chińskich myślicieli przynależność do jakiejś szkoły filozoficznej jest rzeczą najwyższej wagi. Adepci otaczają swoich nauczycieli głęboką czcią, zwracając się do nich "mistrzu" [...]. Chińska filozofia jest zatem zbudowana na kontynuacji i dalszym wyjaśnianiu nauk czcigodnych poprzedników, nie zaś na podważaniu ich teorii czy wymyślaniu od początku nowych."

    Najważniejsze w takim ortodoksyjnym nauczaniu było więc studiowanie, zapamiętywanie i recytowanie  ksiąg kanonicznych: Yijing (Księga Przemian), Shi-jing (Księga Pieśni), Shu-jing (Ksi. Historii), Li-ji (Ksi. Rytuałów), Chun-qiu (Kroniki Wiosen i Jesieni). Mędrcy chińscy nie przypisywali sobie jakichś odkryć filozoficznych, mówili raczej, że przekazują prawdy od starożytnych. Ten wielki szacunek do przeszłości i tradycji widać było w kulcie przodków, ale też w całej hierarchii społecznej. Mędrcy nie pisali, nie tworzyli własnych dzieł, tylko bronili istniejącej już prawdy, w najlepszy sposób jaki znali przekazywali drogę dao.

Znalezione obrazy dla zapytania dynastia qin     Nie znaczy to jednak, że w filozofii nie istniały żadne dyskusje czy potyczki intelektualne. Istniało sporo szkół filozoficznych - rozwinęły się w okresie Wiosen i Jesieni (Konfucjusz, Laozi) oraz bardzo burzliwym czasie Walczących Królestw (480-222p.n.e.) (Mencjusz, Xunzi, Mozi, Zhuangzi, Hanfeizi).

   Te okresy składają się na starożytną filozofię chińską.
    Oznaczają czas, w którym aż siedem państw walczyło o supermację na Równinie Centralnej. Zwycięstwo odniósł Qin Shi Huandgdi, Pierwszy Cesarz z dynastii Qin. To on zlecił budowę Wielkiego Muru. Po jego dynastii nastąpił rozkwit Pierwszego Imperium (221).
     
     Jak widać stabilność Chin, jako państwa od samego początku była bardzo chwiejna. To wpływało oczywiście na rodzaj wysnutej filozofii, jak i na ogół wyobrażeń o świecie i życiu starożytnych chińczyków. Ostatnio pisałam o najważniejszych częściach tego światopoglądu. Wiara w niezmąconą harmonię, podstawową równowagę, która znajduje się pod warstwą wszelkiej różności świata - pod emocjami, słowami, działaniami, zmianami. Qi jest energią, ruchem, tworzywem całego wszechświata. Lecz równocześnie w tym krajobrazie istnieje pojęcie YI, oznacza ono ZMIANĘ. W Księdze Przemian (YIjing) mamy bowiem poprzez przeciwieństwa (yin i yang) ukazane następujące rodzaje zmiany: cykliczną, następczą i brak zmiany.
     Cykle są bardzo bazowymi poglądami większości archaicznych społeczeństw - wszystko od obserwacji przyrody, ludzkich zachowań i potrzeb. Poza tym istnieje też prawo "biegunowej przemienności" - po nocy nastaje dzień, yin ma w sobie yang, a yang ma w sobie yin. Taniec przeciwieństw. Sytuacja zła może dać dobrą, bo w każdej sytuacji istnieje coś w rodzaju superpozycji zmiany -wszystkie możliwe stany już istnieją.
    Rzeczy sprzeczne nie są logicznie niepoprawne, a dopełniają się.

"Każdy rozwój wiedzie ostatecznie do swojego przeciwieństwa, wszelki rozwój ma więc swój kres. W ten sposób ruch qi oraz wymiana między yin i yang ustanawiają we wszechświecie regularność: pogoda przechodzi przez cztery nieodwołalne pory roku, a wszystkie żywe istoty - przez cztery nieuniknione stadia życia.."

