środa, 28 września 2016

Chińska tradycja








Znalezione obrazy dla zapytania chińska rzeźbA starożytna

Niewiele wiedziałam o Chinach, zanim nie przystąpiłam do poznawania chińskiej filozofii. Sama historia cywilizacji, znana każdemu ze szkół i książek, jest całkiem fascynująca, jednak równocześnie trochę mało porywająca. Ot, jakieś królestwa które nieustannie ze sobą walczą, aby znaleźć wreszcie najlepszy sposób na sprawowanie władzy. Centrum i peryferie, hierarchie, dokładność i skrupulatność. A szczególnie te dwie ostatnie cechy widoczne są w kulturze chińskiej czasów starożytnych. Przyglądając się chińskim rzeźbom i przedmiotom codziennego użytku, chcę śmiało powiedzieć, że te dzieła sztuki to ukojenie dla oka. To, co Chińczycy wyrażali poprzez każdy wytworzony przez siebie przedmiot, to całkowita, niezaprzeczalna, i zupełnie naturalna Harmonia całego wszechświata.

Bo w takiej odczuwalnej Harmonia mieści się nie tylko dzieło materialne, nasz doczesny świat (którego takie dzieło dotyczy, będąc choćby kielichem, podgłówkiem itp), ale owa Harmonia dotyka sfer znacznie "wyższych", dalszych - sfer całego Kosmosu i świata Przodków. Ta potrójność jest widoczna w archaicznym światopoglądzie Chińczyków. Materia, z której my wyrastamy, będąca dla nas czasem rzeczywistym i aktywnym, pochodzi od znacznie starszych ludzi i istot niż my - im należy się szacunek. Taki sam szacunek należy się Niebu, jako "instancji" ponad nami, wpływającej na nasze życie. Szacunek i akceptacja takiego stanu rzeczy to właśnie główne cechy tej głęboko odczuwanej Harmonii. Zgoda Chińczyków na to, jak po prostu jest w świecie, wpłynęła na ich pragnienie określenia najdoskonalszej relacji jednostki do całości. Można nawet powiedzieć relacji mikro z makrokosmosem (i na odwrót). Ta rozległa sieć przemyśleń skupiła się zatem na temacie natury, energii, prawa. Sama myśl polityczna Chin opiera się właśnie na ustanowieniu najlepszej z możliwych relacji, jakie władca może przyjąć wobec swojej posady i ludu, a także relacji pojedynczego człowieka z władcą, społeczeństwem i rodziną.

Harmonia wpisana w życie przeciętnego człowieka skupiała się na utrzymaniu tego zrównoważonego stanu poprzez wypełnianie swoich obowiązków, życie w zgodzie ze swoim losem, drogą, przeznaczeniem. Te tajemnicze słowa nie mogą być oczywiście interpretowane ezoterycznie. Chińczycy opisywali harmonijne życie, jako takie, w którym człowiek pokornie wypełnia takie zadania, do jakich jest predysponowany. Składa się na to głębokie poznanie samego siebie, ale też duża akceptacja miejsca urodzenia, kultury wychowania, rodziny i wszelkich bodźców wśród których egzystujemy.

W tym wszystkim zaś najważniejsze wydaje się to, aby - kiedy już poznamy swoją naturę - działać tak, żeby przynosić tylko dobro i równowagę dla makrokosmosu (poprzez pielęgnację mikrokosmosu). Niezależnie czy ta natura okaże się dobra czy zła, ugodowa czy uparta - mamy podejmować takie decyzje i działania, aby wpłynęły one korzystnie na ogólne dobro, aby podtrzymywały harmonię pomiędzy Niebem, a Ziemią. Bo oczywiście jeśli na Ziemi coś się nie skleja, to i Niebo nie będzie zbyt spójne i kto wie - może nastąpi jakaś klęska żywiołowa, albo po prostu ktoś umrze...?

