Pochwała
niewiedzy
Za pośrednictwem rozumu
wiemy, że to,
czego rozum nie ogarnia,
jest bardziej rzeczywiste niż to, co może ogarnąć.
~ Simone Weil
– Świadomość nadprzyrodzona
Polowanie. Właśnie w
tym jest problem. Wydaje nam się, że wszystko możemy upolować,
posiąść, zagarnąć, odkryć, opisać i zbadać. Wymieniać można
w nieskończoność. Czy to nie przypomina nam czegoś? Czy nie jest
to przypadkiem typowe dla naszego świata w obecnym stadium rozwoju,
na takim etapie technologicznym i cywilizacyjnym, kiedy wszystko
chcielibyśmy uczynić sobie poddanym? Wiele osób teraz powie, że
taka jest przecież rola człowieka. To on ma dokonywać badań,
przełomowych odkryć. Opiszmy świat, obliczmy go skrupulatnie,
włóżmy w opasłe księgi, jako spadek dla potomnych, żeby nie
musieli się już niczym przejmować. By mogli zająć się… no
właśnie, czym w takim razie?
Rozejrzyjmy się.
Zajmujemy się podtrzymywaniem tego obłędu opisywania. Wszelkie
czynności, drogi życiowe większości ludzi, polegają na
kontynuacji jakiejś pokręconej idei o tym, że możemy posiąść
każdy rodzaj wiedzy, a potem go wykorzystać do polepszania świata
i samych siebie. Uczymy się i pracujemy mechanicznie, zbyt rzadko
zdając sobie sprawę, że wszelka wiedza, którą zdobywamy jest
zapośredniczona przez kulturę, społeczeństwo, nasze własne
doświadczenia (bądź ich brak). Efektem tego jest brak szczerego
odczuwania życia i otwartości na poglądy i idee zupełnie odmienne
od tych, do jakich zostaliśmy przyzwyczajeni. Jak wiele typowych
zachowań, cech, frustracji z tego wynika… chciałabym wręcz dodać
– paranoi!
Lecz
nawet to są zbyt refleksyjne rozważania. Nie zastanawiamy się z
reguły nad tym „po co” i „dlaczego”, bo takie pytania są
nie tylko problematyczne, ale i rodzą w człowieku niepokój.
Dziecko zadaje tego typu
pytania, jest bowiem ciekawe i się nie boi. Po prostu otrzymuje
informacje – nie musi ich z niczym porównywać, ani w niczym
wybierać. Potem, gdy dowiaduje się więcej, zaczyna się prawdziwe
życie. Wtedy samodzielne myślenie, którego ważną cechą jest
zadawanie pytań, zanika na rzecz wertowania i systematyzowania
zdobytej wiedzy. Pojawia się również w umyśle działanie,
polegające na obsesyjnym pragnieniu wybrania czegoś pasującego do
nas samych, jakby był jakikolwiek system, choćby nie wiadomo jak
obcy, który jest w stanie dopasować się do takiego
człowieka. Tu już nie ma miejsca na pytania. Tu, pan i władca
wszelkiej wiedzy, wybiera oraz porównuje, co jest warte
zastanowienia, a co nie.
Niemożliwość
dokonania konkretnego wyboru tego, co nigdy nie zostanie podważone i
czego nie będzie z czym porównać, budzi w nas lęk. Bo gdyby taka
możliwość zaistniała powszechnie, świat z pewnością wyglądałby
inaczej, albo nie byłoby go wcale. Z dzisiejszej perspektywy można
śmiało stwierdzić, że musieliśmy znaleźć się w takim miejscu
i takim czasie, aby móc spojrzeć z dystansu na dokonania człowieka
i nie tyle ocenić je, co pozwolić im być tłem przyszłości. Mimo
tego dziś walczymy z wewnętrznym niepokojem, który wynika z
odczuwalnej, nawet nieświadomie (bo przecież nie musimy znać
przyczyny, by dostrzec skutki), niemożliwości dokonania syntezy i
pełnego zrozumienia zdobytej wiedzy. Wszechobecne wątpliwości,
stylowy background współczesnego człowieka, staje się
powoli nudny i już wkrótce trzeba będzie go na nowo przemyśleć.
