czwartek, 3 marca 2016

Brando - SunnO))) & Scott Walker {2}

W umyśle są góry
Opadające urwiska
Groźne, strome, niewyobrażalne.

~ Gerard Manley Hopkins


BrandoIndiańska nazwa miasta Omaha w stanie Nebraska oznacza mieszkańców z urwiska. Przenieśmy się tam na chwilę, niech przepływająca leniwie u naszych stóp rzeka Missouri wprowadzi nas w stan wyczekiwania. Zagłębimy się bowiem w dzieło muzyczno-wizualne, które popycha myśli na skraj urwiska – możemy albo zawrócić i zadowolić się pojedynczym odsłuchaniem owego dzieła, albo zaryzykować i rzetelnie odkryć wszystkie tajemnice tego niepokojącego obrazu. To będzie wyzwanie i przekroczenie granicy, pewnego utartego schematu, według którego nie wracamy do niezrozumiałych oraz niepokojących nas rzeczy – do źródeł, do podstaw cielesnego człowieczeństwa, do instynktów i zwierzęcości.
Co zatem odsłoni przed nami wspomniane dzieło? Zapraszam do odsłuchania i obejrzenia, a później lektury o emocjonującej podróży w głąb przedstawionej historii, wraz ze wszelkimi do niej odniesieniami…





 Początek utworu zabiera nas nad rzekę Missouri w Omaha. Nie tylko tytuł „Brando” odwołuje nas do wielkiego amerykańskiego aktora Marlona Brando, ale i samo wspomnienie miasta Omaha, w którym przyszedł on na świat. Tekst napisany przez Scotta Walkera (dawniej wykonawcę muzyki pop, dziś eksperymentalnej) nawiązuje bezpośrednio do filmów z udziałem Brando. Jak sam Walker przyznaje, oglądając pewnego wieczoru „Dwa oblicza zemsty”, western wyreżyserowany przez samego aktora, pomyślał, iż Brando musiał mieć w każdym kontrakcie zapewnione, że… będzie bity. Dlatego też, zgonie ze zdarzeniami w filmach z udziałem Brando, słyszymy:

A beating would do me a world of good
I took it from Saxon
I took it from Dad
I took it from Fat Johnny Friendly
From 3 vigilantes
I took it for Wild One
And the for my sin
I took it from Lizabeth again and again [1]
 
Tekst przesycony jest tęsknotą za uczuciem poniżenia, uległością, byciem pobitym. Sam sposób wykonania – melancholijny, powolny – wskazuje na wielkie niespełnienie, poszukiwanie czegoś mocnego, drastycznego, co sprawi, że podmiot liryczny (można śmiało powiedzieć, że jest nim sam Marlon Brando) zacznie głęboko odczuwać życie. Tylko przekraczając tę granicę nietykalności ludzkiego ciała poczuje dynamikę i wyrwie się nudzie oraz stagnacji. Ta zaś wyrażona została poprzez stylistykę muzyczną.

Sun O))) to znany zespół tworzący powolną „muzykę tła” – ambientową. Lecz nie jest to ambient w swoim pierwotnym znaczeniu – spokojny i subtelny, będący tłem do życia codziennego, jak chciał to widzieć francuski kompozytor i ojciec chrzestny tegoż rodzaju – Erik Satie. To, co słyszymy w „Brando” jest głębokim dark ambientem – mroczną odmianą, tajemniczym bratem bliźniakiem, poruszającym te miejsca w człowieku, o których często wolimy nie myśleć. Jest to muzyka (jak cały ambient) pozaczasowa. Nie obowiązuje tu rytm, harmonia, ani linia melodyczna. Zostajemy pozostawieni sam na sam z wielką otchłanią pustki i melancholii. Stoimy na skraju urwiska z zawiązanymi oczami. Nie wiemy, że wystarczy krok i spadniemy w przepaść.

