czwartek, 2 kwietnia 2015

Obraz Wielkiego Ducha z myśli Witkiewicza i Słowackiego





„Obraz Wielkiego Ducha
- z myśli Witkiewicza i Słowackiego”


Ja jestem Polak, a Polak jest wariat,
a wariat to lepszy gość…
~K.I. Gałczyński – Liryka, liryka, tkliwa dynamika

            Krótki fragment wiersza Gałczyńskiego z pewnością dużo mówi o polskości jako takiej. Nie tylko o zespole ogólnych cech, ale o wiele głębszej, wspólnej właściwości. To wariactwo można rozumieć jednak na różne sposoby i niejedni już się tym zajmowali – nie tylko w twórczości literackiej, filozoficznej, ale i swoją postawą życiową ukazywali pewien „rodzaj polskości”. Bo Polska na przestrzeni dziejów miała bardzo różnorodne oblicza. Poprzez swoje cierpienia i chwiejne znaczenie na arenie międzynarodowej, z jednej strony zachęcała obywateli do gorącego patriotyzmu (niekiedy niestety przesadzonego), z drugiej odpychała od poczucia się Polakiem – z całym jego bagażem doświadczeń oraz przywar wypracowanych i skrupulatnie przez lata pielęgnowanych.
            Zasadą ogólną – dotyczącą każdego społeczeństwa czy zgrupowania – jest potrzeba posiadania przywódcy, autorytetu, osoby popychającej ową grupę w stronę rozwoju. Gdyż właśnie rozwój jest naszym największym i najważniejszym obowiązkiem. Od urodzenia jesteśmy kształtowani, wychowywani i dopasowywani do społeczności, w której przyszło nam żyć. Ten rozwój zewnętrzny jest sprawą bardzo ważną i potrzebną, jednak ponad niego wyrasta oczywiście rozwój wewnętrzny – to, jak pokierujemy swoją osobowością, w jaki sposób zechcemy przysłużyć się ogółowi i wreszcie – co zrobimy, by ten rozwój nigdy nie zastygł. Człowiek uczy się przecież całe życie, doświadczając i przetwarzając owe doświadczenia na mądrość. Szczęściarzem jest, gdy potrafi (i chce) przelać zdobytą wiedzę na innych ludzi. Wielki mówca, polityk, wódz, wieszcz… Istnieją jednostki wybitne, które porywają za sobą całe tłumy, wskazują im drogę. Nie można powstrzymać się w tym miejscu o wspomnieniu równie wybitnych jednostek, choć pod innym względem, które przewodząc masom dokonywały zbrodni przeciwko ludzkości. Ich wybitność była jednak cechą pozbawioną pełni zrozumienia, nieprzyjemnym w konsekwencjach zbłądzeniem myśli.
            Zerkając z lotu ptaka na historię ludzkości – oto od początku dziejów pojawiali się prawdziwi przywódcy. Nie zawsze byli to władcy lub oświeceni mędrcy. Prehistoryczne ludy czciły szamanów, kapłanów, istniał ponadczasowy kult Wielkiej Matki, starożytni Egipcjanie na równi z bogami traktowali faraonów, w końcu pojawił się też Chrystus. Czasy się zmieniały, mentalność ludzi tak samo. Filozofowie tacy, jak Platon i Arystoteles konstruowali listy najlepszych i najgorszych systemów władzy. Zawsze na szczycie była władza jednostki. A jednak dziś za najlepszy ustrój uważa się demokrację.
            Porządek został odwrócony i czy mamy z tego powodu narzekać? Jak już sama polskość nakazuje, owszem. Ale mieliśmy i my umysły bogate, potrafiące dostrzec w istniejącym porządku rzeczy sens, a z przeszłości wyciągać właściwe wnioski. Stanisław Ignacy Witkiewicz bez ogródek pisał o rozwoju społeczeństwa, będącego długim i często trudnym procesem, uwieńczonym doskonałością uspołecznienia[1] i świadomością na szeroką skalę. Zwieńczenia jednak nie sposób opisać, a nawet wyobrazić sobie, skoro proces ten jest tak bardzo rozciągnięty w czasie, my zaś tkwimy obecnie w jakimś niezbyt określonym miejscu.

