Pewnego razu, siedząc na nadmorskiej plaży poczułam, że... mój mózg pływa jak w akwarium. Bo dlaczego nie? Było to dosyć niespotykane, a zarazem na tyle fascynujące, że musiałam znaleźć dla tego doświadczenia jakieś odniesienie w świecie muzyki. A że Shpongle w owym czasie pochłaniali mnie doszczętnie - wybrałam się w podróż przez ich album Museum of Consciousness i była to emocjonująca wyprawa. Z wielu powodów sam tytuł albumu stał się inspiracją do napisania cyklu pięciu opowiastek o pewnym stanie świadomości. A można je znaleźć tutaj. Dziś natomiast powracam do opisanych jakiś czas temu ciekawostek, aby je rozszerzyć i udoskonalić. To, co znajdziecie poniżej jest ostatnią częścią psybientowej wycieczki: najpierw przyjrzałam się gatunkowi, jaki reprezentują Shpongle (klik), a później samemu zespołowi (klik).
Możecie zatem usiąść wygodnie, zabrać ze sobą
kubek gorących ziół, otulić się kocem i włączyć teraz poniższy link,
czując się jakbyście otwierali starą pozytywkę. Wraz z wydobyciem się z niej
pierwszych dźwięków poczujecie załamanie czasoprzestrzeni i znajdziecie w czymś
na kształt pędzącego w górę wiru. Mózg pływa, jak w akwarium.
Shpongle - Brain in a fishtank
Release to you
The sins I've made
The danse macabre can now begin
Stone wall
floating through the sand
Protective
circles all around
Break apart to build anew
Golden prisms rage on through
Holographic
pyramids
Were seen behind closed eyelids
It feels
like my brain
Was
floating in a fishtank
It feels like my brain
Was floating in a fishtank
I've never felt like that ever before
Pierwszy utwór wprowadza nas w tę świętą
przestrzeń, miejsce bezczasowe. Jest niczym wnętrze tej starej pozytywki, jakby
portalu, przez który wejdziemy w… inny wymiar. Stary świat dla duszy - nieznany, prehistoryczny, a jednak
doświadczalny - przez innych ludzi, naszych przodków. Duchowy wymiar
rzeczywistości niedostrzegalny z materialnej perspektywy.
Tekst utworu rzeźbi w umyśle,
dostrajając go jeszcze bardziej do dźwięków. W plastyczny sposób przenosi nas w
ten archaiczny świat, choć pokazany z zupełnie nowej perspektywy. Bo przecież
ukryć się nie da, że stylistyka jest bardzo nowoczesna.
Wolna, ambientowa
psychodelia z domieszką trance i elektroniki. Gatunek, jakim jest psybient, to przecież połączenie tych ciekawych stylów. Znów z czegoś znanego, zostało stworzone nowe. To dodaje kolejnego
smaczku, temu na pozór dawnemu światu – on jest wieczny, nieustannie aktualny. Specyficzne obrazy, mityczne i mistyczne symbole idealnie płyną z prądem,
nigdy się nie zestarzeją, bo zawsze będą powstawać nurty, które opiszą coś w
nieco inny sposób. Mamy zatem piramidy - wspaniałe starożytne obiekty, a jednak tutaj są one holograficzne, bo widzimy je we własnym umyśle. To, co stabilne, niezmienne w świecie zostaje przeniesione w sferę wyobraźni. W niej ulega transformacji. Wielkie kamienne ściany - suną po piasku. Przeskakujemy przez złote pryzmaty.
Chodzi jednak o to, że ten świat jest dla ciebie zarazem historią, legendą, jak i czymś zupełnie nowym, pozbawionym odniesień, przykładem doskonałego trwania. Absolutnego trwania. W muzyce jest przestrzeń, która aż promieniuje tym spowolnieniem. Kiedy czas zwalnia to i przestrzeń się przerzedza. Nastaje cudowny moment stagnacji, bezruchu. Nie bezowocnego, a barwnego - za chwilę się o tym przekonamy.