Możemy doświadczyć tego dreszczu emocji dzięki niezwykłej synchroniczności pomiędzy dźwiękiem, a obrazem, która wprowadza widza w stan skupienia i czuwania. Bohaterowie występujący w „Brando” zachowują się niczym lunatycy, pogrążeni we własnych wyimaginowanych, sennych światach. Pragną osuwać się w nicość na swój sposób przełamując schematy. Każdy ich ruch dostosowany  jest do tempa melodii. Mam wrażenie, że nawet myśli postaci rozpływają się we mgle…

Co jednak przekazuje sam obraz? Film wyreżyserowany przez Gisèle Vienne, francusko-austriacką artystkę, idealnie oddaje zamysł muzyków i ich nawiązania do przekraczania umownych społecznie i cieleśnie granic, pokazanych na przykładzie Marlona Brando.

Widzimy trzech bohaterów: młodzieńca, tancerkę oraz starą kobietę. Młodzieniec jest w dziwnej, zapewne toksycznej relacji z tancerką (niezbyt pewne źródło sugerowało, że jest to jego matka) i pod wpływem impulsu zamyka się w ciemnej komórce, gdzie popada w stan bardzo oderwany od rzeczywistości. Ukrywa się? Próbuje okiełznać własne myśli? Wymyśla strategię, plan dalszego działania? Film nie daje odpowiedzi na te pytania. Młoda kobieta zaś… tańczy. Choreografia przypomina ruchy marionetek – ujawniają się fascynacje Vienne, która w swojej karierze teatralnej posługuje się lalkami.

W większym stopniu niż magia manipulowania marionetkami interesuje ją [Vienne] jednak niepokój, jaki marionetki budzą w widzu. Ich niedoskonałość może mieć potencjał plastyczny i dramatyczny.[2]
 
Pełen rozpaczy taniec kobiety, a następnie jej zakrwawiona twarz wywołują jeszcze większe napięcie w widzu. To jednak tylko początek. Aby lepiej zrozumieć zamysł reżyserki przyjrzyjmy się roli lalek w karierze innego artysty – Hansa Bellmera.

Ten urodzony w Katowicach ilustrator i fotograf stworzył w 1933 roku cykl fotografii Lalka, który miał być protestem przeciwko współczesnym normom obyczajowym. Bellmer pragnął znaleźć odpowiedź na pytania:

[…] jak ciało jawi się sobie samemu? […] Jak ciało, które nie zdążyło utracić niewinności za sprawą natrętnej autorefleksji i kontroli społecznej, czyli ciało wyłamujące się spod żelaznego rygoru intelektu, postrzega samo siebie? Jakie obrazy, jakie panoramy mogłyby się ukazać oku penetrującemu w głąb trzewi przez pępek?[3]
 
Według artysty jedyne, co może przekroczyć opozycję wnętrze – zewnętrze, to wszelkie dwoistości, symetrie, postrzeganie danego narządu poprzez pryzmat drugiego, albo tego samego – kopiowanego w nieskończoność. Bellmer stworzył więc ruchomą instalację – manekina zwanego Lalką, która miała pomóc mu w poszukiwaniu tej ukrytej wrażliwości cielesnej, znalezieniu granicy nadającej ciału kształt, a następnie zniesieniu jej – Bellmer doszedł ostatecznie do wniosku, że o kształcie ciała decyduje jego twórcze przetworzenie, a nie śmiertelność.
I nikt nie mówi, że to przetworzenie ma opierać się na jakichkolwiek moralnych zasadach. Jak już wiemy to właśnie tęsknota za biciem i poniżeniem jest głównym motywem „Brando”.

Choć teledysk Vienne ukazuje to tylko w sposób subtelny – grając na emocjach widza poprzez wypaczone, powolne ruchy tancerki – owo przetworzenie ciała dokonuje się na innym, bardziej mentalnym poziomie. Widzimy i czujemy, że coś – ktoś się zbliża. Kamera nieustannie podąża przed jakimś pojazdem. Niepokój wisi w powietrzu – krajobrazy osnute gęstą mgłą i muzyka podrywająca to wszystko do stanu niespokojnego czuwania. Kolejna granica zostaje przekroczona.