Co było ważne dla chińskich myślicieli? Ustalenie wyjściowej sytuacji człowieka, dokopanie się do jego naturalnej warstwy. Mamy więc dosyć typową debatę natura-kultura. Lecz głębokie poznawanie tematu w końcu doprowadziło ich do spraw Umysłu i tego, że to przecież z niego wypływa najwięcej. Pojęć, nazw, które.. no przecież mogą nie znaczyć nic w innych kontekstach. Szukanie podstawowej człowieczej natury może się więc odbywać w obrębie umysłu, ale czy nie będzie to tylko nieustannym lawirowaniem wśród pojęć? Musi być coś jeszcze - coś bardziej pierwotnego dla nas wszystkich, ale co nie jest ani naturą, ani umysłem, ani niepoznaną kosmiczną jaźnią (a może nawet Bogiem).

Cóż to może być?

Świadomość.


wtorek, 13 września 2016

Lelek i jego Pantofelek {bajka}

                 


 Bajka na smutek i tęsknotę
 Znalezione obrazy dla zapytania dragon cosmic



             Kiedy Wszechświat skurczył się tak, że można by go było zamknąć w przeciętnej wielkości ziemskim słoiku, a było to wcale nie tak dawno, pewien Lelek, który miał jeden czerwony pantofelek wyruszył na poszukiwanie wygłodniałego smoka. Smok ów był znanym w całej galaktyce stworzeniem o wielkich przezroczystych skrzydłach, omiatających gwieździstą przestrzeń jednym poruszeniem. Cienkie żyłki, które je tworzyły błyskały na niebie, a ludzie brali je za błyskawice. Tułów i głowa smoka były zupełnie normalne o ile ktoś oswoił się z wizerunkiem smoka na tyle, aby uznać go za stworzenie normalne. Był jeden w całej galaktyce, ale za to rozmiarów być może większych niż ona sama. Co robił, oprócz machania potężnymi skrzydłami – nie wiadomo. Niektórzy sędziwi mieszkańcy planety sądzili, że cała galaktyka mieści się w brzuchu smoka i dlatego jest w niej tyle dziwnych zdarzeń, są bowiem zależne od nastroju gada. I nie tylko nastroju, bo w większej jeszcze mierze znaczenie miał stan jego wnętrzności i to co spożywał. Często smok nie miał co jeść, bo przecież w przestrzeni kosmicznej niewiele jest smacznych kąsków. To tak z perspektywy ziemian, którzy porównywali zwierzę do ziemskich stworzeń, myśląc, że powinien on jeść jakąś żywą materię. Tymczasem smok gustował w urańskich nakryciach głowy. A mieszkańcy Uranu mieli szczególnie obwite mózgi, dlatego też musieli nosić coś na głowach, aby utrzymać owych mózgów jakiś foremny kształt. Należy tu zaznaczyć, że uranie nie posiadali formy cielesnej, jak to sobie ziemianin może wyobrażać. Uranie nadawali sobie kształt tym, co na siebie zakładali. Teraz wnikliwszy czytelnik z pewnością już wie, że Lelek miał głowę w kształcie pantofelka, bo też takie nosił nakrycie głowy. Był to bardzo ładny i zgrabny pantofel o połyskliwym, ale nie jaskrawym czerwonym kolorze. 

            Warto wreszcie zdradzić, dlaczego Lelek wyruszył szukać smoka i dlaczego ów smok był głodny. No i podstawowa rzecz: czy nasz dzielny uranin chciał nakarmić smoka swoim pięknym pantofelkiem? Otóż sprawa ma się następująco: prawa kosmiczne niekoniecznie odpowiadają ziemiańskim wyobrażeniom dotyczącym emocjonalności i moralności. To znaczy, w kosmosie nie ma uczuć, tylko rozlewne formy różnej interakcji. Toteż Lelek, kiedy dowiedział się, że smok od dłuższego czasu głoduje, po prostu postanowił go nakarmić. A że jego mózg był pełen wspaniałych pomysłów, idei i wiedzy, toteż pantofelek przesiąkł wyrafinowanym smakiem i zapachem. Musiał być wspaniałym kąskiem dla smoka!

