Gra
słówek
Całe
miasteczko było wstrząśnięte brutalnym gwałtem i morderstwem młodej kobiety,
którą znaleziono nagą i zakrwawioną pod lasem. Nikt nie przypuszczałby, że coś
takiego może stać się w tak małej mieścinie, jak Tanda. Jakiś morderca w tych
stronach? Wszystkich przeszedł zimny dreszcz, ich poczucie bezpieczeństwa
zostało poważnie zagrożone.
Jeszcze
większym zdziwieniem okazało się szybkie złapanie zabójcy. Był nim robotnik w
średnim wieku, który przybył tutaj do pracy na budowie w niewielkim dworku,
wykupionym przez jakiegoś bogacza z zagranicy. Mężczyznę złapano już na drugi
dzień, bo wszystkie ślady i dowody prowadziły do niego, a poza tym nie miał
żadnego alibi. Przyjaciółka zamordowanej pamiętała, że kobieta wychodziła z
klubu w towarzystwie jakiegoś faceta i bez problemu rozpoznała w nim robotnika.
Nazywał się George White i od razu umieszczono go w miejscowym areszcie, aby
potem wysłać mężczyznę do więzienia o zaostrzonym rygorze w Nys.
Lecz to nie
zredukowało niepokoju mieszkańców miasteczka. Nagle wszyscy zaczęli chodzić do
kościoła, a nawet prosić księdza, żeby odwiedził zabójcę i dowiedział się
prawdy o jego postępowaniu. Niektórzy silnie wierzyli moc daną od Boga swojemu
księdzu i uważali, że tylko on może poznać motywy działań zabójcy. Ksiądz, jako
że był człowiekiem pokornym i pełnym tolerancji zgodził się odwiedzić mordercę,
chociaż była to dla niego bardzo trudna decyzja.
A jednak… okazała się na
rewolucyjna nie tylko w jego sposobie myślenia, ale i patrzenia na wszelkich
zwyrodnialców, jacy stąpają i stąpali po ziemi. Rozmowa, jaką przeprowadził w
więziennej celi zmieniła jego życie.
Morderca był człowiekiem
spokojnym, wyglądał na spełnionego i nawet szczęśliwego. Ogolony, schludnie
ubrany, uśmiechający się kącikiem ust. Ucieszył się z wizyty księdza, choć
wiedział, że reprezentują zupełnie inne światopoglądy.
-
Wierni nalegali, bym się za ciebie pomodlił. –
oznajmił ksiądz, siadając na krzesełku ustawionym przed kratami. Strażnik
oddalił się powolnym krokiem, co chwila oglądając się niepewnie.
-
Skąd ta pewność, że potrzebuję czyjegoś
wstawiennictwa przed Bogiem? – szczerze zdziwił się zabójca, zsuwając się na
skraj więziennej pryczy, aby lepiej widzieć księdza.
-
Wszyscy go potrzebujemy i dlatego jestem.
-
Uważa ksiądz, że tylko pan ma prawo rozmawiać z
Bogiem i tylko pan go rozumie?
-
Doskonale poznałem drogę Boga, więc w nią
wierzę. To jedyne, w co nigdy nie wolno wątpić. – ksiądz pochylił głowę z
pokorą, jakby przed samym Stwórcą.
-
W takim razie niech ksiądz powie, w co wątpić
wypada... – zaśmiał się George White.
-
We wszystko, czego jeszcze nie znamy. Dopiero
poznanie zagwarantuje istnienie tego, w co wcześniej wątpiliśmy. Poznawanie
drogą rozumu zawsze da tylko i wyłącznie prawdę. – ksiądz mówił z pewnością
siebie.
-
Wątpienie prowadzi do negacji.
-
Nie, zmusza do poznawania. I prowadzi do Boga.
-
Sądzi ksiądz, że sam rozum jest w stanie poznać
Boga? Dziwna teoria z ust księdza.