Od razu nie można osiągnąć i wyższej kultury, i ogólnego szczęścia: najpierw jedno, poprzez męki uciśnionych – musi być ludzka miazga, na której wyrastają pyszne kwiaty wielkich indywiduów – obdarzycieli całości, a potem dopiero drugie, na tle samouświadomienia się masy i już innego gatunku zaprzężenia wielkich indywiduów (ale już innego typu) do świadomej pracy dla dobra całej ludzkości.[2]

            Świat wielkich indywiduów przeminął. Żyjemy w czasach zmian, wypaczania starych schematów i wzorców. Społeczeństwa czują swoją wyższość jako grupa, a kultura masowa tylko im to ułatwia. Umasowienie jest zresztą najwyraźniejszą cechą przewidzianej przez Witkacego transformacji. Nie oznacza ona jednak, że jesteśmy u progu owej doskonałości, a raczej u progu (a może już weszliśmy w głąb…?) zaniku wszelkiej kultury oryginalnej, powiedziałabym nawet – wieszczej, na rzecz zmechanizowanej, pozbawionej twórczości i bezdennie nudnej ludzkości.[3] Czy nudnej? Oczywiście zależy, pod jakim kątem na to spojrzymy.
Żyjemy w świecie bezgranicznie kolorowym i różnorodnym – już to sprawia, że nieustannie jesteśmy świadkami feerii dziwactw i nowości. Lecz Witkiewiczowi nie chodziło o ciągłą podnietę, szczególnie tak pustą i beztreściową, gdy przyjrzymy się jej bliżej. Tajemnica Istnienia była dla niego treścią i formą zarazem. To ona miała leżeć u podstaw każdego działania. Dziś została zaniedbana w sposób zaskakujący – poprzez zapchanie tajemniczości materialistycznym i egocentrycznym podejściem do rzeczywistości (rzeczy-wistości?). Tajemnica wciąż jest i choćbyśmy nie wiem jak bardzo chcieli ją ukryć i o niej zapomnieć – będzie wracać nocami, gdy zgasimy światła i przestaną nas razić w oczy kolorowe billboardy i światła samochodów.
            Witkiewicz żył w okresie, kiedy nic nie mogło być tak naprawdę pewne. Pierwsza wojna światowa zmieniła poglądy wielu ludzi, a groźba wybuchu kolejnej czyniła z nich nerwowych i zaniepokojonych przyszłością. Egzystencja w dwudziestoleciu międzywojennym skupiona na próbach odbudowy świadomości ludzi po wojnie, wcale nie była jednak ponura. Kwitło życie literackie, powstawały nowe nurty w poezji (ekspresjonizm, futuryzm, dadaizm, neoklasycyzm) i filozofii (egzystencjalizm, katastrofizm, freudyzm). Nastąpiło niesamowite pomieszanie treści z formą i form z treścią, człowiek spojrzał w siebie z perspektywy makrokosmosu. Witkacy patrząc na to wszystko swoim czujnym okiem obserwatora zrozumiał, że ludzkość rozszczepiła się, każdy spogląda w innym kierunku. Ponadto wizja wybuchu II wojny światowej sprzyjała jego katastroficznym poglądom. Wybitna jednostka musiała zatem patrzeć na rozpad kultury bezradnie.

[…] ludzkość musi zapłacić: a) końcem religii (i tak zresztą w naturalny sposób kończącej swą rolę długowiecznej wychowawczyni ludzkości) jako „pierwszego metafizycznego przybliżenia”, b) samobójstwem filozofii – w postaci negatywnego raczej […] co do swych wyników systemu ogólnego, do którego zdążamy i który połączy pozorne sprzeczności, implikowane przez istnienie w każdym ujęciu pojęciowym i c) upadkiem sztuki, która wyczerpawszy przedwcześnie wszystkie środki działania, musi skończyć się albo w powtarzaniu tego, co było, albo w zupełnej perwersji, obłędzie i dezorganizacji swych form konstrukcyjnych. [4]

            Zatrzymajmy się na chwilę przy samobójstwie filozofii.  Czy nie jest to teza całkowicie zgodna z niemożnością ujęcia Tajemnicy Istnienia (tego, co boskie, absolutne, Niewypowiadalne) poprzez jakiekolwiek nazwy, definicje, schematy? Gdy scalimy wszystko w jedno, odkryjemy teorię wszystkiego, okaże się, że owa całość jedyne, co ma do zaoferowania to nicość i – za Mistrzem Eckhartem – upustynnienie…
A tak pisał Juliusz Słowacki, którego myśl rozwiniemy niżej, o niemożliwości dokonania przez jakąkolwiek naukę syntezy bez wiedzy o Duchu (tutaj można go przedstawić, jako synonim do tego, co niepoznane, absolutne):

Nauki, których celem dotychczas była obserwacja fenomenów globowych – muszą przemienić się w samych założeniach i definicjach, wziąwszy za cel – obserwacją ducha – w pracach jego odwiecznych na globie.
I człowiek ten poprzez dwa lata patrzył zdziwiony na wiedzę europejską… i na duch Polski – która takiemu bałwanowi składa ciągle ofiary z własnej przyszłości, z własnego narodowego rozumu…[5]