Shpongle - How the Jellyfish
Jumped up the Mountain
Kolejny kawałek zabiera nas jeszcze dalej – w głębiny Oceanu, aby potem wzbić się w górę. Pojawia się postać Meduzy, o której można mówić różnie. Szukając symboliki owego mitycznego stworzenia, a zarazem znanego parzydełkowca, zabrnęłam w niesłychane rejony. Ostatecznie zaś zinterpretowałam ją jako ucieleśnienie aspektu NUMINOSUM – sakralnej, tajemniczej mocy, która może napawać nas lękiem.
Czy to zatem podróż w właśnie tę sferę naszej duszy? Najmniej poznanej, będącej równocześnie barwną i bezpieczną, jak i ziejącą czernią oraz pustką…? Nie zapominajmy, gdzie się znaleźliśmy - w odmiennym stanie świadomości, gdzie wszystko pozornie znane zostaje odwrócone i przekręcone. W tym utworze nie słychać tradycyjnego wokalu, stylistyką zbliżony jest do nowoczesnej muzyki psybientowej, następuje całkowite odwrócenie porządku, który jeszcze istniał w pierwszym kawałku.
Jak meduza skoczyła w górę? Oczywiście chodzi o specyficzny ruch, który to zwierzę wykonuje w wodzie. Sama z siebie nieustannie tę górę tworzy. I teraz wielkie bum - upchnięto tutaj, w dziwnym tytule, paradoksalny fakt na temat człowieka.
O istnieniu w nas cieni pisał już Jung, ale nie trzeba być znawcą psychologii głębi, ani freudowskiej psychoanalizy, żeby wiedzieć, że każdy człowiek posiada wady i lęki. Jak to trafnie sami astrofizycy zauważyli - istnieje to, co powoduje skutki. Tak odkryto Neptuna - obserwowano ruchy Urana po orbicie, które to były zaburzana grawitacją niewidzialnego ciała niebieskiego - ósmej planety.
Również my wykazujemy specyficzne zachowania, wskazujące jasno na tkwiące w naszym wnętrzu małe, bądź większe demony (a jeśli ktoś nie chce tak dosadnego słownictwa, powiedzmy chochliki). Pójdźmy głębiej - to właśnie poprzez poznawanie swojej ciemności, zbliżamy się do światłości. A czym ona jest? To po prostu poszerzenie poznania, poznania samego siebie, a co za tym idzie, stopniowo, świata. Posłużę się słowami Kena Wilbera, będącego wraz ze Stanislavem Grofem, przedstawicielem psychologii transpersonalnej:
Rozwój oznacza przede wszystkim poszerzanie horyzontów i granic w pogłębianiu wnętrza. Rozwój polega na uznaniu istnienia, a następnie wzbogacaniu głębszych i rozleglejszych poziomów swego "ja".
(Z. Zaborowski - Świadomóść i samoświadomość człowieka)
(Z. Zaborowski - Świadomóść i samoświadomość człowieka)
Bez doszukiwania się w tym filozoficznych (i mistycznych) światów równoległych, dodam tylko, że ten rozwój, poznawanie ciemnych stron własnej osoby, sprawia, że sami w sobie wytwarzamy pozytywne, światłe doznania. Mogą takimi być choćby lektura wartościowej książki czy przesłuchanie świetnego albumu muzycznego. Czynności, które na co dzień wykonujemy - w mniejszych lub większym stopniu - przyczyniają się do naszego podskakiwania, jak meduzy, w górę. Słowo góra ma wiele znaczeń, najogólniej jest tożsama z dobrem i rozwojem. Jesteśmy tym co niepoznane i tym, co może przeć do przodu, przez życie, rozwijając się. Jak meduza skoczyła w górę? Taka jej natura!
Shpongle - Juggling molecules
Popłyńmy dalej, w trochę inny klimat, delikatnie rozpoczynający się muzyczny taniec.