    Brak zmiany starożytni Chińczycy uważali za tło, dzięki któremu jakikolwiek ruch i zmiana może być widoczna.
     Zatrzymajmy się trochę w tym lubianym przeze mnie miejscu. Często nawiązuję do transgresji, jako doskonałego opisu struktury funkcjonowania człowieka w świecie. Transgresja oznacza przekraczanie, jest więc ciągłym ruchem ku. I robimy to przez całe życie, ciągle poszerzamy swoje granice, rozwijamy się, uczymy, robimy różne (często skrajnie) rzeczy. Lecz w tym wszystkim także jest pewna podstawa, stan niezmazywalny - mianowicie samo pojęcie transgresji już w sobie zawiera stałą strukturę (istnienie granicy, którą przekraczamy, do której się ustosunkowujemy). Transgresja jest zatem... nieruchoma, zawsze stawia nas w pozycji stabilnej do otaczającego świata (który przecież ciągle jest w ruchu i tonie w swoim bogactwie).
    Brak zmiany, jako tło dla wydarzania się rzeczy, jest tą podstawową równowagą. Superpozycją. Cnotą jest więc, korzystając z spokoju wypływającego z owej harmonii, mieć wyczucie czasu = SHI-ZHONG. To oznacza po prostu intuicję co do podejmowania określonych działań. Na tym opierały się wróżby i Yijing, a także postawy wszelkich mędrców.

"Kiedy zdajemy sobie sprawę, jakie jest nasze miejsce w ogólnym rozwoju zdarzeń, wówczas możemy podjąć właściwe działanie - albo wzmacniając bieg rzeczy, jeśli jest dla nas korzystny, albo go zmieniając, a przynajmniej spowolniając, jeśli nam źle wróży".
 Znalezione obrazy dla zapytania okres walczących królestw
 
    Całe filozofowanie nie mogłoby istnieć bez języka - i jemu trzeba poświęcić trochę uwagi. Za autorem manuskryptu o filozofii chińskiej wypiszę podstawowe cechy klasycznego chińskiego: sztywna struktura zdania (analityczność), monosylabiczność słów (brak fleksji), polisemantyczność morfemów (mogą być zarówno czasownikami, przymiotnikami, jak i rzeczownikami), brak kategorii liczby, czasu i osoby.
    Z tego względu wszelkie interpretacje chińskich dzieł stanowią duży problem - mogą być rozumiane wieloznacznie. Ponadto tworzono także wyrażenia/frazeologizmy/przysłowia, które stały się terminologią filozoficzną. Dla obserwatora "z zewnątrz" może być ona często niezrozumiała, ponieważ jest pozbawiona szerszego kontekstu i znaczeń. Te same pojęcia mogą znaczyć różne rzeczy w poszczególnych szkołach. Wśród nich: dao, wuwei, li (zasada), qi, xing (natura), de (cnota), fa (prawo), ming (przeznaczenie). Ponadto wiele z tych słów ma prawie takie samo brzmienie, a oznacza coś trochę innego: li - rytuał i zasada, ming - nazwa i przeznaczenie, ren - człowiek i humanitaryzm.

   " Sinogramy (zi) niosą w sobie przede wszystkim pojęcie, ideę czy relację (funkcję syntaktyczną), a wtórnie związany z nimi dźwięk. Znak jest często pochodzenia obrazkowego, najczęściej ma strukturę semantyczno-fonetyczną, ale niekiedy jest rebusem lub nawet prawdziwą scenką rodzajową."

    W myśli chińskiej nie ograniczano się więc do jakichś sztywnych definicji, uściślania. Mędrcy mieli raczej metaforyczne podejście do wyrażania swoich myśli. Stosowano przypowieści, anegdoty, analogie, dostrzegano paralelizmy, ukazywano wzorce asynchroniczne - była to racjonalizacja wróżby. Brak w Chińskim piśmiennictwie filozoficznym naukowo wywiedzionych związków przyczynowych. W końcu jednym z najważniejszych pojęć tej filozofii jest zmiana
  


Periodyzacja (ewolucja poglądów):


1. Myśl chińska klasyczna - dynastia Zhou i Qin, 1027-213 p.Chr.

2. Późno starożytna - od wielkiego spalenia ksiąg do końca wsch. dynastii Han, 213-220poChr.

3. Średniowieczną (Trzy Królestwa, dynastia Jin, do ep. Pięciu Dynastii, 220-960).

4. Renesansową (Song, 960-1279).

5. Nowożytną (Yuan, Ming, Qing, do otwarcia Chin 1271-1824).

6. Współczesną.







Znalezione obrazy dla zapytania okres walczących królestw


wtorek, 18 października 2016

Światopogląd Dawnych Chin

 






       Po wpisaniu w grafiki google słowa: 上帝, co oznacza po chińsku Shang-di, czyli Najwyższego Władcę/Najwyższego Przodka (Lord of High, The Greatest Ancestor) - ujrzałam obrazki przedstawiające Jezusa, a także krzyże na tle nieba.