-
Istnienie rozumu to dowód na istnienie Boga. To
proste. Bez Niego nie bylibyśmy w stanie poznawać i rozumować. Myśleć. – ksiądz
postukał się w głowę.
-
Mam wrażenie, że to błędna droga. – stwierdził
White. – Z prostego powodu: ciągłe dążenie do czegoś sprawia, że nigdy do tego
nie dotrzemy. Czy ksiądz sądzi, że dotarł do Boga?
-
W pewnym sensie… ale nikt ostatecznie nie pozna
Jego myśli.
-
No i tu się różnimy!
-
To wierzysz w Boga? – ksiądz wyglądał na
przestraszonego. Zabójca, gwałciciel?! Jak może wierzyć?
-
Tak. W dodatku nie tyle wierzę, co wiem, że znam
jego myśli.
-
Bluźniercze są twoje słowa, ale szybko to
rozwiń, bo nie wiem co sądzić.
-
Rzeczywistość to właśnie odbicie naszych
wyobrażeń, tego co mamy w głowach. Zna ksiądz Berkeleya? – ksiądz kiwnął głową.
– On miał odwagę wyjść poza te ramy! Powiedział, że to wszystko nie istnieje.
Tak! Że to iluzja… Można powiedzieć, że ubzduraliśmy ją sobie. – zabójca
postukał się w głowę. – Każdy widzi ją po swojemu.
-
No cóż. Skoro tak jest to jestem tylko projekcją
w twojej głowie. A my obaj w głowie Boga. Czy tak to widzisz?
-
Tak. Projekcja, idea! Wszyscy jesteśmy zgodni z
boskim zamysłem i koleje naszego życia też są z nim zgodne. Dlatego znamy myśli
Boga.
-
Skąd mamy wiedzieć, że idziemy dobrą drogą? Że
taki los wyznaczył nam Bóg? Oprócz tego, że sami istniejemy niczego nie możemy
być pewni. Nawet tego, jaka jest nasza droga… Zwątpienie… - zaczął ksiądz, ale
White szybko mu przerwał.
-
Kto, jak kto, ale ksiądz powinien być pewien, że
idzie za głosem Boga. – zabójca się uśmiechnął. – Prawda jest taka, że każdy,
dosłownie każdy idzie za Jego głosem. To On narysował drogi naszego życia i nie
można ich zmienić, trzeba płynąć przez nie i robić to, co On każe.
-
Nie możesz czegoś takiego wygadywać! Morderca
nie idzie za głosem Boga! – wysyczał ksiądz.
-
Ja tego dowiodę. Pokażę, że czyny takie jak
morderstwo i gwałt mogą być moralnie słuszne. Jeśli nasze życie to z góry
zapisane karty, a ja urodziłem się na takiej, o której był zapis o byciu
posłańcem Boga w formie – zabójcy, a przynajmniej wy mnie tak określicie, to
moja droga jest wypełnianiem woli boskiej.
-
My OKREŚLAMY cię zabójcą? Kim jesteś w takim
razie dla siebie samego? Dla tego twojego nikczemnego bożka?
-
Nie dla siebie samego – dla Boga. Jestem Jego posłańcem.
Wszyscy nimi jesteśmy. Ty jesteś księdzem. On strażnikiem. A ja czyścicielem.
Każdy wypełnia wolę Boga, tylko w inny sposób.
-
Czyścicielem? – ksiądz miał powoli dosyć tej
rozmowy. Zaczęła przybierać wymiar jakiejś kiepskiej fantastyki spod pióra
zapijaczonego pisarzyny.
-
No… oczyszczam świat z ludzi, których wskaże mi
Bóg. Jedni giną w wypadkach, inni zabici. Tak po prostu jest. Każdy musi w
jakiś sposób umrzeć. Tej dziewczynie zapisany był brutalny gwałt. Tak musiało
być. – morderca ostatnie zdanie wypowiedział z naciskiem.
-
Jak Bóg Ci to przekazuje??? Heretyku! Jak Bóg w
całej swojej dobroci może zlecić czyjeś morderstwo?