Bez owych wątpliwości
nie rozwijałaby się w ludziach naturalna potrzeba oglądu
rzeczywistości. Zostają one jednak odsuwane od myśli na przeróżne
sposoby (chyba nie trzeba wymieniać słabości człowieka do
różnego rodzaju skrajnych uciech i obsesyjnych zachowań). Mimo
tego wątpliwości są ważnym budulcem naszego istnienia. To moment
refleksji, w którym stajemy z boku i patrzymy na wszystko z
dystansu, na cały dualizm świata, niezliczoną ilość konceptów,
schematów, kontekstów, na niesamowitą różnorodność, mnogość
wyborów. Wydaje się szaleństwem znalezienie w tym jakiejś
konkretnej metody poznania i zagłębianie w tego typu dywagacje może
przypominać jakiś duchowy obłęd.
No właśnie, duchowy.
Mam tu na myśli – wewnętrzny, nienamacalny. Bo to z tego miejsca
obserwujemy przedmioty i podmioty naszych wątpliwości. Wątpliwości
same w sobie wypływają z rozumu, ale gdyby rozum wiedział
wszystko, nie byłoby w nas tej niepewności. Dostajemy od niego
automatyczne odpowiedzi, wyliczone i skatalogowane – są to jednak
pojęcia oparte na wcześniejszych doświadczeniach naszych bądź
naszych nauczycieli i wychowawców. Albo po prostu wywnioskowane z
książek, które czytaliśmy. Refleksyjność nie może być przez
to tylko rozumowa, ponieważ w rozumie wytwarzana jest wiedza i
przyswajane koncepty. Wątpliwości muszą wykluć się w znacznie
szerszym pojęciu rozumu, niż znamy je na co dzień, bo zmuszają
człowieka do uczuć i zachowań – gwałtownych, emocjonalnych. Do
niepokoju, wewnętrznego rozdygotania, które może istnieć na równi
ze sprawnie i (pozornie) jasno funkcjonującym rozumem, w którym
wszystko jest przecież poukładane.
Być może dlatego
wolimy nie poświęcać refleksji wiele czasu. Na jej poziomie rodzi
się bowiem wspomniany niepokój, a nikt nie lubi go odczuwać.
Jesteśmy świadomi – choć i z tym słowem może okazać się
wiele problemów – posiadania wyborów. Wybieramy zatem najbardziej
odpowiadający nam koncept, albo jesteśmy do niego automatycznie
przydzielani. Częściej zdarza się, że większość przylepionych
do nas idei i myśli pochodzi z miejsca urodzenia, kultury
wychowania, środowiska, rodziców, religii. Nikt się z tym nie
sprzecza.
Z
czasem jednak podążanie wytartym szlakiem i czerpanie wiedzy z
pięknie oprawionych książek, w których ktoś wiele lat przed nami
opisał to, co opisać należało, nam nie wystarcza. W momentach
refleksji, gdy odsuwamy się nawet od samych siebie i jesteśmy w
stanie spojrzeć na to z dystansu, następuje ważne zjawisko, zwane
wyborem. Możemy tworzyć i kreować swój świat i własną osobę
nie tylko mając za podstawę kulturę i tradycję, w jakiej
dorastaliśmy, ale czerpiąc także inspirację z całej gamy
różnorodności dostępnych na świecie.
Przede wszystkim jednak
znów pojawiają się wątpliwości, które sprawiają, że nie
idziemy dalej, a wracamy do punktu wyjścia i wolimy nie zadawać
pytań. Bo przecież wszystko jest względne i odpowiedź albo nie
będzie pasowała do kontekstu, albo okaże się zupełnie
niezrozumiała. O ile w ogóle nadejdzie.
Mamy zatem z jednej
strony przeświadczenie, że wszystko może zostać zbadane i opisane
– i takie jawi się w naszym umyśle, a zarazem odczuwamy
powracający niepokój wewnętrzny, wątpliwości, które na gruncie
bardzo płynnej i zmieniającej się rzeczywistości wydają się nie
do pogodzenia. I jedynym na nie sposobem jest odsunięcie ich w
nieświadomość.
