piątek, 25 września 2015

Doświadczenie życia i śmierci




Doświadczenie życia i śmierci


Czas… któż mu się oprzeć zdoła […]
 Usługi pogrzebowe „Arka”,
z kuponem rabat do 10%.[1]

            Cywilizowany, współczesny świat także z najbardziej przerażającej dla człowieka sytuacji – śmierci – uczynił towar. Także, ponieważ to tylko konsekwencja postępującego na naszym globie konsumpcjonizmu i marnotrawstwa energii i wiedzy na sprawy mniej istotne dla życia jako takiego, a oczywiście dochodowe. Lecz jak z czegoś nieuchwytnego, bardzo prywatnego zrobić towar? Nie sądzę, żeby to było trudne pytanie – wszak i życie jest trudne do zdefiniowania; do zobaczenia go, jako istnienia w czystym stanie odczuwania, bycia. Problem polega właśnie na tej trudności definicji, czyli chęci przypięcia słowu, jakim jest życie, konkretnych etykietek i orzeczeń. Nikogo oszukiwać nie musimy, przecież każdy człowiek może po prostu poczuć czym jest życie i skoro żyje to i zastanawiać się dużo nie musi – wystarczy czuć. Najpierw filozofia, a za nią nieugięta nauka, próbowały jednak ukazać owe definicje – zarówno życia, jak i śmierci, w być może bardziej przystępnej ogółowi postaci. Taki już los człowieka, że jak Hilary z bajki Tuwima, nie widzi tego, co ma tuż przed nosem i chętnie opiera całą swoją egzystencję na wiedzy z drugiej ręki.

http://ayers.l.w.interiowo.pl/szablon_obrazki/kosa.JPG

            Pierwszym krokiem do uczynienia z życia i śmierci towaru, jest zatem zdefiniowanie tych stanów, uschematyzowanie ich, zbadanie. Następnie, droga wiedzie ku przemianie stanu w wydarzenie, co wynika już z samego schematu definicyjnego – wrzucenie w czasowość i określoną przestrzeń. Zobrazuję to na przykładzie społeczeństw tradycyjnych w porównaniu z cywilizacją współczesną. 

            Prymitywne w sensie technologicznym, ale nie duchowym, społeczeństwa, całe swoje życie opierały na rytualnych zabiegach, mających podtrzymywać żywotność nie tylko plemienia, ale i całej przyrody, a co za tym idzie – świata. Te rytuały, obrzędy, wszelka forma religijności, są dowodem na wielką ambicję owych ludzi, aby nieustannie podtrzymywać życie. Widzieli je jako stan, który nie tyle trzeba kontemplować (to przyszło z czasem), co ciągle aktualizować, podsycać. Nie musieli równocześnie zastanawiać się nad tym, czym właściwie to życie jest – było trwaniem, a także walką o przetrwanie, śmierć zaś zmianą stanu, którego następstwa mogły być szkodliwe lub pomocne dla innych (np. przemiana w upiora, albo pomocnego duszka…).

            Teoretycznie współczesny człowiek  nie musi walczyć o przetrwanie. W praktyce jednak poddawany jest ciągłej i męczącej walce o swoją pozycję w świecie. Wiąże się ona z materialnym aspektem naszej egzystencji, de facto na niej została oparta. Zapełniamy się wszystkim, co pochodzi z zewnątrz, bo czym innym karmić materię, jak nie inną materią? Pod pojęcie materii chciałabym podpiąć też mentalną i intelektualną sferę bytu, ponieważ duża część wiedzy, jak już wcześniej zauważyłam, zostaje po prostu zagarniana przez ludzi, bez żadnej krytyki i doświadczania, jako pewna i oczywista. 