To mój
ulubiony utwór z tej płyty Shpongle. Nie tylko jeśli chodzi o tytuł narzucający
tematykę, ale i samą formę. Jeśli zamysł twórców był taki, aby słuchacz czuł
wokół siebie żonglerkę cząsteczek, aby w ogóle ZAUWAŻYŁ istnienie tych
cząsteczek – to udało im się to osiągnąć.
Pozytywny wydźwięk ruchomości i zmienności, jakie towarzyszą wiadomości, że wszystko jest swoistą żonglerką cząsteczek, chroni przed zwątpieniem co do obranego kursu. A jesteśmy w podróży przez Muzeum Świadomości, przebrnęliśmy przez tajemnicze wewnętrzne meduzy, a co najgłębiej, wywołuje najwięcej różnorakich emocji. Tutaj możemy się uspokoić. Momentami "wokale" przypominają te z poprzedniego utworu, ale co chwila słyszymy dłuższe fragmenty głębokiego, spokojnego nucenia oraz gitarowe echa. To potrafi zahipnotyzować.
Zespół uchwycił wielowymiarowość nienamacalnej rzeczywistości. Cząsteczki elementarne, jak potocznie je nazywamy, są rozleglejszym pojęciem niż sądzisz - wraz z nowymi odkryciami pojawiły się na przykład kwarki, jako jeszcze mniejsze składniki protonów, neutronów, etc. Nikt nie spiera się, co do ich istnienia, ale poczuć i zauważyć ich istnienie, w czasie takiej podróży jest rzeczą nieuniknioną. Pulsująca energią przestrzeń - to właśnie to. Oraz ruchliwość, wewnętrzne drżenie wszystkiego, co jest.
Nie możemy już zawrócić, bo znaleźliśmy się w samym centrum wydarzeń...
Sami jesteśmy tymi cząsteczkami! Zbliżamy się równocześnie do jakiegoś rozwiązania, do nagromadzenia atomów, poznania sedna, sekretu, wielkiej tajemnicy? Cząsteczki otaczają nas i wypychają w górę - tym razem rzeczywistą - do… niebiańskiej krainy rozkoszy.
Shpongle - The Aquatic Garden of
Extra-Celestial Delights
I'm on the borders between delights
I feel my heart streams blood down on us
Blood's always, still, behind it all
The softest cushion for our fall
Our topple, our tumble, our spiral from grace
We're held together, yet out of place
Beyond the veil lies
a frequency
Suggesting a wisp of
sweet ecstasy
Wodne
Ogrody – czyż nie brzmi to zachęcająco? Już w samym tytule została uchwycona
doza prawiecznej tajemnicy. I nie mówię tu od razu o słowie „rozkosz”, bo tutaj
trzeba zastanowić się nad znaczeniem. Ogrody odsyłają nas do biblijnego Raju,
czy mitologicznego ogrodu Hesperyd. By nie wdawać się w zbędne szczegóły od razu
powiem: sfery sakralnej, choć łączącej doczesność z wiecznością.
Właśnie tam można doświadczyć, przekroczyć pewną częstotliwość, za którą dostąpimy DELIGHTS – radości, uciechy, czy też słodkiej rozkoszy, jak chciałabym tłumaczyć ECSTASY. I teraz będzie bardzo ważny moment, ponieważ jak wiadomo w każdej podróży duchowej, tak jak w normalnym (bardziej lub mniej) życiu, doświadczamy różnego rodzaju przyjemności. Pierwszy wers mówi o tym jasno - otaczają nas rozkosze (l.mn.), podczas gdy ostatni mówi już o rozkoszy. Pytanie brzmi: czy radość otrzymana poza „zasłoną częstotliwości” jest tym, przy czym powinniśmy się zatrzymywać?
Piękną odpowiedzią będzie słowo z ostatniego wersu: WISP, co oznacza kosmyk, pęczek, wiązka. Jak zatem warto podkreślić – przyjemność nie będzie tym, co wypełni nas w całości, nie pozostawiając miejsca na nic innego. Będzie to ukłucie, małe ziarenko uciechy, które możemy zabrać ze sobą i przechowywać je skrzętnie w sercu. Dlatego też tłumaczenie słowa DELIGHTS, jako utożsamionego z ECSTASY i oznaczającego rozkosz będzie teraz na miejscu, pomimo pozornie rubieżnego wydźwięku.