            Tak, drugi akapit to wciąż słowa polskiego romantyka. Dla niego wiedza o duchu była głębokim uczuciem, nagłym przebłyskiem. W tym łączy się treść filozofii ogólnej, której efekt dla Witkacego był negatywny, bo oznaczał całkowity zanik tej nauki. Dokładniej, wszelkiego myślenia refleksyjnego i pracy intelektualnej, a to dla dramaturga najgorsza z wizji życia. Oznaczała stagnację, popadnięcie w marazm. Lepiej jednak skończyć nawet w pięknym szaleństwie niż w szarej, nudnej banalności i marazmie.[6]
W obliczu rozpadu kultury, indywiduum wcześniej mające popychać masy w stronę rozwoju, ma do wyboru albo los szaleńca, albo zgodę na zmianę i wtopienie się w przyjęty porządek. Takich ludzi jest i było wielu. Jeśli wszyscy, których nazywamy obłąkanymi to tak naprawdę wybitne jednostki niemogące dojść do głosu, przez nikogo niezrozumiane i niewysłuchane? Sam Witkiewicz nie był osobą do końca uważaną za normalną. Ciągłe skandale, kontrowersje, jego niespotykany stosunek do życia, legenda, jaką wokół siebie stworzył, a to wszystko owiane niebywałą inteligencją i lotnością umysłu, a także – nie da się zaprzeczyć – talentem malarskim i pisarskim.

Jego gigantyczny umysł, który wydał z siebie poruszające teorie filozoficzne na temat sztuki, kultury i społeczeństwa, nie mówiąc o dziełach literackich i malarskich, wciąż jest przedmiotem analiz. Nie ulega wątpliwości, że Witkacy przerósł swoją epokę. Jego oryginalne pomysły, wizje, nowatorstwo teatralne przekroczyło ramy międzywojnia. […] Na ogół był ignorowany lub wyszydzany. Przez długi czas jego twórczość była przemilczana, a nawet wyśmiewana. Także i "dziaduniowie" Jałowieccy i Grądzik uważali, że "zmarnował się i wykoleił! Bo czyż normalny człowiek przyznaje się do peyotlów i kokain". Wypisuje bzdury, które "były czystą pornografią"?[7]

            Witkiewicz z odwagą pisał o Polsce to, co sam zaobserwował. Z dystansem – a to również jest cecha wielkich jednostek – potrafił ocenić stan narodu i opisać tego przyczyny. Przede wszystkim więc Witkacy uważał, że największą pomyłką Polski było przyjęcie chrześcijaństwa i całej kultury Zachodu, a wszystko, co potem to po prostu wynik owego błędu. Polska miała stracić przez to swój charakter narodowy, nastąpiło wypaczenie kultury i cech, które mogłyby być podstawą do wielkich czynów i wielkiej twórczości. Trudno się z tym kłócić, skoro nie możemy przewidzieć, jaki byłby los Polski, gdyby pozostała autonomiczna. Z perspektywy lat i w świetle tego, przez co obecnie przechodzi nasz kraj wizja Witkiewicza jest bardzo prawdopodobna. Z drugiej jednak strony i z jeszcze większego dystansu, śmiem stwierdzić, że tak właśnie musiało być, aby proces uświadamiania ogółu mógł się dokonać. A raczej – dokonywać się, gdyż nie jest to sprawa zakończona. Czas przemian jest nieskończony.
            Witkacy krytykuje Polskę za brak wszelkiej struktury w naszej kulturze, przypadkowe przyjmowanie wszystkiego z zewnątrz, wspaniałe początki bez odpowiednich końców […] brak wszelkiej oryginalności w wytwórczości naukowej, artystycznej i filozoficznej.[8] Z pewnością Polska posiadała (i posiada) dzieła oryginalne i pozbawione zachodniej wpływologii. Witkiewicz piętnuje bardziej ogólną tendencję Polaków do patrzenia wszędzie, aby tylko nie na siebie (czy też „w siebie”) i zachwycania się tym często bez powodu. Jeśli zaś powód zaistniał to ten z rodzaju, „bo wszyscy tak robią”. Umasowienie i… władza ludu.
Witkiewicz polskie problemy przypisywał w dużej mierze demokracji szlacheckiej, która stwarzała – jak to naprawdę pięknie i trafnie ujął:

[…] bagno chaosu i rozpad indywiduum bez dyscypliny wewnętrznej zamiast jego swobodnego rozwoju. Swobodę trzeba zdobyć – to jest kardynalne prawo ewolucji społecznej i indywidualnej, a do tego potrzebna jest dyscyplina.[9]

            Pogrubione przeze mnie zdanie prowadzi do kolejnej konkluzji, jaką wysunął Witkiewicz na temat polskości. Polak ma skłonności do nadmiernego niezadowolenia i nadęcia, które jest jego jedynym ratunkiem przeciw niespełnionym ambicjom. Ów wypracowany przez lata sztuczny stan Witkacy nazywa napuszaniem się. Człowiek pozbawiony wewnętrznej dyscypliny, aby sam mógł osiągać kolejne szczeble rozwoju, musi się spinać i wywyższać, byleby tylko dorównać innym.