          Lelek, spacerując po wyżłobionych przez dźwięki szczelinach, dostrzegł na niebie przedzierające się promienie słońca. Nikt nie przeganiał ich swoimi skrzydłami, ani żaden piorun nie wzniecił burzy. Niebo było spokojne, a nawet pełne uroku, ale nie taki był klimat Uranu. Od zarania dziejów nad planetą spowijały się mroźne chmury, które pozwalały jego mieszkańcom cieszyć się chłodem i lodowymi komnatami. Poza tym, atmosferę i klimat kształtowały też piękne brzmienia przychodzące do galaktyki zza odległego Plutona, czyli w ogóle spoza owej galaktyki. Ponieważ – jak już na początku wspomnieliśmy – wszechświat się skurczył, tak też dźwięki kosmiczne stały się głośniejsze, bardziej donośne i o zdecydowanie większej mocy. To sprzyjało wyżłabianiu się na powierzchni skalistej, zlodowaciałej planety – ścieżek i rowków, po których mieszkańcy ochoczo spacerowali. Wkrótce natomiast zaczęły płynąć nimi lśniące rzeki i wstęgami rysować piękne krajobrazy. 

 Znalezione obrazy dla zapytania uran
            Uranie byli zdziwieni zmianą klimatu, ale przyjęli ją z pokorą i zaczęli z powodu ciepła zdejmować swoje nakrycia głowy. Stali się przez to bardziej rozmyci dla przeciętnego oka, bo nie mieli kształtów. Stali się też trochę bardziej szybcy, zwinniejsi, jakby napędzani siłą nieznanego sobie wcześniej żywiołu. Równocześnie jednak ich lodowe domki topiły się, a majestatyczne Góry Śnieżne zmniejszały się w zastraszającym tempie. Była to wielka udręka dla mieszkańców Uranu, ponieważ właśnie na szczycie Gór znajdował się wyskok (czyli coś w rodzaju kosmicznej trampoliny), którym podróżowali na pierścienie swojej planety. Tam znajdowały się wspaniałe ośrodki wypoczynkowe i były to równocześnie miejsca, gdzie uranianie nie musieli nosić odzienia. Mogli wtopić się w delikatną strukturę pierścieni i stać tacy jak one. Zyskiwały tym niespotykaną równowagę z całą przestrzenią kosmiczną. Łatwo się domyślić, że w tym miejscu ich nakrycia głowy były bardzo łatwym łupem dla smoka. Tak też, gdy uranianie nie mogli przedostawać się na pierścienie, smok nie miał jak się posilić. Wystarczyła chwila nieuwagi kosmicznego stworzenia, żeby przez gęste chmury przedarło się słońce i zaprzepaściło jego możliwość posiłku.
      Lelek, gnany rozpaczą innych uran, wdrapał się na Śnieżne Góry, choć była to czynność prawie niemożliwa z powodu kurczenia się góry. Próbował odnaleźć wyskok, ale ten zapadł się i popłynął wraz z setką nowych źródeł przez rowy, rowki i koryta na planecie. Jednak Góra zdawała sobie sprawę z powagi sytuacji i ukazała Lelkowi inną możliwość ratunku. Zawołała przytłumionym głosem, bulgocząc i krztusząc się nadmiarem wody:
-   Lelku, o Lelku! Musisz szybko uciekać, bo niedługo na moim miejscu powstanie wielki ocean. Póki jednak kilka z moich szczytów – ghul ghul ghul – istnieje... zwołaj księżyce na pomoc! Stąd – ghul ghul ghul – cię na pewno usłyszą!