-
Ja to wiem. Mój Bóg kieruje mnie w różne
miejsca. Przyjechałem do Tandy z Nys. Tam zza Oceanu. Różne zbiegi
okoliczności, nazwalibyście to przypadkami, sprawiły, że jednego dnia siedzę
sobie na stacji, bo nie mam co robić, a drugiego otrzymuję ofertę pracy na
budowie w mniejszej miejscowości. Od tak. Los odmienia się co chwila. Ja zawsze
biorę go w całości. Kiwam głową, mówię tak, chętnie sobie zarobię. Jadę do tego
miejsca, robię co muszę i czekam na znak od Boga. Mogę czekać całymi latami.
Życie mija mi przyjemnie. Trwam w nieskończenie długiej plamie czasu. –
westchnął. – A gdy pojawia się znak, robię co muszę i jadę dalej.
-
Już sobie nie pojedziesz, bo cię złapaliśmy.
-
Nic nie zostało przerwane. Wierzę, że i tutaj
Bóg ma dla mnie jakieś zadanie. To widocznie ma być część mojego życia.
Wypełnię tę posługę, nie ma co się łamać.
-
To szaleństwo. To naprawdę nie do pomyślenia. –
ksiądz podrapał się po siwej głowie. – Człowieku, będziesz skazany na piekło!
To najgorsze co mogłem słyszeć. Wolałbym… wolałbym… żebyś błagał o przebaczenie
moje, Boga, albo żebyś wyzywał go i zanegował istnienie! Wszyscy tak robią,
wszyscy mordercy i zwyrodnialcy, z którymi rozmawiałem. Och Maryjo! A ty tak
głęboko wierzysz w to, że Bóg może zlecać Ci morderstwa. Mieszasz go w takie
sprawy!
-
Księdza światopogląd się zagina? – zachichotał
morderca.
-
Nie mów takich słów! – ksiądz pokręcił głową z
rozpaczą. Jego błąd polegał na tym, że powinien nauczyć się mieć otwarty umysł.
-
Niech ksiądz się otworzy. Proszę zrozumieć, że
ja pojmuję Boga na takim samym poziomie jak Pan. Jest tak czy nie? To inny
poziom odbioru świata i tak samo, jak pański prawdziwy. To mój subiektywny
świat. Czy rozumie ksiądz?
-
Subiektywny jest w pewien sposób każdy. Jestem subiektywny,
gdy zjem kanapkę z serem i powiem, że ser jest gorzki, a moja gosposia będzie
tym faktem zaskoczona, bo dla niej będzie raczej słodki.
-
Tak, ale chodzi mi o bardziej duchowy
subiektywizm. On przecież też istnieje. Subiektywne jest moje postrzeganie tego
wszystkiego, co uważa ksiądz, że jest rzeczywiste.
-
Duchowo wszyscy jesteśmy obiektywni. Bóg jest
jeden dla każdego człowieka, dla każdej duszy! – ksiądz znów nabrał pewności
siebie.
-
Tak, ale nasz poziom odbioru bożej miłości jest
inny. I objawia się to w sposobie, w jaki rysuje się przed nami życie. –
morderca nabrał powietrza w płuca i kontynuował:
-
Myślał ksiądz kiedyś o tym, czemu jedni rodzą
się w biedzie, a inni w bogactwie? Tak
miało być, Bóg tak przesądził życie tych ludzi. Będą oni inaczej postrzegać
jego osobę. Jeśli wiara ich będzie głęboka, zrozumieją, że dalej postępując
zgodnie z tym, co otwiera przed nimi życie, płynąc z prądem, wypełniają wolę
Boga. I przeżywanie życia stanie się lepszym – czy to w materialnej nędzy
biedaka czy duchowej nędzy bogacza. Zrozumieją, że tak ma być, zaakceptują to,
będą wypełniać boski plan na tym poziomie życia. Obydwa będą dobre. Czy to
jeden pójdzie w kierunku nauczania ludzi, zostanie nauczycielem, czy może
księdzem, a drugi w kierunku kradzieży, morderstw czy bluźnierstwa. Każdy czyn
i każde życie zostało przemyślane przez Boga.