Jeśli chodzi o sam dźwięk, wypełniony został delikatnym brzmieniem, muszę to napisać - słodkich bębenków, bo czemu nie powstrzymywać się przed dosłownymi, choć mało profesjonalnymi, odczuciami. Wokale, podobnie jak w pierwszym utworze na płycie, są subtelne, ciche. Jak zresztą można inaczej śpiewać w rajskim miejscu? Niektóre momenty rozsiewają piękną przestrzeń światłości, ukazują ogrody rozkoszy, jako miejsce poza czasem.
Bowiem jest
to wyjście poza częstotliwość, co możemy interpretować też jako skok poza
horyzont. Wysunięcie się poza ruch i zmienność cząsteczek – w wieczność i
nieruchomość. Zostaliśmy zabrani w Teraz, otrzymaliśmy właśnie „kosmyk”
przyjemności. To ta rzecz, na myśl o której możemy się zarumienić, ale
niekoniecznie chcielibyśmy, aby wszyscy o tym wiedzieli. No bo jak by to
wytłumaczyć – dotknęłam dziś nieskończoności, musnęłam jej, liznęłam, poczułam
całą sobą, to było jak orgazm. Jednak po głębszym zastanowieniu – czy opowiadalibyście
innym ze szczegółami o swoim orgazmie? To tak intymna i subtelna sprawa, że w
pełni piękna może zaistnieć tylko w milczącym syceniu się owym doznaniem.
Pomiędzy sobą, a nieskończonością. W niebiańskim ogrodzie?
Shpongle - Further Adventures in
Shpongleland
Zrobiło się bardzo błogo, lecz ważną lekcją w odmiennych stanach świadomości jest: nie przyzwyczajaj się i bądź gotów na zmiany i nagłe zwroty akcji. Po raz kolejny uświadamiam sobie, że kurcze Hallucinogen wie co robi! Zna się chłop na tych sprawach i dla wnikliwego słuchacza jest przyjemnością dostrzeganie pewnych zbieżności z własnego doświadczenia z obrazem zupełnie obcego człowieka, a dotyczącym rzeczy uniwersalnej. Ale to oczywiście subiektywność naszej podróży dodaje jej wspomnianych wyżej rumieńców...
Nasze kolejne przygody na innej astralnej płaszczyźnie, w innym wymiarze, czy jeśli chcecie prościej – w Shpongleland, będą wędrówką po Kosmosie. Po nieskończoności i wieczności. Ten utwór jest jednolity, to tło do owej wędrówki. Gdzie ostatecznie się znajdziemy? Gdzie nas zaprowadzą te korytarze i zaułki, po których kręcimy się w Shpongleland? Bo tak też wyobrażam sobie to miejsce. Widzę wręcz wielkie kosmiczne miasto, pokręconą galaktykę, a my krążymy po tej spirali i zastanawiamy się, co właściwie tu robimy, co powinniśmy, a co chcemy... ot, rozterki przeciętnego człowieka.
Shpongle - The Epiphany of Mrs
Kugla
Zaułki i korytarze – to nie brzmi jak spacer po Kosmosie. Fakt jednak jest taki, że właśnie tam – w tej budzącej niepokój ciemności, a zarazem wielkiej przestrzeni – zderzamy się z… samym sobą. Znowu? zapytasz. Cóż, nie zapominaj, że holograficzne piramidy są tak naprawdę w Twoim umyśle...
Tam, gdzie pozornie powinniśmy zaniknąć w otchłani Wszechświata, powinien nas wciągnąć, rozpuścić, odrzeć z całego człowieczeństwa, my stajemy twarzą w twarz z człowiekiem. Dwa krótkie i
treściwe wersy informują:
Through the maze of
consciousness
And corridors of shadows
Labirynty świadomości i korytarze cieni – czy to nie brzmi fascynująco i niebezpiecznie jednocześnie? Sam początek utworu jest gwałtownym przeskokiem w nieoświetlone rejony odmiennych stanów świadomości.
