Niewiele wiedziałam o Chinach, zanim nie przystąpiłam do poznawania chińskiej filozofii. Sama historia cywilizacji, znana każdemu ze szkół i książek, jest całkiem fascynująca, jednak równocześnie trochę mało porywająca. Ot, jakieś królestwa które nieustannie ze sobą walczą, aby znaleźć wreszcie najlepszy sposób na sprawowanie władzy. Centrum i peryferie, hierarchie, dokładność i skrupulatność. A szczególnie te dwie ostatnie cechy widoczne są w kulturze chińskiej czasów starożytnych. Przyglądając się chińskim rzeźbom i przedmiotom codziennego użytku, chcę śmiało powiedzieć, że te dzieła sztuki to ukojenie dla oka. To, co Chińczycy wyrażali poprzez każdy wytworzony przez siebie przedmiot, to całkowita, niezaprzeczalna, i zupełnie naturalna Harmonia całego wszechświata.
Bo w takiej odczuwalnej Harmonia mieści się nie tylko dzieło materialne, nasz doczesny świat (którego takie dzieło dotyczy, będąc choćby kielichem, podgłówkiem itp), ale owa Harmonia dotyka sfer znacznie "wyższych", dalszych - sfer całego Kosmosu i świata Przodków. Ta potrójność jest widoczna w archaicznym światopoglądzie Chińczyków. Materia, z której my wyrastamy, będąca dla nas czasem rzeczywistym i aktywnym, pochodzi od znacznie starszych ludzi i istot niż my - im należy się szacunek. Taki sam szacunek należy się Niebu, jako "instancji" ponad nami, wpływającej na nasze życie. Szacunek i akceptacja takiego stanu rzeczy to właśnie główne cechy tej głęboko odczuwanej Harmonii. Zgoda Chińczyków na to, jak po prostu jest w świecie, wpłynęła na ich pragnienie określenia najdoskonalszej relacji jednostki do całości. Można nawet powiedzieć relacji mikro z makrokosmosem (i na odwrót). Ta rozległa sieć przemyśleń skupiła się zatem na temacie natury, energii, prawa. Sama myśl polityczna Chin opiera się właśnie na ustanowieniu najlepszej z możliwych relacji, jakie władca może przyjąć wobec swojej posady i ludu, a także relacji pojedynczego człowieka z władcą, społeczeństwem i rodziną.
Harmonia wpisana w życie przeciętnego człowieka skupiała się na utrzymaniu tego zrównoważonego stanu poprzez wypełnianie swoich obowiązków, życie w zgodzie ze swoim losem, drogą, przeznaczeniem. Te tajemnicze słowa nie mogą być oczywiście interpretowane ezoterycznie. Chińczycy opisywali harmonijne życie, jako takie, w którym człowiek pokornie wypełnia takie zadania, do jakich jest predysponowany. Składa się na to głębokie poznanie samego siebie, ale też duża akceptacja miejsca urodzenia, kultury wychowania, rodziny i wszelkich bodźców wśród których egzystujemy.
W tym wszystkim zaś najważniejsze wydaje się to, aby - kiedy już poznamy swoją naturę - działać tak, żeby przynosić tylko dobro i równowagę dla makrokosmosu (poprzez pielęgnację mikrokosmosu). Niezależnie czy ta natura okaże się dobra czy zła, ugodowa czy uparta - mamy podejmować takie decyzje i działania, aby wpłynęły one korzystnie na ogólne dobro, aby podtrzymywały harmonię pomiędzy Niebem, a Ziemią. Bo oczywiście jeśli na Ziemi coś się nie skleja, to i Niebo nie będzie zbyt spójne i kto wie - może nastąpi jakaś klęska żywiołowa, albo po prostu ktoś umrze...?
Co było ważne dla chińskich myślicieli? Ustalenie wyjściowej sytuacji człowieka, dokopanie się do jego naturalnej warstwy. Mamy więc dosyć typową debatę natura-kultura. Lecz głębokie poznawanie tematu w końcu doprowadziło ich do spraw Umysłu i tego, że to przecież z niego wypływa najwięcej. Pojęć, nazw, które.. no przecież mogą nie znaczyć nic w innych kontekstach. Szukanie podstawowej człowieczej natury może się więc odbywać w obrębie umysłu, ale czy nie będzie to tylko nieustannym lawirowaniem wśród pojęć? Musi być coś jeszcze - coś bardziej pierwotnego dla nas wszystkich, ale co nie jest ani naturą, ani umysłem, ani niepoznaną kosmiczną jaźnią (a może nawet Bogiem).
Cóż to może być?
Świadomość.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
~ zostaw po sobie ślad ~