Bajka na smutek i tęsknotę
Kiedy Wszechświat skurczył się tak,
że można by go było zamknąć w przeciętnej wielkości ziemskim
słoiku, a było to wcale nie tak dawno, pewien Lelek, który miał
jeden czerwony pantofelek wyruszył na poszukiwanie wygłodniałego
smoka. Smok ów był znanym w całej galaktyce stworzeniem o wielkich
przezroczystych skrzydłach, omiatających gwieździstą przestrzeń
jednym poruszeniem. Cienkie żyłki, które je tworzyły błyskały
na niebie, a ludzie brali je za błyskawice. Tułów i głowa smoka
były zupełnie normalne o ile ktoś oswoił się z wizerunkiem smoka
na tyle, aby uznać go za stworzenie normalne. Był jeden w całej
galaktyce, ale za to rozmiarów być może większych niż ona sama.
Co robił, oprócz machania potężnymi skrzydłami – nie wiadomo.
Niektórzy sędziwi mieszkańcy planety sądzili, że cała galaktyka
mieści się w brzuchu smoka i dlatego jest w niej tyle dziwnych
zdarzeń, są bowiem zależne od nastroju gada. I nie tylko nastroju,
bo w większej jeszcze mierze znaczenie miał stan jego wnętrzności
i to co spożywał. Często smok nie miał co jeść, bo przecież w
przestrzeni kosmicznej niewiele jest smacznych kąsków. To tak z
perspektywy ziemian, którzy porównywali zwierzę do ziemskich
stworzeń, myśląc, że powinien on jeść jakąś żywą materię.
Tymczasem smok gustował w urańskich nakryciach głowy. A mieszkańcy
Uranu mieli szczególnie obwite mózgi, dlatego też musieli nosić
coś na głowach, aby utrzymać owych mózgów jakiś foremny
kształt. Należy tu zaznaczyć, że uranie nie posiadali formy
cielesnej, jak to sobie ziemianin może wyobrażać. Uranie nadawali
sobie kształt tym, co na siebie zakładali. Teraz wnikliwszy
czytelnik z pewnością już wie, że Lelek miał głowę w kształcie
pantofelka, bo też takie nosił nakrycie głowy. Był to bardzo
ładny i zgrabny pantofel o połyskliwym, ale nie jaskrawym czerwonym
kolorze.
Warto wreszcie zdradzić, dlaczego
Lelek wyruszył szukać smoka i dlaczego ów smok był głodny. No i
podstawowa rzecz: czy nasz dzielny uranin chciał nakarmić smoka
swoim pięknym pantofelkiem? Otóż sprawa ma się następująco:
prawa kosmiczne niekoniecznie odpowiadają ziemiańskim wyobrażeniom
dotyczącym emocjonalności i moralności. To znaczy, w kosmosie nie
ma uczuć, tylko rozlewne formy różnej interakcji. Toteż Lelek,
kiedy dowiedział się, że smok od dłuższego czasu głoduje, po
prostu postanowił go nakarmić. A że jego mózg był pełen
wspaniałych pomysłów, idei i wiedzy, toteż pantofelek przesiąkł
wyrafinowanym smakiem i zapachem. Musiał być wspaniałym kąskiem
dla smoka!
Lelek, spacerując po wyżłobionych
przez dźwięki szczelinach, dostrzegł na niebie przedzierające się
promienie słońca. Nikt nie przeganiał ich swoimi skrzydłami, ani
żaden piorun nie wzniecił burzy. Niebo było spokojne, a nawet
pełne uroku, ale nie taki był klimat Uranu. Od zarania dziejów nad
planetą spowijały się mroźne chmury, które pozwalały jego
mieszkańcom cieszyć się chłodem i lodowymi komnatami. Poza tym,
atmosferę i klimat kształtowały też piękne brzmienia
przychodzące do galaktyki zza odległego Plutona, czyli w ogóle
spoza owej galaktyki. Ponieważ – jak już na początku
wspomnieliśmy – wszechświat się skurczył, tak też dźwięki
kosmiczne stały się głośniejsze, bardziej donośne i o
zdecydowanie większej mocy. To sprzyjało wyżłabianiu się na
powierzchni skalistej, zlodowaciałej planety – ścieżek i rowków,
po których mieszkańcy ochoczo spacerowali. Wkrótce natomiast
zaczęły płynąć nimi lśniące rzeki i wstęgami rysować piękne
krajobrazy.