Gdy spojrzymy na labirynt jako taki, z dystansu, można pokusić się o stwierdzenie, że jest dla nas ważnym obrazem obudzenia świadomości, rozszerzenia swojego poznania. Po prostu, rozgryzając pewne elementy życia i samych siebie, staliśmy się świadomi pewnych zawiłości samego umysłu, rozgryźliśmy schematy i ramki.
Lecz labirynty jak wiadomo SKŁADAJĄ się z korytarzy, wychodzi zatem na to, że pomimo, iż labirynt w całości jest jasnością świadomości, to każdy jego korytarz pokrywają złowieszcze cienie. Nie jesteśmy jednak zdani na ich pastwę. To bowiem cienie nas samych, więc jeśli tylko chcemy, możemy się przed nimi otworzyć, pogodzić z każdą stroną swojej osobowości i… oczyścić te korytarze. Równocześnie wychodzimy poza labirynt, sami stając się świadomością.
Tytuł nadaje całości jeszcze bardziej mrocznego wyrazu – epiphany - objawienie ma w sobie coś niepokojącego, szczególnie jeśli dotyczy tajemniczej postaci Mrs Kugla. Kim ona jest? W Internecie zdołałam wyszukać jedną tylko informację na ten temat[1]. Wbrew pozorom całkiem groteskowa.
Mrs Kugla była gospodynią domową w rodzinie Raja Ram’y, która gotowała wszystko z niewiarygodnie dużą ilością oleju.
Chciałam to tak zostawić i stwierdzić, że panowie ze Shpongle nie myśleli za wiele (jak to tłumaczył w linku Posford), gdy tak tytułowali ten kawałek. Jednak pomyślałam, że warto się skupić na oleju, jako substancji, bo w sumie – dlaczego nie? Tym bardziej, że nawet szanowni autorzy utworu mogli podświadomie przeczuwać celowość wyboru takiego tytułu. Rozwinęło to moją interpretację i pozwoliło „gładko” kontynuować podróż.
Otóż olej, jak wiadomo, jest substancją ciekłą, rozpływającą się, płynną. Łatwo wyobrazić sobie tę płynność na podstawie malarstwa olejnego i impresjonistycznego. Właśnie o to chodzi! Kilka banalnych i znanych przykładów:
Proszę bardzo – Van Gogh
Monet – Sunrise. Nie ma linii Horyzontu, cóż to
znaczy? :)
No i Munch – bo tutaj nasza wyobraźnia sama
rozciąga postać, wciągając ją w krajobraz, wykręcając i rozmywając ją na tle
zachodzącego nieba!
Wybrałam obrazy najbardziej wymowne, poruszające wyobraźnię i jak najbardziej odpowiadające oleistości, choć oczywiście przykładów istnieje o wiele więcej i co bardziej obyci w temacie mogą się wypowiedzieć.
Wróćmy do naszego oleistego labiryntu. Co może oznaczać objawienie
Mrs Kugla? Gdy bowiem oczyścimy swoją duszę z cieni, możemy wreszcie rozpłynąć
się, poddać płynności Kosmosu, tych wirujących cząsteczek. To kolejne załamanie
czasoprzestrzeni, jednak tutaj przepływa ono pięknie i harmonijnie. Nawet wokal, chociaż opowiada o cieniach i korytarzach, jest dziwnie rozciągnięty i powtarzany, niczym echo.
Gdybyśmy doświadczali tego rozmycia - osobowości, cielesności - na ziemi, nie moglibyśmy normalnie funkcjonować (czas i przestrzeń są składowymi wymiaru, w jakim żyjemy). Tam zaś – w tej podróży, gdzie jesteśmy niesieni falą dźwięków – zostajemy poddani prawom kosmicznym i w zależności od tego, jak bardzo rozwinięta jest nasza wyobraźnia, możemy przeżyć najrozmaitsze rzeczy.