-
Jednym słowem, jeśli ktoś urodził się w nędzy i
patologii nie powinien się szczególnie tym przejmować, bo tak wymyślił Bóg i to
oznacza, że żyjąc w taki sposób wypełniamy jego wolę…?
-
Coś w tym stylu.
-
Według tego co mówisz możemy iść w kierunku
dobra lub zła i to nie od nas zależy, co wybierzemy? – ksiądz zadrżał.
-
Właśnie tak. Tylko, że na poziomie ducha nie ma
takiego odróżnienia. To wy wymyśliliście sobie to wszystko: dobro, zło,
poprawne, niepoprawne. – morderca ziewnął. – Na poziomie ducha wszystko jest
takim samym wypełnianiem woli Boga.
-
Możliwość rozpoznawania dobra i zła zaczęła się
w momencie zerwania przez Ewę owocu. Od tej pory jesteśmy naznaczeni wiecznym
grzechem pierworodnym. – ksiądz cieszył się, że może posiłkować się Biblią,
która go nigdy nie zawiodła. Więzień jednak roześmiał się głośno.
-
Nie. Grzech nie ciąży na nas. To złuda
przeszłości, która już nie ma żadnego znaczenia. Było tak? Aha, no dobra. Czas
nie istnieje. Moje teraz, wewnętrzne teraz zakłada tylko jedno: trwanie w
chwili. A w tym trwaniu nie chcę zastanawiać się nad tym, co jest dobre, a co
złe. Odpoczywam. Wiem, że to, co mnie otacza to odbicia mojego własnego umysłu.
Nie myślę o tym i nie odróżniam od wszystkiego dobra i zła. Jestem wolny i żyję
wiecznie. Ewa zrywając owoc przyczyniła się do tego, co trwa właśnie na tej
płaszczyźnie wieczności…
Ksiądz
zamilkł, jego oczy były wielkie i niedowierzające.
-
Grzech pierworodny dotyczy tylko tego, że mogę w
danej chwili wybrać – albo będę rozpoznawał dobro i zło i kłócił się
wewnętrznie ze sobą, znosił cały ten podział na czas i całą tę beznadzieję,
albo… oddam się drzewu życia i będę trwał w chwili obecnej. Tak to wygląda.
-
Co z tym światem?! To już zupełne bluźnierstwo.
– ksiądz rozejrzał się za strażnikiem.
-
Świat jest wytworem wyobraźni Boga.
-
Powiedz mi człowieku, gdzie wolna wola?! Mam
prawo wybierać, nie muszę postępować zgodnie z boskim mniemaniem.
Więzień
wybuchł śmiechem.
-
Ksiądz zwątpił! Mamy prawo rozpoznawać to, co
dobre, a to co zła. Mamy wolną wolę – więc decydujemy czy chcemy zostać w
chwili czy wyjść poza ramy. Zerwać owoc czy nie.
-
Nie da się zostać w wiecznej chwili. –
zaprzeczył natychmiast ksiądz. – To uniemożliwiałoby istnienie światu,
rzeczywistości. To oderwałoby nas od ziemi. To szaleństwo! Choć twoja wizja
grzechu pierworodnego to naprawdę ciekawa koncepcja… Ale jestem przerażony na
myśl o trwaniu w wiecznej chwili spokoju. To modlitwa, medytacja daje nam taką
możliwość. Dają ją sen i życie po śmierci. Ale nie tutaj. Ciało i dusza żyją w
harmonii, nie możemy zapominać o cielesności. Nie możemy.
-
Ten spokój będziesz czuł, wypełniając boski plan
i nie buntując się wobec niego. –uśmiech zabójcy był błogi. – To ten spokój,
który czuję teraz ja, bo wiem, że postąpiłem zgodnie z planem Boga.
-
Jesteś zgubiony. Pozbawiłeś życia młodą
dziewczynę! Bóg jest dobry!