-   Dziękuję Ci Śnieżna Góro! - odpowiedział z wdzięcznością Lelek, zdejmując z głowy pantofelek. Ukłonił się ładnie i pomachał czerwonym kapeluszem w stronę nieba.
            Kilka chmur kłębiło się jeszcze na nim, ale przecinały ich nagłe i bezlitosne promienie odległego przecież słońca.
- Księżyce, o Księżyce! Zbierzcie się wszystkie i spróbujcie mi pomóc! Słyszycie mnie, o Księżyce?! - krzyknął Lelek jak mógł najgłośniej. Niestety jego głos nikł wśród szumu wody wzbierającej z każdej strony.
        Jeden z księżyców wyjrzał drżąc zza chmury. Nieufnie spoglądał na małą postać wśród rozpadających się Śnieżnych Gór i zapragnął mu pomóc. Nie mógł jednak przekonać swoich braci, aby pokazały się na niebie. Te bowiem za bardzo bały się słońca, żeby rezygnować z ostatnich możliwości ukrycia się za chmurami. Na szczęście srebrne światło jednego, odważnego księżyca wystarczyło. Oświetliło swoim chłodnym blaskiem pantofelek Lelka, a ten nagle, jakby zbudzony z wiecznego snu – wzdrygnął się i powiększył!
             Lelek z niedowierzania aż poślizgnął się na odłamku skały. Jego płynna teraz głowa, jak i całe ciało, z rozpaczą szukało czegoś stałego, twardego, namacalnego. Pantofelek jednak pęczniał i ciągnął ku górze. Lelek szybko zrozumiał tą osobliwą magię. Złapał pantofelek oburącz, podciągnął się i usiadł wygodnie w swoim kapeluszu o kształcie pantofla.
-  O Czerwony Pantofelku! Leć i pomóż mi znaleźć Kosmicznego Smoka, bo bez niego nasze życie zmieni się raz na zawsze!
         Pantofelek wierzgnął kilka razy w powietrzu i wzbił się do lotu z prędkością światła. Kiedy znaleźli się w strefie księżyców, Lelek ukłonił się ładnie i podziękował najmniejszemu z nich, że odważył się na chwilę pokazać na niebie, uruchamiając tym samym w pantofelku szczególną moc.
- Ależ żaden to problem, Lelku! Działajcie szybko, bo usychamy i nie ma już dla nas miejsca w orbicie Urana. Co my poczniemy, gdzie znajdziemy nowy, bezpieczny dom, nad którym będziemy mogli widnieć o każdej porze?!
-  Nie martwcie się Księżyce! Zrobię co w mojej mocy i nakarmię smoka oraz przywrócę planecie dawne kształty.
-  Kiedy Lelek odleciał, wieziony przez swój Pantofelek, księżyce spojrzały na siebie i z niedowierzaniem turlały po małej przestrzeni, która im została osłonięta od słońca.
- Ależ jak ten miły Lelek powróci, skoro chce nakarmić smoka swoim Pantofelkiem?! - mówiły.
- Ależ kim jest ten dzielny Lelek, że podjął się takiego ważnego zadania?! - pytały.
- A cóż jeśli smok już nie przebywa w naszej galaktyce? - zastanawiały się, ziewając ze zmęczenia. Nie miały bowiem wiele do roboty, odkąd słońce zaczęło przejmować inicjatywę nad galaktyką. Na nic zdały się gorące słoneczne prośby, aby księżyce widniały na niebie wraz z nim. Uparte nocne obiekty miały inną strukturę i za nic nie chciały poddać się promieniom słonecznym.