Pić, bić się i puszyć się do ostatecznych granic możliwości – to był jedyny ratunek na nieprzyjemny podświadomy podkład poczucia własnej małości.[10]

            W przypisie do tego zdania Witkiewicz sprytnie notuje: Dziś też jest picie wprost niesamowite, tylko miejsce bicia się zajęły: sport rekordowy, dancing, bridge i radio.[11] Dodałabym do tego jeszcze więcej narzekania, oglądania się wokół siebie (nie tylko na innych ludzi, ale i na inne narody) i rywalizacja niedotycząca istotnych wartości, a pozorów i sztuczności.
            Czy taka jest właśnie Polska? Napuszony świat, w którym brak oryginalności, gdzie wszystko jest powtarzane, kopiowane i dopasowywane nawet, jeśli wymaga całkowitego wypaczenia…? Czyżbyśmy nie potrafili stworzyć czegoś sami, pójść drogą czystą i niezapisaną?
Idealną organizacją nie tylko pojedynczego państwa, ale i całej kuli ziemskiej, Witkiewicz nazwał organizację podobną do współżycia organów w organizmie.[12] Lecz – z bardzo ważnym zastrzeżeniem – owo współżycie nie miałoby polegać na całkowitym ujednoliceniu i uniwersalizacji, a w końcu (po raz kolejny to kleiste słówko) umasowieniu. Jak to bowiem jest z organizmem, każdy organ musi „pamiętać” o swojej roli i nie może jej zatracić na rzecz lepszego współistnienia z innymi organami. Nie może zatracić swojej indywidualności. Każdy człowiek powinien odkryć w sobie najpierw predyspozycje do rozwoju, chęć i odwagę do podjęcia tego „wyzwania” (w końcu wymagałoby oderwania się od masy i doświadczania wszystkiego na „własną rękę”), aby potem drogą dyscypliny wewnętrznej osiągnąć swobodę w działaniu. Poznać swoje zdolności i wykorzystać je na rzecz ogółu. Pójść naprzeciw wszystkiemu bez względu na przeszkody…

[…] całe tabuny ludzi, którzy mogliby podnieść faktycznie kulturę kraju, muszą zarabiać w nieistotny sposób na życie, aby resztkami sił, na marginesie swojej egzystencji, tworzyć rzeczy najważniejsze dla nich i dla innych – czego to ostatniego zwykle we właściwym czasie się nie dostrzega. Ale ogół składa się przeważnie z nadętych pyszałków, lepszych do wszystkiego, tylko nie do tego, czym są i być powinni.[13]

            Zabrnęliśmy daleko i kultura po cichu zniknęła z oświetlonej areny, kuląc się gdzieś za kulisami, a wielkie indywidua musiały albo przyznać masie rację, albo popaść w szaleństwo. Nawet jeśli było podobne do żywota Witkiewicza, który pomimo ogłaszania prawdziwych, a przez to bolesnych opinii, został kolejnym – zagubionym we własnym umyśle i uczuciach – samobójcą. Oko Witkacego było okiem krytyka. Był świadom potencjału, jaki tkwił w Polsce, ale twierdził, że został on zmarnowany – przez brak dyscypliny, niezadowolenie, puszenie się. Skrupulatnie wypisane w Niemytych duszach przywary Polaków nie straciły na aktualności, a zarazem pozostały po prostu przywarami Polaków wypisanymi w Niemytych duszach Stanisława Ignacego Witkiewicza. Dlaczego? Z tego samego powodu, dla którego Witkacy owe przywary zauważył.
            Można pomyśleć, że brakuje nam pewności siebie. Brakuje odwagi, by powiedzieć, że żyjemy w pięknym kraju – i powiedzieć to w oderwaniu od wszystkiego innego, co tym krajem w najgłębszej istocie nie jest. Równocześnie jednak przeciętny Polak z wielką pewnością wygłasza krytyczne opinie na temat swojego narodu, jest świadom wszystkiego, co złe i nie na swoim miejscu i potrafi na to świetnie narzekać, pusząc się jednocześnie, jak ktoś lepszy od innych, czy to ludzi czy narodów. Całkowity dysonans.
            Tak naprawdę brakuje nam szczerej pokory. Z jednej bowiem strony ubolewamy nad tym, jak bardzo Polska musiała cierpieć i ile złego ją spotkało, robiąc z niej ofiarę i cmentarzysko. Z drugiej – napinamy się i pęczniejemy, na siłę próbując pokazać, że tak w istocie nie jest. I w tym celu trzeba zapychać się i przeżerać wszystkim, co nie nasze, wtapiać się w tłum, w proces globalizacji…
            Zatraciliśmy indywidualnego ducha narodu, a raczej – boimy się ponownie go odkryć. Bo przecież to wymaga odwagi. Stanąć i pokazać wszystko, przyznać się do złego i dobrego, zaakceptować każdą stronę swojej polskości (i człowieczeństwa!) i dostrzec w niej czystość i prawdę ukrytą gdzieś na dnie istnienia. Obiektywnie i szczerze.
O ile ze szczerością, w gorącym przypływie uczuć, nie jest trudno, o tyle obiektywność w tym wypadku to cecha trochę trudniejsza do osiągnięcia. Bowiem człowiek zanurzony w prawdziwie płonącym uczuciu będzie raczej subiektywnie spoglądał na rzeczywistość.
            Takie właśnie spojrzenie na polskość, a raczej na ducha narodu, prezentuje romantyczny poeta i mistyk Juliusz Słowacki. Polska filozofia według niego miała narodzić się w miejscu przejścia z wiary instynktownej (pogańskiej) w wiarę widzącą (chrześcijaństwo). Celem idei polskiej będzie więc:

Przez całą form widzialność – usprawiedliwi logikę w duchowym świecie widzianą – ze ścisłością matematyczną świat wyprowadzony z Jedności Słowa – w czynach jego wszystkich, światu samemu, w jego własnym sumieniu wytłumaczy. Ku celom ostatecznym i Świętym – usiłowanie ducha narodowego poprowadzi. […] Nie krytykę, ale budownictwo nowe zaczynamy, wiedzę z uczuciem pogodzoną mieć chcemy – wszystkie przypuszczenia i opinie dzisiejszego świata przed światło mądrości rodzimej polskiej wywieść celem jest naszym…
Z nauką zrywamy – ale nie z wiedzą.[14]

U Słowackiego wielkie indywidua to wcielenia Króla Ducha. Wspaniałej duszy, która poświęca się i po każdej śmierci przybiera nowe formy, aby prowadzić naród, przewodzić mu. Także rozwój jest silnie akcentowany w filozofii genezyjskiej Słowackiego. Tym, co ma naprawdę wartość jest działanie z wyobraźnią i swobodą. Czynny udział w procesie doskonalenia się ducha następował więc dzięki wędrówce dusz. Metempsychoza w odsłonie autora Króla Ducha polegała na odradzaniu się w lepszej formie niż poprzednia. Śmierć jest momentem przeobrażenia.

I duch niewyszłszy z umarłego ciała
Czuł jakąś dumę, że spokojnie leży;
A nad nim ziemia poruszona grzmiała
I unosiły się duchy rycerzy. –
Trójca widm mój stos ogniem zapalała,
A ja czekałem, aż piorun uderzy:
Tak byłem pewny, że w owe rumiane
Grzmotem powietrze – jak duch zmartwychwstanę.[15]

            W świetle wcześniejszej opowieści o procesie rozwoju każdego społeczeństwa, Słowacki poszerza nasze pole widzenia. Uzupełnia je o aspekt ponadczasowy, duchowy. Podporządkowuje długi bieg historii sprawom absolutnym i ukazuje rolę Polski, jako mesjasza narodów. Jeśli dostrzegamy w tym elementy przesadzonej dumy i pustego wieszczenia, pragnę przypomnieć w jakich czasach się znajdujemy. Romantyzm to epoka czucia, odbijająca się od racjonalistycznego i schematycznego paradygmatu oświecenia. Polska jest w trakcie gwałtownych przemian społecznych, powstań i budzenia gorących uczuć patriotycznych. To także czas emigracji, które to podsycały uczucia narodowe poprzez tęsknotę i głęboką nadzieję, co do poprawy losu kraju. Mesjanistyczna idea budziła zaś w ludziach dumę z bycia Polakiem i przyświecała także Słowackiemu, choć nie powielał on wizji polskości Mickiewicza. Słowacki zawsze pozostawał gdzieś obok, a nawet w jego tle, będąc sam dla siebie obrazem własnych poglądów. Wiecznie samotny, tułający się po Europie wieszcz zmarł młodo w chorobie, dyktując wersy Króla – Ducha. Jego życie do końca wypełnione było wielką wizją – wierzył w nią bez cienia zwątpienia i to właśnie świadczy o wiarygodności drogi mistycznej Słowackiego.

[…] Gdy duchem spełnię – co ciałem spełniłem;
Duch – ukazany w pierwszej świata zorzy…
Któremu Pan Bóg swych zasłon uchyla,
A lat tysiące są jak jedna chwila.[16]