Uranie byli zdziwieni zmianą klimatu,
ale przyjęli ją z pokorą i zaczęli z powodu ciepła zdejmować
swoje nakrycia głowy. Stali się przez to bardziej rozmyci dla
przeciętnego oka, bo nie mieli kształtów. Stali się też trochę
bardziej szybcy, zwinniejsi, jakby napędzani siłą nieznanego sobie
wcześniej żywiołu. Równocześnie jednak ich lodowe domki topiły
się, a majestatyczne Góry Śnieżne zmniejszały się w
zastraszającym tempie. Była to wielka udręka dla mieszkańców
Uranu, ponieważ właśnie na szczycie Gór znajdował się wyskok
(czyli coś w rodzaju kosmicznej trampoliny), którym podróżowali
na pierścienie swojej planety. Tam znajdowały się wspaniałe
ośrodki wypoczynkowe i były to równocześnie miejsca, gdzie
uranianie nie musieli nosić odzienia. Mogli wtopić się w delikatną
strukturę pierścieni i stać tacy jak one. Zyskiwały tym
niespotykaną równowagę z całą przestrzenią kosmiczną. Łatwo
się domyślić, że w tym miejscu ich nakrycia głowy były bardzo
łatwym łupem dla smoka. Tak też, gdy uranianie nie mogli
przedostawać się na pierścienie, smok nie miał jak się posilić.
Wystarczyła chwila nieuwagi kosmicznego stworzenia, żeby przez
gęste chmury przedarło się słońce i zaprzepaściło jego
możliwość posiłku.
Lelek, gnany rozpaczą innych uran,
wdrapał się na Śnieżne Góry, choć była to czynność prawie
niemożliwa z powodu kurczenia się góry. Próbował odnaleźć
wyskok, ale ten zapadł się i popłynął wraz z setką nowych
źródeł przez rowy, rowki i koryta na planecie. Jednak Góra
zdawała sobie sprawę z powagi sytuacji i ukazała Lelkowi inną
możliwość ratunku. Zawołała przytłumionym głosem, bulgocząc i
krztusząc się nadmiarem wody:
- Lelku, o Lelku! Musisz szybko
uciekać, bo niedługo na moim miejscu powstanie wielki ocean. Póki
jednak kilka z moich szczytów – ghul ghul ghul – istnieje...
zwołaj księżyce na pomoc! Stąd – ghul ghul ghul – cię na
pewno usłyszą!
- Dziękuję Ci Śnieżna Góro! -
odpowiedział z wdzięcznością Lelek, zdejmując z głowy
pantofelek. Ukłonił się ładnie i pomachał czerwonym kapeluszem
w stronę nieba.
Kilka chmur kłębiło się jeszcze na
nim, ale przecinały ich nagłe i bezlitosne promienie odległego
przecież słońca.
- Księżyce, o Księżyce!
Zbierzcie się wszystkie i spróbujcie mi pomóc! Słyszycie mnie, o
Księżyce?! - krzyknął Lelek jak mógł najgłośniej. Niestety
jego głos nikł wśród szumu wody wzbierającej z każdej strony.
Jeden z księżyców wyjrzał drżąc
zza chmury. Nieufnie spoglądał na małą postać wśród
rozpadających się Śnieżnych Gór i zapragnął mu pomóc. Nie
mógł jednak przekonać swoich braci, aby pokazały się na niebie.