          Tymczasem Lelek na swoim magicznym Pantofelku szybował w przestrzeni i zgarniał do kuferka małe gwiazdki. Nie wiedział czemu to robi, ale czuł, że powinien mieć ze sobą jeszcze jakąś cenną walutę kosmiczną. A nawet jeśli by się nie przydała – mógł podarować ją uraninom w prezencie. Gwiazdki w kuferku podskakiwały wesoło i wypytywały Lelka o cel podróży, pochodzenia i inne rzeczy. Gwiazdki są bowiem bardzo wścibskie, ale robią to w tak niewinny sposób, że nikt nie umie się im oprzeć.
-    Jestem mieszkańcem Uranu. Żyjemy sobie tam w lodowych miasteczkach, a głównym zainteresowaniem obdarzamy nakrycia głowy i inne stroje. Dzięki nim mamy kształty.
- Czy sam zrobiłeś swój pantofelek, który teraz służy ci za pojazd?
-  Uszyłem go wspólnie ze swoimi potomkami. Taka jest na Uranie tradycja, że materiały zbierane są przez całe pokolenia, ażeby nowym członkom rodu sprawić wyjątkowe nakrycie głowy, ale piękne jest to, że ostateczny kształt nadajemy sami, dodając kilka swoich szwów.
- Co cię skłoniło do podróży po galaktyce? Nie boisz się smoka? - wypytywały gwiazdki, brzdąkając, kiedy obijały się o siebie w kuferku.
- Dlaczego miałbym się bać? Smok opiekuje się niebem, żeby wszystko było w normie, a każda planeta dostawała to, czego potrzebuje. Wyruszyłem w podróż, piękne gwiazdki, żeby go nakarmić, bo mam bardzo urodziwy pantofelek...
- Czy ci go nie żal?
- Od wieków uranianie byli obdzierani ze swoich nakryć głowy przez smoka. Tak już było. Ale dzięki temu mieliśmy stabilny dom...
        Im więcej pytań gwiazdki zadawały, tym bardziej Lelek zaczynał powątpiewać w swoją wyprawę i cały ten dziwaczny system, na który mógł spojrzeć teraz z dystansu. Poza tym uświadomił sobie, że jeśli nakarmi smoka swoim pantofelkiem, nigdy nie powróci do domu. Zapłakał więc gorzko, przemywając gwiazdki swoimi łzami.
- Nie płacz Lelku, spróbujemy ci pomóc. Nasze siostry na pewno wiedzą gdzie podział się smok. Być może problem rozwiąże się sam. - gwiazdki zaiskrzyły na chwilę, a potem znowu przygasły. Niestety, przebywając w kuferku, nie były w swoim naturalnym środowisku i traciły blask. Udało im się jednak zapytać swe siostry o smoka.
- Och, lśniące siostry! Smok zniknął, było to może przed chwilą, a może bardzo dawno temu. Nie wiemy jak określić to w czasie. Smoka teraz nie ma, a nasze kuzynki mieszkające bliżej słońca krzyczały, że tylko ziemianie mogą coś na ten temat wiedzieć! - krzyknęły gwiazdki z nieba, a te z oddali dodały szybko:
- Widziałyśmy jak smok choruje i zmniejsza się, a jego skrzydła nabierają konturów i kształtów.
- Czy to z głodu czy był jeszcze jakiś powód jego choroby? - zapytał Lelek, który posmutniał jeszcze bardziej.
- Wszystko się zmienia. - odpowiedziały gwiazdki i zamilkły na dobre.

Znalezione obrazy dla zapytania dragon cosmic
          Pantofelek szybował dalej, zbliżając się do Ziemi. Niedaleko planety leniwie błyskał srebrnym światłem jedyny księżyc. Na nim, mała drobinka wyrzucała z siebie płomienie. Lelek odgadł, że to smok i poprosił Pantofelka o lądowanie na ziemskim księżycu. Piękny roztaczał się z niego widok na niebieską planetę, rozświetlaną słońcem. Lelek znów zapłakał, tęskniąc za swoim domem.            Przeczuwał bowiem, że zmiany istnieją we wszechświecie naprawdę i często to nie my podejmujemy decyzję w jakim kierunku mają one zmierzać.
 - Jest dużo w życiu wyborów, cała nieskończona ilość, tak dużo jak nas jest na niebie. - zawołały cienkimi głosikami gwiazdki, a potem zgasły całkowicie. Lelek założył na głowę pantofelek i otarł kilka łez, mając do siebie żal, że zebrał te jasne promyczki z nieba.
- Więc trzeba podejmować decyzje czy poczekać na te zmiany? - zapytał Lelek, nie wiedząc co powinien teraz zrobić. Czy wrócić do domu, kiedy to jeszcze możliwe czy też spróbować uratować smoka, albo zrobić cokolwiek dla swojej planety. Wtem zrozumiał, że nie da rady nie robić nic i tylko oczekiwać. Być może miał taką naturę i się z tym pogodził. A być może każdy tak ma, że ostatecznie próbuje ponaginać wszechświat do swoich potrzeb.
- Muszę zawalczyć! Przecież każda reakcja niesie ze sobą lekcję. Nawet reakcja niedziałania. - dodał zamyślony Lelek i wtedy zobaczył smoka.
   