Gość dociera pod dom tancerki i dowiadujemy się kim jest. To zarazem najlepszy, jak i najbardziej mrożący krew w żyłach moment. Zbliżenie twarzy starej kobiety, o nieprzeniknionych jasnych oczach i zaciśniętych ustach, budzi prawdziwą grozę. Obraz się urywa, muzyka również. A jednak znów muszę powiedzieć – to jeszcze nie koniec.

Postacią, którą widzimy jest Catherine Robbe-Grillet, bardziej znana pod pseudonimem Jean de Berg. Francuska sadomasochistyczna pisarka. Jej największym dziełem jest „The image”, na podstawie którego nakręcono film w 1975 roku – „The Punishment of Anne”. To kino dla wytrwałych i odważnych widzów o uprzedmiotowionej kobiecie, służącej rozrywkom seksualnym jej właścicielki. Film, a nawet sam jego gatunek, stanowi idealną puentę dla niezwykłego dzieła trójki artystów – „Brando”.

Wplecenie na koniec motywów sadomasochistycznych jest niemą odpowiedzią na rolę cielesności i ludzką tęsknotę za czymś wyrazistym, realnym, a zarazem wolnym. Postać Jean de Berg jest symbolem samym w sobie. Wprowadza do zakończenia „Brando” element prawdziwego, uosobionego zderzenia z transgresją. Wykraczaniem poza normy, umowy, granice osobowości i człowieczeństwa. Milczące, ale jak najbardziej realne w wyobraźni widza przetworzenie ciała i skok z urwiska dokonuje się więc na koniec teledysku, gdy widzimy tylko czarny ekran. Groza?

Nie da się ukryć wpływu jeszcze bardziej kontrowersyjnego pisarza markiza de Sade’a (zresztą twórcy sadyzmu; na pewno słyszeliście o Stu dwudziestu dniach Sodomy jego autorstwa) zarówno na twórczość (jak i całą sylwetkę) Catherine Robbe-Grillet oraz Gisèle Vienne. De Sade interpretował wszelkie granice i normy ustanawiane przez ludzi za całkowicie absurdalne. Zaś akt transgresji miał być istotny, jako występek sam w sobie, pozwalający na roztopienie się człowieka i zachwianie jego tożsamością.

[…] De Sade jako pierwszy „wewnętrzny obserwator” pozwala człowiekowi pomyśleć to, co jest nie do pomyślenia. Uchwycić to, co tkwi u podstaw człowieczeństwa, jednocześnie je niszcząc. Wpisana w świat, który ją otacza – w tym miejscu, w którym znajduje się dzisiaj – twórczość Vienne wyrażałaby „burzę pragnień”, otwierającą naszą świadomość na świadomość siebie.[4]
 
Francuski filozof Georges Bataille mógłby chyba zapłakać ze szczęścia. Oto w jednym, krótkim filmie pokazano prawie całą jego filozofię. Bataille nawoływał do uświadomienia sobie własnej podmiotowości. Był rzecznikiem wolności, choć nazywał ją suwerennością, aby wyjść poza ograniczania językowe. Tak wolnym człowiekiem jest ten, który przekracza granice wytyczone przez zdrowy rozsądek. Działa gwałtownie, instynktownie i bezcelowo, przeciwstawiając się planom i celowości – części życia człowieka, jaką jest praca. Sposób na nasze bycie w społeczeństwie.

Suwerenny człowiek nie zamyka się w ciasno ograniczonych zasadach, przekracza to, co możliwe, wykracza ku naturalności, zwierzęcości, ku nieludzkiemu (w sensie: nieracjonalnemu), ku niemożliwemu.[5]
 
 A jednak nie da się nie zauważyć, że aby zaistniała transgresja musimy mieć co przekraczać. Tak też Bataille nie odcina się od tego racjonalnego świata i ustalonego porządku. Mówi: człowiek jest złożeniem zakazu i transgresji [6].