-
Widzi ksiądz swoją walkę? W tej właśnie chwili
zerwał ksiądz owoc z drzewa poznania dobra i zła. Toczy w sobie walkę pomiędzy
tym, co dobre, a tym co złe, a to zakłóca spokój twojej chwili, więc jest
bardzo męcząca. Bez tej kłótni w samym sobie czułby się ksiądz o wiele lepiej.
-
Nie można zaakceptować tak niemoralnego
postępowania…
-
Patrząc na nie z perspektywy Boga, owszem,
można.
-
I wywyższa się jeszcze, Panie! – ksiądz wzniósł
ręce w górę.
-
Ach, nikt się nie wywyższa. Wypełniając plan
Boga, stajemy się tak wspaniali, jak on. „Na jego podobieństwo”! I mamy szansę
uświadomić sobie, że takie życie mi narysowano i musze nim kroczyć.
-
Pokory człowieku. – ksiądz załamał ręce. –
myślę, że bez pokory nie jesteśmy w stanie nic osiągnąć. Pycha to grzech.
-
Znów rozróżnia ksiądz i kłóci ze sobą wszelkie
pojęcia. Tak naprawdę nie istnieją. To ludzie je wymyślili, abyśmy wiecznie coś
poznawali, mieszali i zestawiali, aby nasza… wieczna chwila była zakłócona. Tak
to działa. To pokusy sprawiające, że zrywamy ten owoc.
Ksiądz
zupełnie się załamał. Opuścił głowę i myślał. Myślał intensywnie.
-
I czemu ksiądz tyle myśli? To właśnie zakłóca
cały odbiór Boga. Niech się ksiądz nie bawi już w Ewę. Ta wieczna, powtarzalna
do bólu chwila już się wyczerpała. Zacznijmy myśleć sami. Subiektywnie.
-
Nie mam ochoty dłużej z tobą człowieku
rozmawiać. Nie chcę o tym słyszeć. Już nigdy więcej. Wszystko istnieje. To
wszystko istnieje…
-
Trwanie w tej wspaniałej chwili sprawia, że
wykonujemy rozkazy Boga i żyjemy blisko niego. Akceptacja swojego losu i
dążenie do wykonania przeznaczenia. – morderca mówił dalej, jak natchniony. – Życie
tak mną pokierowało, że jestem tu i zabiłem kobietę, nie jedną zresztą.
Trafiłem do poprawczaka, żeby to się stało pierwszy raz, a do poprawczaka
wsadzono mnie za bójkę, którą wywołał koleś, który mnie wkurzył. Tak miało być.
Nie jestem gorszy od księdza, pomimo, że siedzę za kratami. Może jestem nawet
bardziej wolny? Przecież one wcale nie istnieją.
-
Istnieją. Zobacz! – ksiądz złapał za kraty szarpnął
nimi kilka razy i kopnął.
-
Dla księdza stanowią problem, bo takimi je sobie
wyobrażasz. Tak je ksiądz odbiera.
-
Skoro dla ciebie to żaden problem to wychodź! No
proszę! Wielki magik się znalazł, heretyk…!
Zabójca uśmiechnął się, niczym
dziecko, niewinnie.
-
Nie są dla mnie problemem, więc nie mam potrzeby
ich przekraczać. Tak ma być. To część historii. Czemu mam wychodzić? Mógłbym
nie widzieć tych krat, które nazywasz przedmiotem materialnym umożliwiającym mi
uwięzienie. Mógłbym siedzieć na pustyni, a wokół mogliby stać strażnicy i tak
bym się nie ruszył. Kraty to część odbioru mojej sytuacji. Tak właśnie i nic
więcej. Dla ciebie może być tak samo, o ile dostosujesz się do swojej roli,
jako księdza. To też twoja misja. Zacznij ją wreszcie wypełniać.