Te bowiem za bardzo bały się słońca, żeby rezygnować z
ostatnich możliwości ukrycia się za chmurami. Na szczęście
srebrne światło jednego, odważnego księżyca wystarczyło.
Oświetliło swoim chłodnym blaskiem pantofelek Lelka, a ten nagle,
jakby zbudzony z wiecznego snu – wzdrygnął się i powiększył!
Lelek z niedowierzania aż poślizgnął
się na odłamku skały. Jego płynna teraz głowa, jak i całe
ciało, z rozpaczą szukało czegoś stałego, twardego,
namacalnego. Pantofelek jednak pęczniał i ciągnął ku górze.
Lelek szybko zrozumiał tą osobliwą magię. Złapał pantofelek
oburącz, podciągnął się i usiadł wygodnie w swoim kapeluszu o
kształcie pantofla.
- O Czerwony Pantofelku! Leć i
pomóż mi znaleźć Kosmicznego Smoka, bo bez niego nasze życie
zmieni się raz na zawsze!
Pantofelek wierzgnął kilka razy w
powietrzu i wzbił się do lotu z prędkością światła. Kiedy
znaleźli się w strefie księżyców, Lelek ukłonił się ładnie i
podziękował najmniejszemu z nich, że odważył się na chwilę
pokazać na niebie, uruchamiając tym samym w pantofelku szczególną
moc.
- Ależ żaden to problem, Lelku!
Działajcie szybko, bo usychamy i nie ma już dla nas miejsca w
orbicie Urana. Co my poczniemy, gdzie znajdziemy nowy, bezpieczny
dom, nad którym będziemy mogli widnieć o każdej porze?!
- Nie martwcie się Księżyce!
Zrobię co w mojej mocy i nakarmię smoka oraz przywrócę planecie
dawne kształty.
- Kiedy Lelek odleciał, wieziony przez
swój Pantofelek, księżyce spojrzały na siebie i z
niedowierzaniem turlały po małej przestrzeni, która im została
osłonięta od słońca.
- Ależ jak ten miły Lelek powróci,
skoro chce nakarmić smoka swoim Pantofelkiem?! - mówiły.
- Ależ kim jest ten dzielny Lelek,
że podjął się takiego ważnego zadania?! - pytały.
- A cóż jeśli smok już nie
przebywa w naszej galaktyce? - zastanawiały się, ziewając ze
zmęczenia. Nie miały bowiem wiele do roboty, odkąd słońce
zaczęło przejmować inicjatywę nad galaktyką. Na nic zdały się
gorące słoneczne prośby, aby księżyce widniały na niebie wraz
z nim. Uparte nocne obiekty miały inną strukturę i za nic nie
chciały poddać się promieniom słonecznym.
Tymczasem Lelek na swoim magicznym
Pantofelku szybował w przestrzeni i zgarniał do kuferka małe
gwiazdki. Nie wiedział czemu to robi, ale czuł, że powinien mieć
ze sobą jeszcze jakąś cenną walutę kosmiczną. A nawet jeśli
by się nie przydała – mógł podarować ją uraninom w
prezencie. Gwiazdki w kuferku podskakiwały wesoło i wypytywały
Lelka o cel podróży, pochodzenia i inne rzeczy. Gwiazdki są
bowiem bardzo wścibskie, ale robią to w tak niewinny sposób, że
nikt nie umie się im oprzeć.
- Jestem mieszkańcem Uranu. Żyjemy
sobie tam w lodowych miasteczkach, a głównym zainteresowaniem
obdarzamy nakrycia głowy i inne stroje. Dzięki nim mamy kształty.
- Czy sam zrobiłeś swój
pantofelek, który teraz służy ci za pojazd?
- Uszyłem go wspólnie ze swoimi
potomkami. Taka jest na Uranie tradycja, że materiały zbierane są
przez całe pokolenia, ażeby nowym członkom rodu sprawić
wyjątkowe nakrycie głowy, ale piękne jest to, że ostateczny
kształt nadajemy sami, dodając kilka swoich szwów.