Taka postawa ma też pomóc człowiekowi wyjść poza jego przedmiotową rolę w społeczeństwie. Dokonując aktu transgresji staje się bardziej i pełniej sobą. Nie uciekając od typowych dla ludzi (i zwierząt) instynktów: seksualności, ciała, fizjologii, najbardziej demonicznych w nas cech, takich jak przemoc czy tęsknota – do urzeczywistnienia poza granicą racjonalności, poprzez zapędy  sadomasochistyczne i inne. Wszelkie możliwości przekroczenia kolejnej granicy wydają się tutaj na miejscu. Czy będą dotyczyły cielesności czy naszego życia w ogóle, transgresja ma być niekończącymi się próbami skoku w nicość[7]. Skoku z urwiska?

„Brando” to utwór powstały dzięki współpracy ludzi z różnych środowisk. Połączyło ich wspólne przekraczanie granic, wspólny skok z urwiska – spojrzenie na transgresję, jako element życia człowieka. Czasem bowiem pojawia się w nas niewyrażalne uczucie niepokoju, brzmiące właśnie jak pełne grozy dźwięki z „Brando”. Ten niepokój pragnie urzeczywistnienia, ale aby dokonać takiego aktu trzeba najpierw wyjść poza samą rzeczywistość, a raczej przez ramy narzucone nam na drodze wychowania. Odciąć się – zamknąć poza nią – tak jak bohater teledysku Vienne, w ciemnej komórce – a następnie przekraczać granice. Teoretycznie i praktycznie. Transgresja, będąca podróżą w niemy świat bez etykietek i definicji. Nagi, pozbawiony tabu. Jak często jednak będący tylko odbiciem, cieniem wewnętrznych tęsknot i mrocznych fascynacji? Odnoszę wrażenie, że od momentu zamknięcia młodzieńca w komórce wszystko, co widzimy jest projekcją jego umysłu. Czyż nie daje to jeszcze bardziej niepokojącego obrazu zakończenia? W którym momencie granica pomiędzy rzeczywistością, a wyobraźnią została zatarta?






.
 _____________________________________________________________
[1] Scott Walker, Brando, [w:] album Soused 2014, [w:] http://www.darklyrics.com/lyrics/sunno/soused.html#1, dostęp: 8.11.2014.
[2] C. Hurault, Fascynacja lękiem, tłum. D. Semenowicz, [w:] http://www.teatr-pismo.pl/archiwalna/index.php?sub=archiwum&f=pokaz&nr=1555&pnr=68, dostęp: 8.11.2014.
[3] K. Kobos, Świadomość jako uwikłana w cielesność – teoria Georges’a Bataille’a wobec artystycznej praktyki Hansa Bellmera, [w:] http://www.nowakrytyka.pl/spip.php?article166, dostęp: 8.11.2014.
[4] C. Hurault, Fascynacja lękiem, tłum. D. Semenowicz, [w:] http://www.teatr-pismo.pl/archiwalna/index.php?sub=archiwum&f=pokaz&nr=1555&pnr=68, dostęp: 8.11.2014.
[5] A. Koś, Wolność według Georges’a Bataille’a, [w:] http://.nowakrytyka.pl/spip.php?article394, dostęp: 8.11.2014.
[6] K. Matuszewski, Wstęp, [w:] G. Bataille, Doświadczenie wewnętrzne,  KR, Warszawa 1998, s. 24.
[7] A. Koś, Wolność według Georges’a Bataille’a, [w:]  http://www.nowakrytyka.pl/spip.php?article394, dostęp: 8.11.2014.
Dodatkowo:
J. Doran, Enter The Furnace: Scott Walker Interviewed, [w:] http://thequietuswww.com/articles/16411-scott-walker-interview-sunn-o-soused, dostęp: 8.11.2014.
M. Sinior, Obsesja Hansa Bellmera, [w:] http://www.fotopolis.pl/n/4244/obsesja-hansa-bellmera/, dostęp: 8.11.2014.

+ zainteresowanym i nieznudzonym dopowiem, że Brando jest częścią (świetnego) albumu wydanego przez Scotta Walkera i Sun O))) w 2014 roku - Soused. 

 _____________________________________________________________________