             Koncepcja poety oparta jest na działaniu – także całego narodu w ślad za wielkimi przywódcami.  Celem naszym nie jest poznanie Boga tylko – ale otrzymanie Boga przez ducho – materią… a zatem czyn ducha.[17] Poprzez swoje działanie, bohaterskie czyny i poświęcanie się Polska miała być przykładem dla innych krajów. Miała być niczym Chrystus – świętym Słowem, Logosem; pochodząca prosto od Boga. Cierpienia, jakie spotkały Polaków na przestrzeni dziejów nie były po prostu tragediami i złem od losu, a świadomym wyborem Króla Ducha, który poświęcał się nie tyle na rzecz innych, co jako przykład dla nich. Oczy miały być zwrócone na Króla i naród, który wiódł za sobą.
            Każde wcielenie Króla Ducha nadawać miało państwu jakąś ważną cechę:
  1. Her Armeńczyk – ideę metempsychozy.
  2. Popiel – utwardził naród, zahartował i przygotował go na cierpienie.
  3. Św. Mieczysław – złożył ofiarę z „miecza i sławy” – Polacy mogą rzeczywiście stać się ludem Słowa, Logosu (a nie Sławy – nie są bowiem Sławianiami, lecz Słowianami). Przygotowuje Polskę na przyjęcie chrześcijaństwa. Wiara w Chrystusa i wzorowanie się na Jego życiu doprowadzi naród do ostatecznej chwały i ostatecznego tryumfu.
  4. Bolesław Śmiały – po okresie dobrego i spokojnego panowania Bolesława Chrobrego, przychodzi kolejny władca, który przygotowuje naród do cierpienia, daje mu obycie z doświadczeniem na sobie zbrodni.[18]
Juliusz Słowacki całą istotę polskości sprowadził do nieustannego dążenia ku doskonałości. Rozwoju, który poprzez doświadczenie cierpienia powinien ulepszać się, aż w końcu wszystkie dusze będą mogły rozpłynąć się w boskim Absolucie. Nie jest to jednak tak proste, jak być może brzmi. Wielki człowiek, wcielenie Króla Ducha, musiałby bowiem pojawiać się w dziejach narodu i popychać go do przodu, udoskonalać. Lecz jak już wiemy owy rozwój odbywa się etapami i ma swój początek oraz kres. I tak okres rządów indywiduów musi się skończyć. Gdy ogół stopniowo przejmuje władzę i zanika kultura wszelaka, również nasz Król Duch staje się szaleńcem lub podporządkowanym trybikiem machiny.

A ja co? – anioł na dnie mgieł czerwonych,
Pan niewidzialnych duchów – brat szalonych…[19]

   Nawet poezja nie jest w stanie uchwycić niesamowitości i zmienności świata. Myśl mistyczna Słowackiego, pełna płynności i pozbawiona granic, choć została ujęta w dziełach takich jak Genezis z Ducha czy Król Duch, wciąż jest tylko plamą trwania – barwną i zapierającą dech w piersiach – a poza nią toczy się historia, ludzie żyją i umierają z reguły pozbawieni świadomości na temat batalii, jaka się rozgrywa gdzieś poza ich skierowanymi ku ziemskości umysłami. A wielkie jednostki, poeci, wieszcze, filozofowie i szaleńcy – zachodzą w głowę szukając sensu ogólnego, tajemniczego składnika procesu ewolucji. Jedynym czego znaleźć jednak nie mogą jest ukryty głęboko w każdym duch narodu. Ten, który został zrzucony z tronu. Duch wielkich czynów. Szaleniec.
Czy jest on Królem Duchem?

O CZŁOWIEKU
Ten, jako duch globowy – wewnątrz samorodnym ogniem jest […] – przez światłość Odkupiciela ku celom ostatecznym podnoszony… aż do czasu, gdy zdoła samoistną miłość bożą – pierwiastkiem światła w sobie złożonym, ogień transfigurować – i formę swoją w wieczną i świecącą przemienić…[20]

Ten wędrujący po całym globie Duch (uniwersalny, ogólny), równocześnie jest duchem każdego narodu, a potem pojedynczym duchem każdego człowieka. Odkrycie w sobie samym mocy do działania i rozwoju, które będą popychać innych, a może i cały naród do tego samego … To przecież sedno każdego najmniejszego życia. A teraz powiedzieć możemy, że człowiek jest jako glob w skróceniu […].[21]
   Powstało piękne kółeczko prowadzące do podstawowej myśli filozofii indyjskiej.  Skoro bowiem Witkiewicz tak piętnował zapatrzenie Polski w kulturę zachodnią, należy spojrzeć na polskość z innej perspektywy. Najważniejsza i najstarsza idea pochodzi z Wed i mówi o całkowitej jedności świata w Prapodstawie. Jedności Absolutu i Jaźni. Atmana i Brahmana. Ducha ogólnego i jednostkowego. Uświadomienie sobie tej prawdy to moment refleksji – myśli stwarzającej. Tak można przedstawić ten proces na podstawie słowa JEST:

Ta pierwotna forma wypowiedzenia, będąca raczej wyrzuceniem jednego dźwięku, jest już wszelako pierwszą surową artykulacją i wytwarza słowo „Jest”, które stanowi najbardziej wymowny wyraz pierwotnej koncentracji myśli i medytatywnego procesu poznania, w którym byt, poprzez mediację, wyłania się z prapodstawy.[22]

Prapodstawa jest fundamentalnym ośrodkiem rzeczywistości.[23] Uznanie tej pierwotnej myśli, która scala w jedno ogólność i jednostkowość stwarza w człowieku potencjał, by stał się wielkim indywiduum.
U Słowackiego „posłanką” takiej świętej myśli jest Matka Boska. Wiara chrześcijańska była blisko serca poety, lecz tutaj bardziej porusza symbolika. Maryja – kobieta, która urodziła Jezusa Chrystusa, matka. Jako pani Słowa również stwarza, powołuje do życia – kolejne boskie istnienia, kolejne wcielenia Ducha. Widać tu głębokie zrozumienie wiary na mistycznym poziomie. Gdy spojrzymy na religię chrześcijańską z perspektywy przestrzennej dostrzeżemy, że Maryja przeniesiona w sferę symboliczną staje się wieczna i nieustannie „wydaje na świat” Chrystusa – Logos, wcielenie tego, co boskie i ludzkie.