          Jak dobrze, że Internet nie może wiedzieć wszystkiego i mam nadzieję, że chińskie (i nie tylko chińskie) dzieci dobrze o tym wiedzą. Mogą zostać wprowadzone w wielki błąd i być może nigdy nie dowiedzieć się o tym w co wierzyli starożytni chińczycy. Mowa o tych z dynastii Shang w epoce brązu (ale zapewne i wcześniejszych, jak Xia). Shang była pierwszą archeologicznie potwierdzoną dynastią. Odkryto stolice Erligang i Anyang.

Znalezione obrazy dla zapytania anyang A w nich oczywiście naczynia rytualne i codziennego użytku, które pozwoliły zrekonstruować życie najstarszych chińskich ludów. Warto tu dodać, że równolegle na zachodzie istniała dynastia Zhou, która pod koniec epoki brązu, pokonała armię Shang i z tych bitew o kontrolowanie Równiny Centralnej wywiązało się jeszcze więcej walk i ogólnego chaosu w Chinach. Małe państewka walczyły o supermację: Zhao, Wei, Han, Qin, Qi, Yan i Chu. Ten okres - 475-221p.n.e. to okres Walczących Królestw. I wtedy powstały najbardziej znaczące dla całego państwa myśli filozoficzne.
Lecz nie brnijmy dalej w historię. Co z tym Panem Niebios i jego internetowymi wizerunkami? Czy faktycznie ma coś wspólnego z Jezusem? Otóż starożytni Chińczycy nie wiedzieli nic o chrześcijańskim Synu Bożym. Dopiero, gdy do Chin przybyli misjonarze (Jezuici), zaczęli utożsamiać swojego Boga z słowem Shang-di. Prawdopodobnie, aby ułatwić "tubylcom" zrozumienie ich religii, a nawet dlatego, że tak było łatwiej. Chodzi tu bowiem po prostu o kwestie tłumaczenia słowa Bóg na chiński, a także o prawa misjonarzy, aby podpinali pod chińskie słowa własne znaczenia. W efekcie powstał neologizm 天主, oznaczający Pana Niebios (Tianzhu). Jednak słowa łatwo nasiąkają znaczeniami i tak samo stało się ze starożytnym chińskim Shang-di i stąd internetowe wizerunki nie do końca nawiązujące do chińskiego folkloru.
I chociaż rzeczywiście Shang-di tłumaczy się jako "Bóg", nie oznacza to Boga chrześcijańskiego, który sprawuje pieczę nad ludźmi i "kieruje" ich losem, a nawet karze za złe czyny. W chińskiej religii ludowej mamy do czynienia z bardzo spójną wizją świata, posiadającą określoną strukturę, w której wszystko ma swoje miejsce i ze sobą współegzystuje. Poza tą spójnością ów światopogląd jest niezwykle logiczny i wręcz dziecinnie prosty.

Mamy nad sobą Niebo (Tian, jako całość ciał i zjawisk niebieskich, aktywność planet, gwiazd, słońca). A pod sobą Ziemię (Di, jako teren istnienia rzeczy i przyrody). Wszystko, co pomiędzy obejmuje ludzkie życie i pozostaje w stałym związku z Tian i Di, ponieważ dla Chińczyków... "Wszechświat stanowi całość ogarniającą Niebo, Ziemię i wszystko, co znajduje się pomiędzy nimi. Nie było żadnego początku - świat istnieje od zawsze".

Wynika z tego oczywiście naturalny i rytmiczny bieg zjawisk w przyrodzie i życiu ludzkim. Dodatkowo zaś każdy element Wszechświata jest na tyle skorelowany, że wszelkie elementy zakłócające sprawy ludzi - wpływają na stabilność przyrody i odwrotnie. Shand-di, jako figura być może oznaczająca sam Wszechświat, nie wpływa na to, co dzieje się na ziemi, nie karze ludzi powodziami i głodem. Są to naturalnie pojawiające się zakłócenia biegu życia, ponieważ świat oparty jest na tańczących ze sobą parach przeciwieństw. I aby zaistniała harmonia, nie może ich zabraknąć. To chyba Heraklit z Efezu pisał, że... szaleństwem jest harmonia jednakowości...

Powracając jednak do światopoglądu starożytnych Chińczyków, to warto dodać, że i u nich musiały istnieć interesujące szamańskie praktyki, umożliwiające ludziom zbliżyć się do kosmicznego rytmu i zrozumieć go lepiej, niż można to zrobić tylko poprzez obserwację. Czy wszelka filozofia nie powstała przypadkiem z tego powodu? Człowiek nie tylko z ciekawości zaczynał przyglądać się życiu. Chciał wejść z nim w dialog. A ile indywidualności - tyle różnych dialogów. To wiemy z filozofii. W starożytnych wizjach świata było trochę łatwiej, bo podporządkowywano społeczeństwo pod określoną metodę, która ułatwiała im pogodzenie się z nie zawsze korzystnym rytmem Wszechświata.