       Stworzenie wciąż było większe od niego, majestatyczne i połyskujące niebieskimi kolorami. Spojrzało na Lelka wyniośle, prychnęło i tupnęło nogą.
- Co cię sprowadza do mojego domu? - zapytał smok. Lelek wyjaśnił mu cel swojej podróży i rozpacz uranian.
- Chcecie, żebym dalej zabierał wam nakrycia głowy? Czy nie jest to cenna rzecz dla uranian? - zdziwił się smok, mieląc jęzorem.
- Jest ważna, o smoku. Ale nie chcemy tyle słońca, bo topią się nasze góry, a lód zamienia się w rzekę. Jak mamy żyć? Nie możemy podróżować na pierścienie.
-  To jest mój nowy dom. - odparł smok, przysiadając.
- Jak to się stało, że się zmniejszyłeś?
- Było dla mnie za ciasno w tej galaktyce. Wszechświat się skurczył, bo został już dobrze zbadany i opisany.
- Co to znaczy zbadany i opisany?
- To znaczy, że jest możliwy do ujęcia przez umysły. Dlatego znamy i mamy wiele możliwości i wyborów w życiu, dlatego jest wolność. - smok mierzył Lelka swoimi wielkimi, błyszczącymi złotem oczami. Lelek pokochał to spojrzenie i pragnął już na zawsze przebywać u boku smoka.
- Ja wybrałem wolność od wyborów. - smok zamachał skrzydłami. - Wracaj do domu i wytańcz sobie nowe życie! - huknął, ale nie był to huk nieprzyjazny.
- Czy masz tu co jeść? - zatroskał się Lelek, gotów podarować smokowi swój pantofelek.
- Nie muszę nic jeść. Karmiłem się kapeluszami, w których była mądrość wielu uranian. Teraz jestem tak mały, że to, co zjadłem w przeszłości mi całkowicie wystarcza. Czy chciałeś mi podarować swój piękny, czerwony kapelusz?
           Lelek pokiwał głową ze smutkiem.
- Więc zjem go z największą radością, jednak nie będziesz miał jak wrócić do domu, drogi Lelku. Nigdy nie zobaczysz swojej planety, ponieważ ja nie mogę już wylatywać w przestrzeń kosmiczną. Mam za słabe skrzydła.
          Lelek zadrżał ze strachu. Nie bał się jednak utraty Pantofelka, ani tęsknoty za domem, który darzył przecież wielkim szacunkiem. Bał się przyszłości. Smok szybko zrozumiał o co chodzi i podszedł bliżej Lelka, otoczył go swoim skrzydłem i przytulił.
- Co się stanie, kiedy wszechświat skurczy się jeszcze bardziej i ta galaktyka zrobi się dla każdego za ciasna? - zapytał Lelek.
- Będziemy wtedy, o Lelku, podróżować po innych wymiarach, bo nie będą one trudne do przeskoczenia dla umysłu. Zwiększając dystans – uczymy się, ale kiedy już coś zrozumiemy – dystans się zmniejsza i umożliwia przeskoki ku kolejnym możliwościom poznania.
          Lelek odetchnął z ulgą, bo pojął, że nic nigdy nie jest skończone, tylko przetransformowane. Nawet formy, które dla niego stały się przeszłością, dla kogoś innego znaczyć mogą wiele. Tak samo jak Pantofelek, teraz miał się stać ostatnim, uroczystym posiłkiem smoka, a kiedyś był najważniejszym elementem życia Lelka.
- Dziękuję ci Lelku bardzo. - odparł smok, posiliwszy się czerwonym Pantofelkiem. - Ty możesz zjeść gwiazdki, które przywiozłeś ze sobą. Da ci to świetlistą energię i dzięki niej razem będziemy mogli poszybować w stronę słońca.
            Lelek przestraszył się tą nagłą zmianą w smoku. Stał się on bowiem większy i bardziej błyszczący. Piękne łuski odbijały światełka różnymi odcieniami granatu i błękitu. Wstąpiła w niego nowa moc, która sprawiła, że tak jak Pantofelek, smok mógł podróżować w kosmosie.
- Ale dlaczego do słońca? Lepiej zabierz mnie do domu! Moja planeta jest chłodniejsza... - lecz Lelek uświadomił sobie, że już nie jest chłodniejsza i nigdy nie będzie.
             Bo wszystko się zmienia. Lelek zapłakał po raz ostatni, ponieważ poczuł się doszczętnie osamotniony. Zajrzał do kuferka i wysypał na rękę pył pozostały po gwiazdkach, które tak miło i radośnie siedziały tam stłoczone. Połknął pył z pewnym trudem i natychmiast poczuł odprężenie. Mógł poprosić smoka o to, aby go podwiózł na Uran. Tam zacząłby nowe życie wśród wód i oceanów. Mógł też wyruszyć na smoku w podróż w stronę słońca. I doprawdy nie wiedział czego pragnie tak naprawdę.

