{SŚ2}
Zachłanność
spożycia życia.
By budzić się każdego dnia i biec, a w tym biegu łapać
konsekwencje swoich wyborów. Robić z nich samoloty i puszczać z wiatrem. Co
jeśli powrócą? Bo żaden lot nie jest przesądzony i w każdej chwili możemy
spaść, albo coś może spaść na nas. niektóre dźwięki z zamysłem przygniatają do
ziemi, inne unoszą, a jeszcze inne – zwiększają liczbę myśli nakierowanych na
konsumpcję. Jak oddzielić ziarno od plew? Jeśli wystarczy zobaczyć własny umysł
i skrupulatnie opisać każde jego działanie, relację i emocję, to konsumpcja
uczyni z tego grę. Kolekcjonerstwo wspomnień i wyobrażeń, bo po co puścić je z
wiatrem, by w przestrzeni niepoznanego rozwijały swoje skrzydła i nic nie warte
dla siebie samych zniknęły?
Sarkofag to z greckiego pożeracz
zwłok. Jest coś fascynującego zatem w samej konstrukcji słownej i
architektonicznej. Zwłoki, czyli martwe ciała otaczają nas na co dzień i też są
znakiem spożywania życia. bo ileż to w sklepach i na targach ładnie opakowanych
cielsk,; chronionych przed rozkładem w lodówkach naszych domów? Za oknem na
cmentarzach już bardziej kości, ale wzdłuż nowszych cmentarnych alejek – świeże
i pół-świeże podarunki dla Ziemi. I robaki. Co człowiek czuje na myśl o tym, że
spożyją go robaki? Że chce być spalony, to znaczy skremowany – to ładniej
brzmi, ale w wielu przypadkach to wymysł nie na te rejony. Rodzina czy ktoś,
komu przyjdzie decydować o naszym losie pośmiertnym i tak machnie swą
konsumpcyjną ręką, a równie żarłoczne zakłady pogrzebowe zatrą dłonie, aż pójdą
iskry.
Co w ogóle jest z tymi rękami, że
ludzie już w jaskiniach odciskali je, czasem bez jakiegoś palca na przykład,
albo w odcieniach bieli czy czerni… Ręka, jako dowód obecności, czyjegoś
jestestwa. Bo głowy nie odciśniesz. Co trwalsze – zęby, przecież nie
montowaliby ich w ścianach. Więc dłonie. Na powitanie, na pożegnanie, na znak
pokoju, na znak pokory, do modlitwy, otwarte, zamknięte, rozłożone i złożone. Mudry.
Ręce wytyczają granice naszego pola energetycznego. Człowiek wpisany w koło. Człowiek
na krzyżu. Stygmaty. I wreszcie – chciwa łapa, symbol żarłoczności i możliwości
podjęcia działań ku temu.
Jałowe pola fantazji piśmienniczej. Ręka, dzięki
której piszę, zachłannie bazgroląc po kartce. Bo opis też tym jest –
żarłocznością – choćby nie wiem jak pozbawiony ram… sama kartka jest granicą.
Spożywamy namiętnie namiętność czynności rozrywkowych. W wirze postępującej
manipulacji zapominamy o jej wirowym, czyli spiralnym charakterze. Zagarnia i
wtapia w swój barwny krajobraz iluzji braku świadomych potrzeb. I wreszcie –
ręka zamieniona w pięść, która uderza w stół i mówi dość tego. Lecz co potem
już nie wie, więc siedzi za stołem, nie ręka rzecz jasna, a człowiek wciąż
żywy. I stół ów dla niego miejscem świętym się stanie.
Są inne możliwości myślenia o
rękach – do obrony i ataku. A ptaki mają skrzydła i to jest forma ich
istnienia. By lecieć i z góry widzieć to, co dla nich ważne – pokarm i miejsca
na gniazdo. Ptak może widzi więcej drzew i przejawów natury, ale nie musi
roztaczać nad nimi refleksji. A jeśli człowiek nie roztoczy refleksji, umrze za
swoim stołem i pięść nic mu nie da, bo by musiał wstać i udać się w dzikość
świata. Wyłamać ramy. Zniszczyć płótno. Spalić je i patrzeć jak płonie. I gdy
już dzikość tajemnicza żadnej odpowiedzi mu nie udzieli, powróci skruszony na
pustkowie starych wcieleń, by pieczołowicie odbudowywać swój dom. Dom? Egipcjanie
domem zwali miejsca pochówku, a to co dla nas domem dla nich było gospodą. Jeśli
więc w ostateczności właśnie pożeracze zwłok są naszymi największymi
przyjaciółmi, po co biec? W biegu zatracić tożsamość, samemu stać się
pożeraczem.
Zjedzmy siebie i to dokładnie
przeżuwając każdy kęs naszej osobowości i wszystkiego, co nas definiuje. Pochłonięci
do cna nie będziemy mieć w sobie miejsca na nic innego, a gdy przetrawimy okaże
się, że wcale nie chcemy. To cała tajemnica. Możesz, ale nie chcesz. Im bardziej
nie możesz, tym bardziej chcesz. Pustka okaże się może całkiem przyjemna, ale
zmieni się w wewnętrzne skrzydła, które sprawią, że odechce nam się biegu.
Brak tematu też może być tematem
dla nadgryzionej tożsamości, szukającej ostatniej deski ratunku w starych
przyzwyczajeniach. Pędząca ku nowoczesności, ale zakochana w starociach, a
starociem jest nieograniczona konsumpcja życia, która wnet okazuje się samym
jego celem.
Co do kwestii rodzaju tej
konsumpcji niech nikt o to nie pyta, a nauczy się latać i zobaczy. Granice płótna
wskażą odpowiedź i z ironicznym, ale jednak przyjaznym uśmieszkiem dodadzą, że
są wszędzie. Coś jakby obraz w obrazie, sen we śnie. Odgrywany i zjadany w
nieskończoność. Uśmiechnięta ręka machająca na pożegnanie i witająca w nowym,
żeby potem znów pożegnać… I napisać ręką trzymającą długopis, piszącą o Dłoni
Powitań i Pożegnań. W tych samych kołach zapętlony umysł kwili i płacze,
prosząc niemo o ugłaskanie, ale kojące jest tylko takie bez rąk. Bezdotykowe
ugłaskanie Śmierci. Wyzwalającej niewyzwolonych, lękających się najbardziej
momentu wyrwania siebie z kontekstu, bo nigdy lub niekonsekwentnie spożywali
własne życie.
A do konsekwencji potrzebna jest
Ręka – pięść uderzająca w stół, by samego siebie umysłowo nie zwodzić i w
nietrwałych zwłokach nie widzieć ostateczności losu.