            Materia związana jest z pewnym punktem, konkretną przestrzenią i czasem, czymś bardzo wpisanym w rzeczywistość i namacalnym. To czyni życie rzeczywistym; podtrzymywanie rzeczywistości życia w oparciu o materię. W przeciwieństwie do społeczeństw tradycyjnych, które aktualizowały ponadczasowy wymiar istnienia dzięki materii, dzięki wcieleniu – odgrywaniu mitów i spełnianiu obrzędów. 

            Co z samą definicją życia  w tak opisanej cywilizacji? Otóż, kiedy materia urzeczywistnia życie, ono jako takie – zanika, na rzecz niej samej. Jego jedynym wyznacznikiem mogą być wydarzenia, czyli to, co można wpisać w określone ramy, daty i godziny. Co za tym idzie – dodać do nich solidną porcję materii. Mamy zatem narodziny oraz śmierć – wielkie wydarzenia w życiu każdego człowieka. Celebracja tych dni wiąże się z ogromnym nakładem finansowym. Szczególnie ma się to do śmierci, skoro bowiem jest to wydarzenie jednostkowe dla danej osoby, trzeba tej materii sporo wyłożyć, aby zapisało się na stałe w egzystencji i na koncie bankowym. Narodziny są natomiast odnawiane co roku, jako huczne bardziej lub mniej, wspomnienie wydarzenia. Niewiele osób przeżywa je jako pewną aktualizację swojego życia, częściej jest to przystanek na drodze do nieuniknionej śmierci. 

            Zatem z wydarzeń o wiele łatwiej uczynić towar, niż ze stanów. W jakim stanie się znajdujemy? W niewielkim stopniu jest to czyste, odarte z kontekstów i etykiet, życie. Jeśli ono nie będzie czymś jasnym dla każdego człowieka, jak śmierć może zostać pojęta? I dlaczego przypisuję jej status stanu, w jakim wszyscy się kiedyś „znajdziemy”, a nie wydarzenia – po prostu śmierci, po której nie ma nic?

            Odpowiedzią znów jest materia. Gdy znika materia, znika życie, człowiek umiera – sposób myślenia typowy dla współczesnego mieszkańca Ziemi, choć zapewne nie zdaje sobie on z tego sprawy. Materializm jest czymś normalnym i zupełnie nieświadomym w wielu przypadkach. Utożsamiamy z ciałem cały nasz intelekt, podstawę wszelkiego bytu i „inteligencji”, nic więc dziwnego, że śmierć może być uznana za koniec istnienia człowieka. 

            Jednakże doświadczenie czystego odczuwania życia – poznanie czym ono w istocie jest – wyklucza działanie, często mylnego, lubiącego etykietki i schematy intelektu. Ujrzenie samego toru myślowego, jaki ukształtowała tak zwana cywilizacja, to swoista demaskacja owych schematów. Szczególnie tych, które bezwiednie nadajemy życiu i śmierci, przypisując im tylko materialną perspektywę. Zagubione bytowanie większości ludzi, na co wskazuje wysoka umieralność nie tylko z powodu chorób, ale i przede wszystkim z własnej ręki, jest wystarczającym dowodem na zgubność takiego paradygmatu. 

            Nie twierdzę bynajmniej, że gatunek ludzki zbłądził i słusznie doprowadza się do zagłady. Zapewne, skoro tak się stało, zyskaliśmy niebywałą szansę i możliwości, dzięki którym potrafimy przejrzeć ów system (lub systemy) zupełnie niepotrzebne do spokojnej egzystencji celebrowanej z dnia na dzień, jako stan, a nie jednostkowe wydarzenie, zwieńczone śmiercią – udekorowaną sztucznymi kwiatami i zdjęciem w trumnie.