- Co cię skłoniło do podróży po
galaktyce? Nie boisz się smoka? - wypytywały gwiazdki, brzdąkając,
kiedy obijały się o siebie w kuferku.
- Dlaczego miałbym się bać? Smok
opiekuje się niebem, żeby wszystko było w normie, a każda
planeta dostawała to, czego potrzebuje. Wyruszyłem w podróż,
piękne gwiazdki, żeby go nakarmić, bo mam bardzo urodziwy
pantofelek...
- Czy ci go nie żal?
- Od wieków uranianie byli
obdzierani ze swoich nakryć głowy przez smoka. Tak już było. Ale
dzięki temu mieliśmy stabilny dom...
Im więcej pytań gwiazdki zadawały,
tym bardziej Lelek zaczynał powątpiewać w swoją wyprawę i cały
ten dziwaczny system, na który mógł spojrzeć teraz z dystansu.
Poza tym uświadomił sobie, że jeśli nakarmi smoka swoim
pantofelkiem, nigdy nie powróci do domu. Zapłakał więc gorzko,
przemywając gwiazdki swoimi łzami.
- Nie płacz Lelku, spróbujemy ci
pomóc. Nasze siostry na pewno wiedzą gdzie podział się smok. Być
może problem rozwiąże się sam. - gwiazdki zaiskrzyły na chwilę,
a potem znowu przygasły. Niestety, przebywając w kuferku, nie były
w swoim naturalnym środowisku i traciły blask. Udało im się
jednak zapytać swe siostry o smoka.
- Och, lśniące siostry! Smok
zniknął, było to może przed chwilą, a może bardzo dawno temu.
Nie wiemy jak określić to w czasie. Smoka teraz nie ma, a nasze
kuzynki mieszkające bliżej słońca krzyczały, że tylko
ziemianie mogą coś na ten temat wiedzieć! - krzyknęły gwiazdki
z nieba, a te z oddali dodały szybko:
- Widziałyśmy jak smok choruje i
zmniejsza się, a jego skrzydła nabierają konturów i kształtów.
- Czy to z głodu czy był jeszcze
jakiś powód jego choroby? - zapytał Lelek, który posmutniał
jeszcze bardziej.
- Wszystko się zmienia. -
odpowiedziały gwiazdki i zamilkły na dobre.
Pantofelek szybował dalej, zbliżając
się do Ziemi. Niedaleko planety leniwie błyskał srebrnym światłem
jedyny księżyc. Na nim, mała drobinka wyrzucała z siebie
płomienie. Lelek odgadł, że to smok i poprosił Pantofelka o
lądowanie na ziemskim księżycu. Piękny roztaczał się z niego
widok na niebieską planetę, rozświetlaną słońcem. Lelek znów
zapłakał, tęskniąc za swoim domem. Przeczuwał bowiem, że zmiany
istnieją we wszechświecie naprawdę i często to nie my podejmujemy
decyzję w jakim kierunku mają one zmierzać.
- Jest dużo w życiu wyborów, cała
nieskończona ilość, tak dużo jak nas jest na niebie. - zawołały
cienkimi głosikami gwiazdki, a potem zgasły całkowicie. Lelek
założył na głowę pantofelek i otarł kilka łez, mając do
siebie żal, że zebrał te jasne promyczki z nieba.
- Więc trzeba podejmować decyzje
czy poczekać na te zmiany? - zapytał Lelek, nie wiedząc co
powinien teraz zrobić. Czy wrócić do domu, kiedy to jeszcze
możliwe czy też spróbować uratować smoka, albo zrobić
cokolwiek dla swojej planety. Wtem zrozumiał, że nie da rady nie
robić nic i tylko oczekiwać. Być może miał taką naturę i się
z tym pogodził. A być może każdy tak ma, że ostatecznie próbuje
ponaginać wszechświat do swoich potrzeb.