Uderzają nas niezwykłe dźwięki, rozprzestrzeniają się w umyśle, poruszają cząsteczki. Przypominają misy himalajskie, które emanują częstotliwości pobudzające niektóre części mózgu, a nawet konkretne obszary DNA. A że istnieją tony wpływające na zachowanie, emocje i wszelkie inne wewnętrzne procesy - nawet te najgłębsze - to są rzeczy odkryte już przez pitagorejczyków. Rozwinięta później w różnych odłamach teoria Harmonii Sfer zamyka się w prostym sformułowaniu - dźwięk ma wpływ na mózg.
A więc ruszmy za dźwiękami ostatniego utworu z tego - dosłownie - nieziemskiego albumu. Tytuł Łaskotanie
ciała migdałowatego brzmi dosyć dziwnie – z jednej strony przywodzi na myśl coś
zabawnego i przyjemnego, a z drugiej… no właśnie - co to jest w ogóle ciało
migdałowate i dlaczego łaskotanie go miałoby cokolwiek nam „dać”? Posunę się do
przedstawienia fachowej definicji owego ośrodka:
... [to]niezwykle ważne skupisko komórek nerwowych (przypomina kształtem migdały i jest strukturą parzystą, występuje w lewej i prawej półkuli mózgu). U człowieka ciało migdałowate znajduje się w obrębie bieguna płata skroniowego mózgu i jest odpowiedzialne m.in. za nabywanie reakcji lękowej.[2]
Czyli ogólnie – przetwarza emocje i jest ważnym organem w ciele ssaków, bo tylko u ssaków występuje. Ciekawsze jest jednak to, jak ciało migdałowate komunikuje się z korą słuchową (a raczej na odwrót), bo skoro traktujemy o muzyce, to właśnie ten temat powinien nas zainteresować. Tutaj, uwaga, rzeczywiście możliwym jest, aby ktoś łaskotał nas właśnie tam.
Wydaje się, że uruchamia się wtedy [podczas wzmożonej komunikacji kora słuchowa-ciało mig.] coś prymitywnego. Najprawdopodobniej chodzi o sygnał dystresu[3], który dociera do kory słuchowej z amygdala – wyjaśnia dr Sukhbinder Kumar.
Eksperyment, o którym można przeczytać TUTAJ[4], udowadnia, że niektóre dźwięki są dla nas nieprzyjemne, bo wzmagają uczucie stresu i zdenerwowania. Tak też – można powiedzieć, że utwór Shpongle ma zamiar zrobić coś przeciwnego. Bo czy łaskotanie, wywołujące najczęściej śmiech, nie jest ostatecznie przyjemne? Pomaga w łagodzeniu napięcia, wprowadza w stan relaksu. Samo brzmienie angielskiego słowa TICKLING jest delikatne i subtelne. Myślę, że Shpongle w ostatnim kawałku, w ostatniej z krain Muzeum Świadomości, poruszają bardzo ważny motyw życia każdego człowieka, a więc stan spokoju i zrelaksowania, w przeciwieństwie do pozostawania w ciągłym stresie i napięciu emocjonalnym.
Pozwólmy! Pozwólmy im na połaskotanie naszego ciała migdałowatego i rozpłyńmy się w ostatnim, spokojnym i niesamowicie wyważonym utworze.
Początek albumu prowadzi w zupełnie nowy świat kosmicznej wyobraźni, a końcówka subtelnie przymyka drzwi do owej krainy. Przymyka, bo nie czuć, jakby coś zostało skończone. Pozostajemy w przyjemnym stanie zrelaksowania i oby jak najczęściej odczuwać te przyjemne wibracje.
Tak wygląda Muzeum Świadomości. Muzeum - miejsce ukazujące historię, opowieść danego zjawiska. Jeśli jest nim świadomość - zwiedzania będzie dużo i na pewno skończy się pod odsłuchaniu jednego albumu o takim tytule. Ale już sam zapytaj siebie, dlaczego ~~~
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
~ zostaw po sobie ślad ~