Jest to koło. Nie
błędne jednakże, bo dzięki niemu można zyskać jeszcze szerszy
ogląd rzeczywistości. W pewnym momencie trzeba będzie przyznać
się do niewiedzy i usilnego pragnienia zdobycia jej. Już nie mowa o
wiedzy książkowej i zbadanych, wyliczonych danych o świecie, a o
tej szczególnej chwili zwątpienia, kiedy powinno się wybrać czy
chcę czuć niepewność poznawczą, czy może chcę
nazwać ją otwarcie i szczerze słowami, których wcale nie
trzeba kojarzyć z Sokratesem, a z człowiekiem w ogóle: nic nie
wiem. Ale pragniemy ukryć ten fakt tkwieniem w wątpliwościach
i niezdecydowaniu. A wszystko jest właśnie niewiedzą. Nawet to, co
przeczytasz w jakiejkolwiek książce, nawet to, co czytasz teraz –
to z szerszego punktu widzenia niewiedza, bo jest jedynie próbą
pozszywania kilku myśli o świecie, mogących być niezrozumiałymi,
dla co trzeciego człowieka.
Spychamy to, co
niezbadane w sferę magii i zabobonów. Nie uznajemy istnienia części
w nas, która chciałaby wiedzieć coś sama z siebie. Wydaje nam
się, że jeśli czegoś nie zbadamy i nie posiądziemy poprzez
nazwanie, to nie będzie miało racji bytu. Nie mówiąc już o tym,
że nie przychodzi nikomu do głowy możliwość innej metody, innego
podejścia do całej sprawy.
Skoro więc przyznajemy
się do niewiedzy, to akceptujemy jej istnienie. Różnorodności
panującej na świecie, nie tylko na tle kulturowym, społecznym czy
filozoficznym, ale i zupełnie najogólniej – w kwestiach
osobistych odbiorów i preferencji, nie jesteśmy w stanie pojąć
jako całości. W dodatku jak można w tym odnaleźć siebie samego?
Czy w ogóle jestem indywiduum, czy jest we mnie coś czystego i
niezapisanego? Ogołoconego z tych wszelkich etykietek, sądów, nazw
i opisów? Tego też nie wiemy.
Ale co oznacza
faktycznie przyznanie się do niewiedzy i zrobienie tego w sposób
odpowiedzialny i świadomy? To oznacza tworzenie. Bo człowiek nie
tylko odkrywa i bada to, co już jest, ale także dba o to, co
będzie. Człowiek jest tym spoiwem, w którym dokonać się może
swobodny przepływ wiedzy i idei bez równoczesnego przypisywania im
jakichkolwiek łatek. Cała tradycja nauki, filozofii, wszelkich
dyscyplin, kultury, religii – to wciśnięcie wiedzy w schemat,
który daje wspaniałe tło dla rzeczywistości. Ale czy jest nią
faktycznie?
Czy to jest życie?
To tak banalne pytanie,
wypowiedziane wręcz z dziecięcą fascynacją, każe nie tyle
rozumować, co poczuć. Gdzie jest żywotność? Czy w miejscu
dokładnie zbadanym i opisanym czy tam, gdzie jest wszystko i nic –
gdzie jest przestrzeń niewiedzy?
Gdzie skierujemy naszą
świadomość? W świecie badań nie ma na nią zbyt wiele miejsca,
bo nawet jeśli przyjmiemy jakiś koncept, religię, system – to
wciąż będziemy gośćmi czegoś znacznie starszego od nas i…
zawsze niepoznanego do końca. Tu pojawia się taki mały chochlik,
można też powiedzieć – niemy król sceny zwanej życiem –
paradoks.
Choćbyśmy czuli całym
sobą pewne zagadnienie, to dopóki nie połączymy go z
przestrzenią, jaką daje niewiedza wyrwana z wątpliwości, nie
stworzymy czegoś prawdziwie nam bliskiego. Każdy coś tworzy, mamy
do tego niesamowite predyspozycje. Co do jakości owych tworów nie
trzeba dużo mówić – są po prostu albo mechaniczne, albo
świadome.