Znalezione obrazy dla zapytania chinese turtle magicW Chinach zajmowano się wróżeniem, czy też wieszczeniem. Takie szamańskie praktyki polegały na wejście w odmienny stan świadomości, "spójny z duchem kosmosu". A ich głównym celem w Chinach było przewidzenie przyszłości, rekonstrukcja biegu wydarzeń, aby podjąć najlepsze decyzje i osiągnąć tym upragnione zwycięstwo w bitwie lub powodzenie w sprawach politycznych. Nie zapominajmy bowiem, że w dawnych Chinach właśnie to było najważniejsze.

W dynastii Shang wróżono ze słynnej skorupy żółwia. Zacytujmy ten proceder:
"Przed przystąpieniem do wróżby na skorupie zapisywano pewne tajemne słowa (owe inskrypcje są najstarszymi przekładami pisma, jakie znaleziono w Chinach, pochodzącymi z lat 1700-1100 p.n.e.). Skorupę wkładano następnie do ognia i czekano do chwili, gdy pod wpływem gorąca zaczynała pękać w różnych miejscach. Wróżbita odczytywał wieszcze znaki w zależności od tego, jak podzieliły się zapisane wcześniej na skorupie słowa. W celu odprawienia takiej ceremonii należalo uprzednio oczyścić umysł i ciało, tak aby osiągnąć wyższy stan świadomości[...]"
Inskrypcje zapisywane na "wieszczących kościach i muszlach" stanowiły podstawę do odtworzenia starożytnego chińskiego pisma.

Oracle bone script: (from left) 馬/马 "horse", 虎 "tiger", 豕 shĭ "swine", 犬 quǎn "dog", 鼠 shǔ "rat and mouse", 象 xiàng "elephant", 豸 zhì "beasts of prey", 龜/龟 guī "turtle", 爿 qiáng "low table" (now 床 chuáng), 為/为 wèi "to lead" (now "do" or "for"), and 疾 "illness"


No a później, jak to już w kulturze ludzkiej bywa, zaczęto zapisywać metody wróżenia - i tutaj Chiny są bardzo oryginalne, bo najstarszą świętą księgą tego kraju jest właśnie ezoteryczna księga dotycząca wróżb. Yijing - Księga Przemian. Pochodzi z dynastii Zhou (~1122-256p.n.e.). I choć z początku składało się na nią kilka zaledwie wzorów, rozbudowano ją w system 64 heksagramów. Oparte są one na symbolice dwóch przeciwstawnych energii, które stanowią fundament całego Wszechświata - yin i yang. "Język yin i yang ma dwa wymiary: jeden z nich to naturalistyczny opis stanów yin i yang, drugi jest symbolicznym opisem charakteru związków międzyludzkich".

Te dwie energie są tworzywem wszystkiego, co istnieje. W Yijing yin jest linią przerywaną, a yang ciągłą.
Znalezione obrazy dla zapytania yijing

Co te dwie siły oznaczają? Zapewne dobrze wiecie, uruchamiają samoistny ciąg skojarzeń - mniej lub bardziej trafionych, ale zawsze celujących w ogólną atmosferę danego symbolu. Yin jest symbolem żeńskości, księżyca, tajemnicy, chłodu, bierności, nawet pewnego rozleniwienia, nieprzewidywalności natury, ale też jej nieokiełznanego piękna. Yang to natomiast siła męska, żywiołowa, tworząca, ciepła, to słońce, w pewnym sensie także rozum, działanie oparte na logice. Dwie energie yin i yang istnieją na takich samych prawach i uzupełniają się. Yin posiada więc cząstkę yang i na odwrót. Tworzony przez yin i yang kosmiczny rytm jest obecny w całym Wszechświecie (pamiętajmy, że oznacza on całość ludzkich spraw i spraw kosmicznych).

 I dlatego w starożytnej chińskiej wizji świata jest tak dużo porządku, harmonii, a także płynności. Pozornie oddzielne światy - Nieba, Ziemi, Ludzi, Zmarłych - nie są odseparowane (chociaż realnie Wielki Mur, czyli fortyfikacje i mury obronne, powstały właśnie w epoce Walczących Królestw...). Istnieje swobodne przenikanie się tego, co dzieje się w przyrodzie z życiem każdego człowieka, jego kondycji fizycznej, psychicznej i duchowej. "Owa wiara w jedność Natury i ludzkiego świata, umysłu i materii, ciała i ducha, człowieka i wszechświata, stała się fundamentem chińskiej kosmologii". Kolejnymi ważnymi pojęciami owej kosmologii są dao oraz qi.