- Muszę zawalczyć! Przecież każda
reakcja niesie ze sobą lekcję. Nawet reakcja niedziałania. -
dodał zamyślony Lelek i wtedy zobaczył smoka.
Stworzenie wciąż było większe od
niego, majestatyczne i połyskujące niebieskimi kolorami. Spojrzało
na Lelka wyniośle, prychnęło i tupnęło nogą.
- Co cię sprowadza do mojego domu?
- zapytał smok. Lelek wyjaśnił mu cel swojej podróży i rozpacz
uranian.
- Chcecie, żebym dalej zabierał
wam nakrycia głowy? Czy nie jest to cenna rzecz dla uranian? -
zdziwił się smok, mieląc jęzorem.
- Jest ważna, o smoku. Ale nie
chcemy tyle słońca, bo topią się nasze góry, a lód zamienia
się w rzekę. Jak mamy żyć? Nie możemy podróżować na
pierścienie.
- To jest mój nowy dom. - odparł
smok, przysiadając.
- Jak to się stało, że się
zmniejszyłeś?
- Było dla mnie za ciasno w tej
galaktyce. Wszechświat się skurczył, bo został już dobrze
zbadany i opisany.
- Co to znaczy zbadany i opisany?
- To znaczy, że jest możliwy do
ujęcia przez umysły. Dlatego znamy i mamy wiele możliwości i
wyborów w życiu, dlatego jest wolność. - smok mierzył Lelka
swoimi wielkimi, błyszczącymi złotem oczami. Lelek pokochał to
spojrzenie i pragnął już na zawsze przebywać u boku smoka.
- Ja wybrałem wolność od wyborów.
- smok zamachał skrzydłami. - Wracaj do domu i wytańcz sobie nowe
życie! - huknął, ale nie był to huk nieprzyjazny.
- Czy masz tu co jeść? - zatroskał
się Lelek, gotów podarować smokowi swój pantofelek.
- Nie muszę nic jeść. Karmiłem
się kapeluszami, w których była mądrość wielu uranian. Teraz
jestem tak mały, że to, co zjadłem w przeszłości mi całkowicie wystarcza. Czy chciałeś mi podarować swój piękny,
czerwony kapelusz?
Lelek pokiwał głową ze smutkiem.
- Więc zjem go z największą
radością, jednak nie będziesz miał jak wrócić do domu, drogi
Lelku. Nigdy nie zobaczysz swojej planety, ponieważ ja nie mogę
już wylatywać w przestrzeń kosmiczną. Mam za słabe skrzydła.
Lelek zadrżał ze strachu. Nie bał
się jednak utraty Pantofelka, ani tęsknoty za domem, który darzył
przecież wielkim szacunkiem. Bał się przyszłości. Smok szybko
zrozumiał o co chodzi i podszedł bliżej Lelka, otoczył go swoim
skrzydłem i przytulił.
- Co się stanie, kiedy wszechświat
skurczy się jeszcze bardziej i ta galaktyka zrobi się dla każdego
za ciasna? - zapytał Lelek.
- Będziemy wtedy, o Lelku,
podróżować po innych wymiarach, bo nie będą one trudne do
przeskoczenia dla umysłu. Zwiększając dystans – uczymy się,
ale kiedy już coś zrozumiemy – dystans się zmniejsza i
umożliwia przeskoki ku kolejnym możliwościom poznania.
Lelek odetchnął z ulgą, bo pojął,
że nic nigdy nie jest skończone, tylko przetransformowane. Nawet
formy, które dla niego stały się przeszłością, dla kogoś
innego znaczyć mogą wiele. Tak samo jak Pantofelek, teraz miał się
stać ostatnim, uroczystym posiłkiem smoka, a kiedyś był
najważniejszym elementem życia Lelka.
- Dziękuję ci Lelku bardzo. -
odparł smok, posiliwszy się czerwonym Pantofelkiem. - Ty możesz
zjeść gwiazdki, które przywiozłeś ze sobą. Da ci to świetlistą
energię i dzięki niej razem będziemy mogli poszybować w stronę
słońca.