Mechaniczne, bo
przyjmując jakąś opisaną i poznaną na wszelkie sposoby doktrynę,
wybierając utorowaną kulturowo drogę życiową, nie wkładamy w to
siebie. Dopiero z uświadomieniem sobie, że tak właściwie nic nie
przeżywamy prawdziwie, potęgujące się wątpliwości i niepokój
muszą ustąpić przyznaniu sobie przestrzeni do niewiedzy. A co daje
ta przestrzeń? Możliwość odkrywania własnej drogi. Możliwość
tworzenia. To jest właśnie zupełnie czyste – indywiduum. To, co
stworzymy. To, gdzie ulokujemy naszą świadomość. Musimy
równocześnie pogodzić się z myślą, że nie tylko niewiele o
niej wiemy, ale że ona po prostu jest i zupełnie nic od nas nie
oczekuje – jesteśmy wolni i wybieramy.
W tym momencie to, co na
początku wydawało się odległe i sprzeczne – wiedza i niewiedza,
z oczywistym wskazaniem na niewiedzę, jako stan znacznie bardziej
wartościowy – łączy się i pozwala poczuć, nie zrozumieć, sens
zadawania pytań i poszukiwania.
Bo
polować, cóż to znaczy? Czy jesteśmy w stanie zdobyć coś, co
trzeba tylko odczuć, przeżyć i rozwijać? Bo tworzenie jest
właśnie rozwojem, jest zaglądaniem w coraz to nowsze zakamarki nas
samych właśnie za sprawą przyznania sobie prawa do niewiedzy.
Czerpanie radości z tego faktu i zabawa z nim jest właśnie treścią
życia. Jego żywotnością. Okazuje się, że stworzyć możemy
dosłownie wszystko.
Jeśli tak,
pomyślisz, to może samo pojęcie duszy jest stworzone, jest
konceptem i dopóki nie poczujemy jego żywotności, nie stanie się
prawdziwe, zrozumiane – istniejące?
To pytanie płynne i
odpowiedź na nie nigdy nie powinna padać. No i nie padła – przez
tak wiele lat rozwoju cywilizacji i kultury – wciąż nie wiemy
czym jest dusza. Bo oczywiście pytając o to czym jest,
zastanawiając się nad tym, mając jakieś wątpliwości, albo
zaprzeczenia, polemizując z tym – przyznajemy jej prawo do
istnienia. Prawo prawem, ale prawda jest taka, że gdybyśmy mieli
władzę nad tym, co nieuchwytne, przestałoby to być nieuchwytne.
A
zatem nie ma granicy poznania, nie ma metody? Sam ją możesz
odnaleźć. Najpierw trzeba nauczyć się czuć i nazywać rzeczy po
imieniu. Jeśli mam wątpliwości to znaczy, że nic nie wiem, a
bardzo bym chciał. Dobrze! Wkrocz w tę przestrzeń i zacznij
tworzyć. Nie musisz być myśliwym, zgarniającym wszystko do
jednego worka, a wędrowcem, który z zachwytem, ale też pewną dozą
krytyki i dystansu, przemierza zupełnie nowe lądy. Dotychczas je
albo pomijał, albo uważał za mało istotne, choć były zawsze
tym, co ściągało na niego wątpliwości i niepewność.
Nie polujmy więc na
duszę, bo nigdzie jej nie znajdziemy, a wszelki opis i tak nie
sprawi, że będziemy coś o niej wiedzieć. Raczej uwolnijmy ją.
Pozwólmy oddychać, pozwólmy realizować jej się w przestrzeni
niezapisanej i twórzmy. I niech te prostolinijne zdania nigdy nie
staną się pożywką dla chłonnego konceptów i schematów rozumu,
a zachętą do stworzenia świeżości we własnym życiu.
_________
Jest to z konkursu "Polowanie na duszę" organizowanym przez fundację Pionowy Wymiar Kultury działającą w Toruniu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
~ zostaw po sobie ślad ~