          Smok jednak nie pytając zabrał Lelka na swój grzbiet i wyruszył. Był bowiem zniecierpliwiony i pełen energii. Podróż wiodła przez piękne kosmiczne krainy i przestrzenie usłane gwiazdami. Pomiędzy planetami, asteroidami i kometami. Słońce nie paliło ich, tylko lekko ogrzewało, a jasne promyki tańczyły, podskakiwały wesoło w jego okolicy.
         Lelek z początku był przestraszony, ale fascynacja wspaniałością wszechświata zmyła ten lęk, zapomniał też o tym, jak smok się porządził, nie pytając go o zdanie.
- Mówiąc szczerze, ten ziemski księżyc był trochę nudny, ale wylądowałem tam przypadkiem i nie miałem sił, aby znaleźć inny. - powiedział smok.
          Poszybowali jeszcze dalej, aż w końcu minęli słońce. Lelek słuchał w podróży opowieści gwiazd i smoka. Niektóre dziwne obiekty, przystawały i obserwowały lecąca parę, a faliste promienie głaskały Lelka po rozmytych kształtach. Właściwie – formowały je na nowo. Dzięki rozgrzewającej właściwości słońca, kształty te stawały się bardziej stabilne. Lelek uświadomił sobie, że pewnie nie będzie już nigdy potrzebował kapeluszy. Ucieszony, przytulił się do grzbietu smoka, a ten zamruczał przeciągle.
             Kiedy oddalili się już bardzo od słońca, zaczęli spotykać więcej księżyców i bogato skłębionych chmur na niebie. Gwiazdki mrugały do siebie porozumiewawczo i chichotały. Lelek sam przetarł oczy ze zdumienia. Podróż w stronę słońca okazała się równocześnie powrotem do jego domu. A ten rozkwitał na nowo, zmieniał się, choć wciąż był domem. Nakrycia głowy uranian, dzięki księżycom, nabrały większych kształtów i służyły teraz z łódeczki i domki na wodzie. A sami mieszkańcy Uranu już nie potrzebowali kryć swoich obfitych mózgów – wystawiali je na promienie słoneczne, kąpiąc się w Śnieżnym Oceanie, który znalazł się na miejscu Śnieżnej Góry.
            A smokowi tak spodobały się pierścienie Uranu, że postanowił na nich zamieszkać. Złożył na nich jaja i pozwolił oświetlać je słońcu i księżycom. Wyrosły z nich piękne smoczęta i rozpierzchły się po przestrzeni kosmicznej, zabawiając się z wiecznie roześmianymi gwiazdkami.