-
Ciągle bluźnisz człowiecze. Ja wiem, że te kraty
istnieją nie dlatego, że ktoś sobie wymyślił, że będą służyły do więżenia
ludzi. Tylko dlatego, że jakiś robotnik męczył się, żeby je stworzyć i zarobił
dzięki temu na rodzinę. To jest prawda i w nią będę wierzyć. Bo w twoją
pozbawioną pokory i poświęcenia teorię trzeba jeszcze włożyć innych ludzi! Ha!
A praca, poświęcenie czyjeś, oddany czas to największy dowód na istnienie
rzeczy. – ksiądz ucieszył się, że wreszcie znalazł poważny błąd w teorii
więźnia.
-
To nie moja teoria to po pierwsze, ja ją
wypełniam i się z nią zgadzam, bo jest prawidłowa. A ludzie? Są częścią planu.
Tak jak ja czy ksiądz dla Boga, czy ten strażnik. I sami nawzajem dla siebie
tacy jesteśmy. Każdy kogo mijam jest częścią planu. Rozmowa z księdzem jest,
zabójstwo tamtej dziewczyny też było.
-
Ludzie są częścią planu…
-
Tak jakby. Ale nie mojego – oni mają swój plan,
który muszą wypełniać. I ja o tym wiem, bo wypełniam swój, więc oddaje im pełny
szacunek i nie żywię do nikogo nienawiści.
-
Szacunek tak, ale nie w takim sensie… - ksiądz
zadrżał.
-
Właśnie w takim. Ja księdza bardzo szanuję, nie
oceniam tylko szanuję, jako jeden z boskich planów. Tak samo szanuję
strażników, innych więźniów, króla, niewolnika, ludzi, których zabiłem. Wszyscy
są na równi.
-
Szacunek należy się każdym to prawda, ale nie
zawsze ze względu na to, kim są, ale też jacy są dla świata. – ksiądz
westchnął. – Zabójstwo jest złem wymierzonym przeciwko światu, przeciwko życiu.
Nie jest godne podziwu. Jednak zabójcy trzeba okazać szacunek, bo na przykład
czyn, jakiego dokonał to wpływ błędnej ideologii na jego życie, wychowanie czy
dramaty psychiczne. Odnosimy się do niego z szacunkiem, bo… zagubił się.
Potępiamy czyn, ale nie człowieka samego w sobie. To jest szacunek!
-
Pan stawia człowieka w wielkim centrum. Ale kim
jest człowiek?
-
Według ciebie ideą w głowie Boga.
-
Pytam księdza.
-
Człowiek jest harmonią duszy i ciała, a jego
błędy wynikają z nieświadomości, niepełnego poznania i nieskorzystania z
prawdziwej wolnej woli. Niepopieranie się nauką i mocą Boga.
-
No cóż, ja wciąż uważam, że nie ma czegoś
takiego jak błędy. To wy to sobie wymyśliliście na waszym, niskim poziomie
odbioru. Wszystko jest częścią planu,
nie jakąś grą słówek. – oznajmił więzień z powagą.
-
Tak czy owak takiego człowieka, który ciągle
popełnia błędy ciężko nazwać godnym szacunku.
-
Błędy mogą wynikać z problemów. – zabójca
spojrzał księdzu prosto w oczy, zdając sobie sprawę, że powtórzył jego słowa,
jakby na obronę własnej teorii.
-
No bo ktoś ciągle walczy z chwilą. To sprowadza
wielkie problemy. – ksiądz zmarszczył brwi, bo wiedział, że mówiąc to, zgadza
się w pewien sposób z teorią mordercy. – Skutkiem nieświadomości tych problemów
są takie czyny, jak twoje…
Więzień zamilkł. Przez ułamek
sekundy był mniej pewien swoich racji. Dosłownie ułamek sekundy, zamyślił się.
-
Nieświadomych, czyli musimy uwolnić się i
wypełniać wolę Boga… - mruknął.
-
Bogu należy się pokora. Odpowiedzialność i
posłuszeństwo. Bądźmy odpowiedzialni, nie zrywajmy owocu z drzewa poznania
dobra i zła. Pozostawmy chwilę czystą, a świadomość się oczyści i będziemy
wiedzieli, że postępujemy dobrze. Wtedy wszelkie czyny niemoralne zostaną wyplenione.