Niechże ta męka moja przedwiekowa
I to stchórzenie ducha – ludziom służy.
Już za tą chmurą jutrzenka się Słowa
Pokazywała – jak tęcza po burzy;
Już krwią nabrzmiały jak mgła purpurowa,
Rosłem do nowej walki i podróży:
Gdy pani Słowa – gdzieś w gwiaździstym wichrze
Skryta – przysyła dwa duchy najlichsze.

            „Stwarza się” wybitna jednostka. Pomazaniec boży. Przywódca. Wieszcz wiodący masy ku rozwojowi kultury. Zupełnie jak w Wedach, które są podstawą indyjskiego oglądu świata, gdzie życie kulturowe i społeczne jest wyrazem tego wewnętrznego i religijnego, tak też każde działanie indywiduum jest rytuałem mającym na celu –

[…] nieustanne wytwarzanie i strzeżenie świętości i szczęśliwości całego świata; ma ono na uwadze cały świat oraz nieustanne doskonalenie jego nienaruszalnej całości, jaka wyłania się w wyniku ustanowienia odniesienia do absolutu; jest to owo colere, pielęgnacja kultu, nieustanne budowanie i tworzenie świata na absolutnym fundamencie, co z kolei stanowi ostateczny i najgłębszy sens kultury, i to zarówno ze względu na nazwę jak i na treść tego pojęcia.[24]

            Tajemnica Istnienia, której podsycanie jest głównym celem życia indywiduum. Jeśli przeniesiemy się wraz z Królem Duchem w zaświaty – w to bezczasowe miejsce, w którym oczekuje się na ponowne narodziny, staje się on symbolem samym w sobie. Tego uczy Słowacki – mistycznej przestrzeni, która obrazuje pewne sposoby myślenia. Każe nieustannie dokonywać aktu transgresji, wejścia w święte miejsce łączące Jaźń z Absolutem. Także Witkiewicz o tym pisał:

Co zaś do „wyskoczenia ponad siebie”, to kiep jest ten, co do tego nie dąży i gdyby nikt ponad siebie nie wyskakiwał, nie byłoby żadnego rozwoju i postępu na świecie. Chodzi o to, w jaki sposób to się robi.[25]

            Rozwój społeczeństwa dokonuje się każdego dnia, każdej godziny. I choć jest procesem dziejowym, który ma swoje cechy, jak rządy indywiduum i ich rozpuszczenie, to równocześnie istnieje w przestrzeni pozbawionej czasu. W życiu każdego pojedynczego człowieka. To tam tkwi źródło zmian, ruchu. W działaniu – w wyrażeniu myśli pochodzących od sfery sacrum, podążaniu za ową myślą – drogą. Etap na jakim znajduje się nie tylko polskość, ale i cała ludzkość to właśnie ten moment podjęcia – bądź nie – działania. Podczas gdy świat „rozlał się na siebie”, tworząc miliardy różnorodnych konstrukcji – w każdym tego słowa rozumieniu – umasowił się i rozgraniczył, ludzie muszą znaleźć czystą kartę swojego istnienia. Miejsce prawdziwie nagie, gotowe do zapełnienia.
            Indywiduum jest czystą kartą. W miejscu, gdzie pojawia się myśl tworząca jednolity obraz Ja i Absolutu, wykwita prawdziwa esencja życia i energia działania. Ta stwarza jednostkę czynną, na rzecz coraz to większych ogółów – bo taka już jej natura i (często nieświadome) powołanie. Tworzy, ciągle zapełniając czystą kartę Słowem. Jest ona potencjałem duchowym, drzemiącym wewnątrz nas i tylko czekającym, aż zwrócimy nań uwagę.
            W to właśnie miejsce należy skierować oczy Polski. Dziwaczne polskie rozdarcie pomiędzy gorącymi uczuciami patriotycznymi, ubolewaniem nad cierpieniami kraju, a krytycznością wobec wszystkiego wokół i ogólna niechęć do rzeczywistości zastanej, to tylko efekt ogólnego rozproszenia. Dotyczy ono także umysłów ludzkich, zapełnionych schematami myślowymi będącymi efektami całkowitego umasowienia. Wpychane są nam do głów wyrazy, opinie, interpretacje, manipulacje, nieustanne wartościowanie. Jesteśmy przepełniani zupełnie obcymi doświadczeniami, skazani na smutną śmierć, przed którą zobaczymy tylko pusty i nudny film z naszych „życiowych powierzchowności”.
             W taki też sposób cytowany na samym początku Konstanty Ildefons Gałczyński musi jeszcze raz zostać wspomniany. Miał rację, mówiąc, że Polak to wariat. Skoro bowiem w każdym z nas istnieje ukryty potencjał, możność, bycia Królem Duchem, a ten z racji na swoją naturę może (nie musi!) być skazany na szaleństwo… wariat to lepszy gość.[26]. Przebiliśmy się przez wzorce, do których polskość jest przyzwyczajona, w myśli Wschodu odnajdując nowy sposób interpretacji wizji wielkich jednostek i okazuje się, że wcale nieźle być wariatem. Odwagi zatem na drodze, by rozwój nie popadł w rozleniwienie, a był swobodnym procesem doskonalenia siebie – i innych.
tumblr_mgq0x8JTK91rp2wx5o1_1280 
(Portret M. i W. Nawrockich, Witkacy)