O dao będę jeszcze pisać - w kontekście nauk daoistycznych. W chińskim światopoglądzie to słowo oznaczało harmonię spajającą cały Wszechświat w ładzie, lecz także "drogę". Dao ma w zasadzie kilka znaczeń, bo w końcu jeśli samo słowo Droga jest dosyć doniosłe dla całego świata Ducha. Spróbujmy się temu przyjrzeć.
Znalezione obrazy dla zapytania tao

Niejednokrotnie używałam w swoich notatkach zwrotu Droga jest celem. A czasem i na odwrót, że cel jest drogą. Albo, że droga zawsze prowadzi do domu. Bo dom (ale nie jako fizyczny wyznacznik, a to wewnętrzne bezpieczeństwo, harmonia, ukojenie) jest właśnie celem duszy, jest tym spełnieniem, jest tym, co właściwe, ciepłe i dobre. Tym wszystkim jest dao - zarazem jako ontologiczne źródło, spajające wszystkość; jako epistemologiczny szlak poznawania rzeczy; jako etyczną metodę postępowania (czyli w owo poznanie jest już wpisany z góry założony element dobra, właściwy sposób poznawania). Dao to w sumie wszystko i nic, chciałoby się rzecz. I o to trochę chodzi. Jest czymś Niewypowiadalnym, ale istniejącym bez względu na wiarę - jest pomiędzy nami, a powietrzem, a może lepiej powiedzieć- sercem? Autorka cytowanej przeze mnie tu książki napisała trafnie: "... dao można przetłumaczyć jako "ukierunkowanie". "Ukierunkowanie" użyte w liczbie pojedynczej, wskazuje na istnienie jakiegoś jednego ładu kosmicznego czy też jednego kosmicznego wzorca."  Dao to też kosmiczna zasada, prawo (li). W moim odczuciu dao jest raczej odczuciem "właściwości" (nie jako jakość, choć także, ale jako intuicyjnego wyboru tego, co odpowiednie). Jest czuciem w ogóle: żywotności wszechświata, jego rytmu. Jest momentem pozwolenia na to, aby przez nas płynął. I wtedy my jesteśmy w dao i dao jest w nas, ale wyrażenie tego w jakikolwiek sposób zamazuje prawdziwą naturę dao. Zapewne bowiem barwimy je swoimi etykietami, językiem i doświadczeniami. Pozwólmy więc mu pływać swobodnie w przestrzeni naszego życia i zajmijmy się pojęciem QI, które to sprawia, że samo dao może się jakoś poruszać.


QI oznacza więc energię, siłę, tchnienie. Kwestia tłumaczenia, jak zauważyłam, pozostaje rozmyta i otwarta. Qi jest pierwotnym w całej kosmologii - "kondensacja qi tworzy materię. Wszystko składa się z qi, a różne stopnie jego czystości lub zanieczyszczenia wyznaczają różne poziomy istnienia.[...] Wypełnia sobą cały wszechświat, innymi słowy, wszechświat jest po prostu totalnością qi w ciągłym ruchu i nieustannej zmianie." Warto dodać, że qi nie jest zasadą "myślącą"/"umysłową". To po prostu energia tchnąca życie we wszystkość. Mnie opis qi kojarzy się z czymś, co mogłabym nazwać "świadomością". Świadomość jako taka nie jest ukierunkowana. Dopiero w jednostkowej jaźń zdobywa zabarwienie indywiduum, które może świadomie realizować swoją drogę... :)

I co najpiękniejsze dla mnie w całej tej wizji - ów kosmiczny fundament jest możliwy tylko dzięki przeplataniu się pary przeciwieństw. Yin i Yang to dwie strony energii qi. To one niwelują granice, inicjują swobodną relację człowieka ze światem. I mądrość oznacza "w tym starożytnym kontekście wewnętrzną zgodność z duchem wszechświata", umiejętność włączenia się w ten rytm i odczytywania jego znaków, symboli, odczuwania tego prostego piękna.

Bo mury można zbudować, barykady usypać, w umyśle czy to w świecie - ale dla ducha to wszystko nie ma znaczenia. Dla ducha taki mur może być tylko ciekawym estetycznie zjawiskiem, tworzącym nową jakość w ogólnym krajobrazie Wszechświata. :)

Znalezione obrazy dla zapytania wielki mur chiński z lotu ptaka