Lelek przestraszył się tą nagłą
zmianą w smoku. Stał się on bowiem większy i bardziej
błyszczący. Piękne łuski odbijały światełka różnymi
odcieniami granatu i błękitu. Wstąpiła w niego nowa moc, która
sprawiła, że tak jak Pantofelek, smok mógł podróżować w
kosmosie.
- Ale dlaczego do słońca? Lepiej
zabierz mnie do domu! Moja planeta jest chłodniejsza... - lecz
Lelek uświadomił sobie, że już nie jest chłodniejsza i nigdy
nie będzie.
Bo wszystko się zmienia. Lelek zapłakał po raz
ostatni, ponieważ poczuł się doszczętnie osamotniony. Zajrzał
do kuferka i wysypał na rękę pył pozostały po gwiazdkach, które
tak miło i radośnie siedziały tam stłoczone. Połknął pył z
pewnym trudem i natychmiast poczuł odprężenie. Mógł poprosić
smoka o to, aby go podwiózł na Uran. Tam zacząłby nowe życie
wśród wód i oceanów. Mógł też wyruszyć na smoku w podróż w
stronę słońca. I doprawdy nie wiedział czego pragnie tak
naprawdę.
Smok jednak nie pytając zabrał Lelka
na swój grzbiet i wyruszył. Był bowiem zniecierpliwiony i pełen
energii. Podróż wiodła przez piękne kosmiczne krainy i
przestrzenie usłane gwiazdami. Pomiędzy planetami, asteroidami i
kometami. Słońce nie paliło ich, tylko lekko ogrzewało, a jasne
promyki tańczyły, podskakiwały wesoło w jego okolicy.
Lelek z początku był przestraszony,
ale fascynacja wspaniałością wszechświata zmyła ten lęk,
zapomniał też o tym, jak smok się porządził, nie pytając go o
zdanie.
- Mówiąc szczerze, ten ziemski
księżyc był trochę nudny, ale wylądowałem tam przypadkiem i
nie miałem sił, aby znaleźć inny. - powiedział smok.
Poszybowali jeszcze dalej, aż w końcu
minęli słońce. Lelek słuchał w podróży opowieści gwiazd i
smoka. Niektóre dziwne obiekty, przystawały i obserwowały lecąca
parę, a faliste promienie głaskały Lelka po rozmytych kształtach.
Właściwie – formowały je na nowo. Dzięki rozgrzewającej
właściwości słońca, kształty te stawały się bardziej
stabilne. Lelek uświadomił sobie, że pewnie nie będzie już nigdy
potrzebował kapeluszy. Ucieszony, przytulił się do grzbietu smoka,
a ten zamruczał przeciągle.
Kiedy oddalili się już bardzo od
słońca, zaczęli spotykać więcej księżyców i bogato
skłębionych chmur na niebie. Gwiazdki mrugały do siebie
porozumiewawczo i chichotały. Lelek sam przetarł oczy ze zdumienia.
Podróż w stronę słońca okazała się równocześnie powrotem do
jego domu. A ten rozkwitał na nowo, zmieniał się, choć wciąż
był domem. Nakrycia głowy uranian, dzięki księżycom, nabrały
większych kształtów i służyły teraz z łódeczki i domki na
wodzie. A sami mieszkańcy Uranu już nie potrzebowali kryć swoich
obfitych mózgów – wystawiali je na promienie słoneczne, kąpiąc
się w Śnieżnym Oceanie, który znalazł się na miejscu Śnieżnej
Góry.
A smokowi tak spodobały się
pierścienie Uranu, że postanowił na nich zamieszkać. Złożył na
nich jaja i pozwolił oświetlać je słońcu i księżycom. Wyrosły
z nich piękne smoczęta i rozpierzchły się po przestrzeni
kosmicznej, zabawiając się z wiecznie roześmianymi gwiazdkami.