wtorek, 5 lipca 2016

{SŚ5} Mówienie o pustce Pustce. Lustro.


{SŚ5}

LUSTRO


Różowe chmury
przykryły niebo
klucz do drzwi

                                                                           - creatio


opuść labirynt
zapętleń

Droga pomiędzy
falami ciał
wirujących na wietrze
  • inicio


Myśli niewypuszczonych w przestrzeń obrazów, łomoczą w wielkie wrota świata, chcąc być zapisem, wyrazem nieskończonej ilości przestrzeni. A ta przestrzeń – tylko między nimi, choć dzięki nim możliwa. Nietrafne, a zarazem jedyne tak blisko. Otwarte, ale hermetycznie strzegące porządku zapisu. Alfabet. Alfa – bety.
Odbijane lustrem świadomości otwarte księgi ludzkości. Już tak daleko od swego źródła, od poznania osiągniętego. Powtarzane i przepisywane w nadmiernych ilościach sycą oczy i uszy naszych drogocennych mniemań. Bycie. Jak kryształ jaśniejące, a jednak jak lustro. Jak lustro. W spiralnej wieczności niewyjaśnionych zbiegów okoliczności.
Prawda. I piszesz znów te słowa, myśląc – naiwnie wpuszczając do swojej głowy kolejne słowa połączone w niespójny tok rozumowania na temat niekoniecznie ważny. Nie wartościuje, przyjmuje wszystko i wszystko zostaje przeliczone, zbadane. W abstrakcji opis industrialnych nadziei ujęte. Dlatego właśnie piszę, znów tracąc oczywistość własnego punktu widzenia.
Mam oko i patrzę przez nie skupiona na każdy z mniejszych i większych kamyków, kosmicznych dzieci myślowych intencji. Wyjątkowo prześlizgujących się ponad skostniałe formy lustrzanych odbić, ujmujące się za twórczą naturą. Naturą. W jej ciepłych objęciach spoczywają klejnoty jedynych możliwych świadectw ludzkiej potęgi z wnętrza. Z wnętrza ziemi.
Schowajcie je i teraz nowy obraz powstanie, wyrzucony, wylany z ciała, z głowy, z serca. Wytrysk spełniający, ale niebędący spełnieniem, bo wciąż realizowany. Wytrysk, ale jako zwieńczenie form obrazowych z myśli przekutych w kształty.
I taniec na wodzie, na jej gładkiej powierzchni, wyobraźnią sunący w czasoprzestrzeń. Myśli bez czasu, ukłucie niepokoju, bo każda ścieżka ma swoją długość i szerokość.
Ale pozbądźmy się ich, zarzucić alfabetyczną umiejętność dopasowania. Naiwną penetrację wyrazów. Dać się wyrwać z kontekstu i zawirować tam, gdzie można było tylko analizami wyprowadzać jaśniejące pozorami konstrukty zdarzeń. Minionych, obecnych, projektowanych.
Nowe sformułowania, czujne jak kulka niebieskiego oka ważki. Odbija źrenicę, rozszerza granice. I skrzydłami machnie wzbijając puch subtelności – w powietrza oddechów.