Wybierając drzewo życia, wybierzemy świadomość.
-
Czego jestem nieświadomy? – zapytał więzień.
-
Tego, że możesz popełniać błędy i udoskonalać
swoje życie. Udoskonalać, nie płynąć z prądem… jak śmieć. Zmierzać do czegoś
lepszego. Zmierzać do czystości. Wkrótce dotrze do ciebie, że nie postępowałeś
dobrze. Zwątpienie dało ci możliwość przeanalizowania twojego beznadziejnego
położenia.
-
Na poziomie Boga… nie ma rozróżnienia. – zabójca
próbował się bronić ostatkami sił.
-
Życie jest czymś wiecznym, a wieczne może być
tylko dobro. – powiedział ksiądz, ściskając w ręku różaniec, który właśnie wyciągnął
z kieszeni.
-
Skąd wiesz, że dobro? – więzień był na razie spokojny.
– Skąd ta pewność, że życie równa się temu co dobre? W mojej chwili istnieje
tylko idea Boga i wypełniania Jego misji. W tej misji nie ma dobra, ani zła, bo
trwam w wiecznej chwili spokoju. Czemu twierdzisz, że trwanie w tej chwili musi
równać się dobru? Czemu twierdzisz, że Drzewo Życia jest równocześnie Dobrem?
Ksiądz uśmiechnął się. Poczuł się
pewniejszy, uspokojony…
-
„I widział
Bóg, że to było dobre.”
Więzień zadrżał. Opuścił wzrok,
westchnął kilka razy, otrząsnął się i ponownie spojrzał na księdza, który
uśmiechnął się nieśmiało.
-
Sam w to nie mogę uwierzyć, ale w jakiś sposób
przekonałeś mnie do swojej teorii. – przyznał duchowny. – Myślę, więc jestem.
Moje myślenie sprawiło, że pojąłem twój sposób rozumowania i odnalazłem w nim
dziurę – brak świadomości dobra. Tej ważnej wiadomości zabrakło w twoim
rozumowaniu. Zabrakło ci czegoś, co jest bardzo ogólne, odpowiednie dla
każdego. Droga dobra jest jedyną właściwą drogą i każdy ma ją zapisaną. Dobre
życie to życie w świadomości. Świadome życie, to dobre życie.
Więzień poruszył się.
-
Myślenie doprowadza cię też do tego, że bez
przerwy kalkulujesz, co dobre, a co złe. Wyodrębniasz zło! I przez to miotasz
się w chwili, która powinna być święta. – szepnął.
-
To piękna teoria i myślę, że ją chętnie przyjmę.
Dzięki niej utwierdzam się w przekonaniu, że prawdziwie świadome myślenie nigdy
nie wpakuje mnie już w taką pułapkę. Będę go wykorzystywać tylko do potrzebnych
spraw. Na przykład tego, żeby zrozumieć, co powiedziałeś, co próbowałeś mi
przekazać. Ale także do rozumienia wielu praw rządzących światem. Myślenie dało
mi możliwość życia i odkrywania. Zbliżania się do Boga. Myślę więc jestem! Tak!
-
Dobre wykorzystywanie myślenia… - mruknął
morderca.
-
Widzisz, to co powstało, każdy przedmiot, który
jest realny, którego dotykam i widzę… - kontynuował ksiądz, niczym natchniony -
Wszystko to jest skutkiem tego, że potrafimy myśleć. Owszem, myślenie czasem
nas gubi. Nadmierne wykorzystywanie tego daru doprowadza do największego
grzechu, jak sam powiedziałeś: zrywania owocu z Drzewa Poznania Dobra i Zła.
Wciąż wracamy do niego, jesteśmy nim wiecznie obarczeni, bo… musimy bez przerwy
wybierać. Dzięki wolnej woli i myśleniu. Być może ta przypowieść jest o tym,
jak wykorzystujemy nieprawidłowo myślenie i powinniśmy się tego strzec? Tak, to
by było bardzo trafne.