Znalezione obrazy dla zapytania dragon cosmic 

wtorek, 6 września 2016

Stoner 2016 roku


 

Rok 2016 jest rokiem wyjątkowego rozkwitu stonera. Muzyka stonerowa nie jest tak stara, ale zdążyła już się niektórym znudzić, jako powielająca podobne schematy i opierająca się na ciągle tym samym motywie. Cóż, bycie w jakimś gatunku muzycznym nieodłącznie właśnie z tym się wiąże. Jeśli lubicie eksperymenty - ja je bardzo cenię - to nie słuchajcie żadnych typowo gatunkowych muzycznych odsłon. Ja jednak tak samo bardzo lubię klasykę i szanuję pozostawanie w swoim kanonie. Jeśli jednak w kanonie dokonują się fajne rewolucje - to jest właśnie szczyt moich muzycznych marzeń i oczekiwań - to znaczy, że sam gatunek jest bardzo wyjątkowy i zasługuje na uwagę.


Myślę, że takim gatunkiem jest stoner. Nie bez przyczyny nie dodaję tutaj stoner ROCK, ponieważ stoner to stoner i mieści w sobie całą gamę bycia stonerową muzyką. Kiedy chcemy być bardziej szczegółowi, a dany zespół prezentuje cechy doomowe, rockowe, jazzowe, to droga wolna w dodawaniu do stonera kolejnych gatunkowych wskaźników. Dla mnie te wskaźniki gatunkowe są fajną zabawą, a zarazem słownym potokiem, do którego nie trzeba być przywiązanym.


Szanuję stonera za to, że jest zawsze sobą i nie boi się rewolucji na własnym podwórku. W 2016 roku odkrywam nieustannie szereg świetnych albumów muzycznych, które nie powielają schematu, ale mają swoiste cechy indywidualności. Weźmy choćby Naxatras, zespól z Grecji, którego nowa płyta zawiera trafne eksperymentalne fale w postaci choćby jazzowych momentów, a końcówka albumu to istna petarda doświadczeń dźwiękowych. W dodatku przed stonerem jeszcze długa i bogata droga na takie eksperymentalne fale i z pewnością one będą się pojawiać i ewoluować wewnątrz gatunku.

Kolejną interesującą rzeczą w stonerze jest jego aktualność. Kultura marihuany jest specyficzna i mamy szansę oglądać jej mocne, jak i słabe cechy. Muzyka wyrosła z tego pustynnego zadymienia wciąż się rozwija, od lat 90tych, raczy nas swoją melodyjnością, powolnością i szybkością kiedy trzeba. Mamy szansę obserwować, jak tworzy się bogaty gatunek muzyczny. To bardzo fascynujące doświadczenie, dlatego najchętniej ostatnio odtwarzam albumy powstałe właśnie w 2016 roku.



I z tego miejsca zachęcam wszystkich do podobnych odtworzeń i dzielenia się przemyśleniami dotyczącymi stonera. Dla mnie jest to muzyka "codzienna", dobra w zasadzie na każdą okazję, bo jej gama jest naprawdę rozległa. Jest jak tęcza z niezliczoną ilością kolorów, smaków, o swoistym zapachu... Cóż i wszystko wcale nie musi mieć związku z kulturą marihuany i samą marihuaną. Dobrze wiemy, że niekoniecznie jazz i papierosy w barze są każdemu w smak, a także nie każdy milośnik jazzu jest zapalonym audiofilem (ta muzyka króluje w audiofilskich salonach).

Słuchacze stonera lubią przebierać w jego różnorodności, ale z taką samą fascynacją podejdą do klasyków nurtu, jak i odtworzą z tą samą częstotliwością stary album Black Sabbath i pokiwają się przy doomowych dźwiękach spod ziemi.