Jestem całością. Mikrokrystaliczną falą światła i dźwięku. A światło w ciszy realizowane; a dźwięk przestrzeni obliczem, wytryskiem zasłyszanych harmonii.
Myśli. Obrazy odbite w kamiennych świetlistych odłamkach. Załamujące krajobraz wydarzeń, idą zwartym szeregiem, zgarniają do swego ostatniego marszu odłamki samych siebie. Jeszcze raz, ostatni raz, a może ostatni w nieskończoność – muszą być przemyślane. I z konstruktu niedoskonałości słowa wywiedzione zostaną, ostatnie oznaki ludzkiej dolegliwości – creatio.
Tak poznamy zapach esencji, zasmakujemy prawdziwej królewskiej rozkoszy. Tuż za maską, za kolumną nieskończonych myślowych złudzeń. A może i one zatańczą. Zatańczą.
Będą wirować w przestrzeni kolorami wszechświatów, tryskając na ziemię resztką wartościowej materii. I nastąpi koniec. Kres galaktyk, kres przestrzennej manipulacji czasem. Pustka podsycająca każde działanie od jego ukrytej, zacienionej strony, wyleje się na horyzont. Spłynie z niego wielkimi kroplami poczucia bezpieczeństwa, choć nie na długo, nawet nie na trochę – pozorem obleje i wniesie pragnienie, znieważenie tego, co szczerą czystością poznane.
Ostatni raz – przyjdą i odejdą. Usuną się same z siebie, same sobie nadadzą znaczenie braku. Uwolnią nas bez naszej wiedzy, wyplenią chwasty i oswobodzą liany na nadgarstkach. Otrzepią nas z mułu i porostów, umyją w strumieniu krystalicznej wody. Myśli przezroczyste jak kryształy. Odbijające barwami każdy pejzaż nasuwający się naszej świadomości. Wróg i przyjaciel, ojciec i matka, pustka i pełnia. Zniosą się wzajemnie samą mikrokrystaliczną falą światła i dźwięku. Jestem – jestem całością. Zaciskam pięść na niczym. I robię to bezwiednie – zaciskam pięść na niczym i po nic. Robię to nie myśląc. Odbijam odbite niczym nie zabarwione promienie, bo światło ma naturę ciszy, a cisza naturę światła. Niewykluczająca się z tym harmonia dźwięków rośnie z każdą sekundą i wreszcie uniesie nas ponad wody i pozwoli stąpać, lekko i świadomie. Stąpać dalej i bliżej niż mogliśmy, bez podziału na przestrzeń, z czasem zamkniętym w kawałku zaledwie umysłu. Bez potrzeby, bo puste esencje wypełnią z rozkoszą każdą komórkę ciała.
Znasz to. Znam to i czuję w sobie, wypełniającą stopniowo każdą część pola we mnie, wokół mnie, nade mną. Kreuje się, ma woń polnych kwiatów, a może nie ma jej wcale. Subtelnie tracę panowanie, choć zyskuję je w tym stanie... gdy pamiętam, że tu jestem i iluzji z wdzięcznością się kłaniam.
Myślom. Przejrzystym coraz bardziej, choć wciąż ich dużo i roją się w głowie, wypełniając po brzegi to co może, musi być wyrażone. Gdzie ten przymus mówienia do pustki, mówienie o pustce pustce. Gdzie jest prawdziwa motywacja podejmowania kroków, potrzeby wylania z siebie obrazów złudzeń i pragnień, a może czegoś więcej – więcej i mniej zarazem.
Nie pójdę, więc siedzę, banalne zdania ubierając w cekiny, bo tak bardzo chcą być widziane. Pamiętane. Pamiętam, lecz pamięć umyka. Wytrąca z nurtu zapętleń. Więc dobrze, że dźga i boli często w rejonach subtelnych. Więc dobrze – niech dźga i boli. Cierpieniem wymalowane twarze powiedzą tylko, że nie chcą, nie mogą – i myślą wciąż dalej właśnie o tym. Wspinają się po okręgach, czołgają po prostej, zawieszają nogami na spiralnych zakrętach. Nic nie rób. Stąpamy po wodzie i tylko tyle, aż tyle, dopiero teraz z myślami sprawimy sobie prawdziwy bal.
Napiszę coś jeszcze – tak myślę, lecz pustką zieją te myśli. Napiszę, przemyślę, wysnuję z pojedynczych odczuć niczego. Dla pustki i przez nią. I krzyczy wszystko pomocy, może nie chcę? A jednak robię i tylko to mogę, chcę, potrafię. Jak znaleźć wartość tam, gdzie wartościowanie nie istnieje już, gdzie myśl zabrała esencję wyrażeń. Tak nikła i słaba, chociaż to słowo. Słowa. Ciągi, szeregi słów. Wędrują, chodzą, chodzą, chodzą i myślą.
Własne myśli myślą ciebie.
Spłoniemy na własnym stosie, na stosie swoich złudzeń. Musimy odpuścić i dać im przeświecić tym światłem, krystaliczną falą się zarumienić. Popatrzeć na przemarsz, pomachać i otrzeć łzę. Też pustą, tak mądrą w swej pustce. Tak mądrą.
i wiedzieć, że jest słońce...