-
Uważa ksiądz, że dobrze wykorzystuje myślenie?
-
Teraz… tak. To niezwykłe, przekonałeś mnie do
tej swojej teorii o grzechu pierworodnym, o chwili wiecznej. Ale nadal
pozostanę racjonalny w kwestii tego, co jest wokół nas. Musimy funkcjonować w
świecie, radzić sobie z naszą cielesnością i dlatego zostaliśmy obdarzeni darem
myślenia! Aby żyć czysto na poziomie moralnym i wewnętrznym: zawsze wybierać
drzewo życia i odrywać się stopniowo od świata materialnego, który sami możemy
tworzyć i który ma nam pomóc w zauważeniu tego wszystkiego! Myślenie… myślenie
jest wspaniałe.
-
Ale ograniczając je do pewnych sytuacji… -
więzień nie dawał za wygraną.
-
Tak. Oceny, opinie, wieczne porównywanie, brak
zrozumienia dla człowieka… To wszystko ten wieczny grzech pierworodny… – ksiądz zawahał się.
-
Już nie sądzi ksiądz, że jestem winnym, złym człowiekiem?
– westchnął zabójca. Był czerwony na twarzy, nerwowo szarpał rękaw. Zupełnie
się zmienił. Jego wcześniejszy spokój gwałtownie ustąpił miejsca całkowitej
dezorientacji.
-
Sądzę, że jesteś nieświadomy, ale po tej
rozmowie… Obydwoje będziemy mądrzejsi.
Więzień patrzył na księdza,
parsknął kilka razy śmiechem i położył się na swojej pryczy. Jego dłoń nerwowo
skubała brunatny koc. Ksiądz nie wiedząc co zrobić wstał i obserwował jeszcze
przez chwilę mordercę.
Strażnik, usłyszawszy ruch pod
celą, przyszedł szybkim, defiladowym krokiem i spojrzał ze zdziwieniem na
księdza.
-
Koniec?
Ksiądz milczał.
-
Tak, co tu jeszcze stoicie? – warknął więzień,
zupełnie niepodobnym do siebie głosem. – Idźcie. – dodał cicho.
Zarówno
ksiądz, jak i strażnik, który nie miał pojęcia jak potoczyła się rozmowa,
usłyszeli nutę niesamowitej rozpaczy w ostatnim słowie wypowiedzianym przez
mordercę.
-
Od zwątpienia zaczyna się prawdziwe poznanie. –
powiedział szeptem ksiądz, patrząc przez kraty na mężczyznę. Strażnik uniósł
wysoko swoje krzaczaste brwi i skinął na duchownego, aby poszedł za nim.
Więzień
uniósł głowę, jakby chcąc się upewnić czy na pewno został sam. Potem wlepił
wzrok w sufit i zastygł tak na długi czas.
Jak
głoszą plotki w Tandzie, potworny zabójca został wywieziony do więzienia w Nys
na noszach, ponieważ nie był w stanie – albo po prostu nie chciał wstać. Był
zupełnie niezdolny do ruchu i nie reagował na strażników. Na miejscu okazało
się zaś, że więzień nie nadaje się do przebywania w zakładzie karnym. Jak łatwo
się domyślić, zamknięto go w szpitalu psychiatrycznym, gdzie często bywał
ksiądz z Tandy, w tajemnicy przed wszystkimi. Tam bowiem przebywała jego
rodzona siostra, chora na schizofrenię paranoidalną. Ksiądz widywał zatem White’a,
a nawet dostał specjalny przywilej cotygodniowych, godzinnych spotkań z
pacjentem.
-
To wszystko jest częścią planu, nie jakąś grą
słówek… - szepnął duchowny z szeroko otwartymi oczami, kiedy usłyszał od swojej
gosposi o umieszczeniu zabójcy w szpitalu psychiatrycznym pod Nys.