http://archiwum.wiz.pl/images/duze/1999/11/99113905.JPG
MS

[1] S.I. Witkiewicz, Niemyte Dusze, oprac. A. Micińska, PIW, Warszawa 1975, s. 257.[2] Tamże, s.254.
[3] S.I. Witkiewicz, Nowe formy w malarstwie i wynikające stąd nieporozumienia, Skierniewice 1992.
[4] S.I. Witkiewicz, Niemyte Dusze, oprac. A. Micińska, PIW, Warszawa 1975, ss. 257 – 258.
[5] J. Słowacki, List do J.N. Rembowskiego: Dowód, że nauka dzisiejsza niezdolna jest żadnej syntezy o duchu nie wiedząc, [w:] Dzieła, oprac. J. Krzyżanowski, Wyd. Zakładu Narodowego im. Ossolińskich, Wrocław 1949, s. 388.
[6] S.I. Witkiewicz, Na marginesie „Narkotyków” i „Niemytych dusz” S.I. Witkiewicza, [w:] Narkotyki – Niemyte dusze, oprac. A. Micińska, PIW, Warszawa 1975, s. 15.
[8] S.I. Witkiewicz, Niemyte Dusze, oprac. A. Micińska, PIW, Warszawa 1975, s. 261.[9] Tamże, s. 262.[10] Tamże, s. 272.[11] Tamże.[12] Tamże, s. 275.
[13] S.I. Witkiewicz, Niemyte Dusze, [w:] Narkotyki – Niemyte dusze, oprac. A. Micińska, PIW, Warszawa 1975, s. 282.
[14] J. Słowacki, O idei polskiej, [w:] Pisma filozoficzne, [w:] Dzieła, oprac. J. Krzyżanowski, Wyd. Zakładu Narodowego im. Ossolińskich, Wrocław 1949, s. 415.
[15] J. Słowacki, Król – Duch, oprac. J. Krzyżanowski, Wydawnictwo Zakładu Narodowego im. Ossolińskich, Wrocław 1959, s. 6.[16] Tamże, s. 56.
[17] J. Słowacki, Filozofia, [w:] Pisma filozoficzne, [w:] Dzieła, oprac. J. Krzyżanowski, Wyd. Zakładu Narodowego im. Ossolińskich, Wrocław 1949, s. 418.
[18] J.P. Sawicki, Krótki szkic o Królu Duchu, [w:] http://niewinni-czarodzieje.pl/krotki-szkic-o-krolu-duchu, dostęp: 01.02.2015r.
[19] J. Słowacki, Król – Duch, oprac. J. Krzyżanowski, Wydawnictwo Zakładu Narodowego im. Ossolińskich, Wrocław 1959, s. 60.
[20] J. Słowacki, O człowieku, [w:] List do J. N. Rembowskiego, [w:] Dzieła, oprac. J. Krzyżanowski, Wyd. Zakładu Narodowego im. Ossolińskich, Wrocław 1949, s. 393.[21] Tamże, Człowiek jako mikrokosm, s. 392.
[22] L. Gabriel, Wprowadzenie do myśli indyjskiej, przekł. L. Żylicz, PWN, Warszawa 1990, s. 32.[23] Tamże.[24] Tamże, s. 20.
[25] S.I. Witkiewicz, Na marginesie „Narkotyków” i „Niemytych dusz” S.I. Witkiewicza, [w:] Narkotyki – Niemyte dusze, oprac. A. Micińska, PIW, Warszawa 1975, s. 13.

[26] K.I. Gałczyński, Liryka, liryka, tkliwa dynamika, [w:] http://kigalczynski.republika.pl/wiersze/liryka.html?p=_wi, dostęp: 02.02.2015r.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

~ zostaw po sobie ślad ~