lecz i to niepewne już dalej – polecisz choćby myślą, powoli lub szybko. Zapłaczesz nie raz – nad pustką. Tego słońca, jego energii tak dobrej, tak bardzo – to słowa. Tak puste.
Śunja. Śunja. Śunja. Śunja. Śunja. Śunja. Śunja. Śunja. Śunja. Śunja. Śunja.

zdrowie. Zdrowie harmonii. Zapytaj ich o to znowu. Pytaj i nie czekaj na odpowiedź. Formułuj pytania, które są wiedzą.
harmonia. Harmonia zdrowia. Zapytaj ich o formę. Zapytaj o fale kreacji. O wytrysk twórczości niepohamowanej, bez celu – w pustkę siejącej tylko rozkosz. Tylko rozkosz. Tylko rozkosz w pustce. Tylko rozkosz.
Rozkosz to usunięcie. Rozkosz to odwiązanie wszystkich zapętleń. To wyjście.
Go out.

Sukhaa. Sukhaa. Sukhaa. Sukhaa.

Stan usunięcia pętli, rozwiązania supłów, lin. To nie praca nad wychodzeniem z zapętleń, nie działania na rzecz poprawy, likwidacji. To pozwolenie na ostatni przemarsz myśli i pozwolenie im na krystaliczność. Na odbijanie tylko fal kreacji.
Rozkosz to stan usunięcia pozwalający na przepływ kreacji.
Tylko. Jestem całością – mikrokrystaliczną falą światła i dźwięku. Ciszy i rozkoszy. Ciszy i rozkoszy. Ciszy i rozkoszy.
Jestem tylko całością – falą światła i dźwięku. Ciszy i rozkoszy.
Mikrokrystaliczna.
Myślą – falą ciszy i rozkoszy
falą światła i dźwięku
słowem malowanym, wyrzuconym w przypływie nieokreślonej potrzeby wyrażenia pustki w pustkę
wylaniem się formą w treść.
Treścią jest fala światła i dźwięku – mikrokrystaliczny obraz ciszy i rozkoszy.

Mikrokrystaliczny obraz ciszy i rozkoszy – falą światła i dźwięku.
Jestem całością.

I cała czuję ostatni przemarsz myśli.
pożegnanie i powitanie. Tak liczne nigdy nie byłyście.
A ja piszę – słowa.
Słowa
słowa
słowa
słowa
shabdon
shabdon
shabdon
shabdon

shabdon
shabdon


sukh shabdon

słowa są puste, bo wszystko przemyka pomiędzy nimi, za nimi, pod nimi, w wyrazie, w przekazie, w odczycie, w głosie. W dźwięku. W fali.
Wszystko umyka przed nimi, ale wnika w nas.
Jeśli dlatego warto – warto pisać.
A jeśli nie – i tak pustka. I tak pustka.

I tak. Pustka. To miłe uczucie rozkosznego nieszczęścia, gdy tylko miłość pozostanie, źródło mikrokrystalicznych fal światła i dźwięku. Ciszy i rozkoszy. Przytulam te fale sercem. Sercem je przyjmuję. Sercem je z siebie wylewam. Nie słowa – w słowa to wlewam. Nasączam słowa mikrokrystaliczną falą światła i dźwięku. Ciszy i rozkoszy. Przytulam te słowa ciepłem. Przytulam sercem. Słowa – sercem. Serce – słowem. Nic innego. Nic innego. Słowa sercu, serce słowom.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

~ zostaw po sobie ślad ~