            Powracając więc do czystego odczuwania życia – sprawia ono, że wszelkie intelektualne etykiety i zasady poznania odpadają, ustępując intuicyjnemu byciu. Kolejny przykład zderzający tradycyjne ludy z „cywilizowanymi”:

Jedna z głównych różnic, jaka oddziela człowieka kultur archaicznych od współczesności polega właśnie na tym, że człowiek nowoczesny nie potrafi przeżyć swego życia organicznego jako sakramentu (…)[2]

            Współcześni nie widzą powodu, by cokolwiek przeżywać jako prawdziwy sakrament, ale nieustannie zostają postawieni przed sytuacją, która odziera ich z człowieczeństwa. Taką sytuacją może być śmierć – punkt, z którego nie ma (teoretycznie) odwrotu, będący końcem istnienia i rzeczywistości. Jeśli jednak przyjrzymy się funkcji śmierci w społeczeństwach tradycyjnych, widać jasno, że wszelkie symboliczne umieranie miało na celu (ponownie) aktualizację życia – lecz tego wielowymiarowego, zakorzenionego w sacrum. Można powiedzieć, że otwierało to człowieka na nowe treści i formy życia duchowego. Symboliczna śmierć odziera z życia materialnego, intelektualnego, wręcz pozbawia osobowości, by taki człowiek (przechodzący inicjację) mógł odrodzić się w czystszej postaci.
            Podobne intuicje wykazują doktryny filozoficzne i religijne tak zachodnie, jak i wschodnie – w dużym uogólnieniu – co świetnie skomentowała Simone Weil:

Nie ma przymusu, który by kazał wierzyć umysłowi w istnienie czegokolwiek (subiektywizm, idealizm absolutny, solipsyzm, sceptycyzm; porównać Upaniszady, taoistów i Platona; wszyscy przyjmują tę postawę filozoficzną jako oczyszczającą). Dlatego też jedynym środkiem, jaki może nam zapewnić związek z istnieniem jest zgoda na nie […].[3]

            Motyw oczyszczenia obecny jest nie tylko w filozofii, religiach, kulturach archaicznych. Czy antyczne katharsis nie przypomina bowiem ulokowanej w sztuce możliwości śmierci naszego ego? Do dziś najróżniejsze dzieła literackie, malarskie, muzyczne, filmowe i teatralne, usiłują – jeśli tylko nie są zanurzone w materialnej kulturze zysku – pobudzić człowieka do refleksji nad własną egzystencją, a poprzez to inspirują do oczyszczenia i przekroczenia wewnętrznych granic. 

Najlepszym przykładem na taką rolę sztuki, a zarazem obrazem symbolicznej śmierci, będzie film Alejandro Jodorowsky’ego „Święta Góra”. Bohaterowie pragnący uzyskać nieśmiertelność, pod przywództwem Alchemika wybierają się na Świętą Górę, ale żeby tam wejść muszą poddać się całkowitemu oczyszczeniu. Przechodzą proces śmierci swojego ludzkiego Ja, wyzbywają się krzywdzących umysł „myślo-kształtów”, aby tuż pod masywem górskim dowiedzieć się, że wszystko jest iluzją, również ich egotyczne marzenia o nieśmiertelności. Co jest bowiem bardziej rzeczywistego, niż życie jako takie?

Uganialiśmy się za baśnią. Aż dotarliśmy do życia. […] Żegnaj, Święta Góro. Prawdziwe życie na nas czeka.[4]

http://deeperintomovies.net/journal/image08/holymountain3.jpg 

            To przekroczenie granicy własnych wyobrażeń postawiło bohaterów i wnikliwych widzów w doskonałej pozycji dystansu wobec życia i samych siebie. Można powiedzieć, że nastąpiła swoista wewnętrzna transgresja. Symboliczna śmierć, odsunięcie się od wszystkiego czym jesteśmy, dystans, przekroczenie. Gdzie znajdziemy się poza granicą? 

Tak pojmowana symbolika śmierci (póki co jako oczyszczenia, nie materialnego zniknięcia z padołu) wykracza poza ego i zbliża człowieka do sacrum. Sama chęć, otwarcie się na taką sferę jest już transgresją, jakiej człowiek może dokonać, wychodząc poza swoją strefę bezpieczeństwa (w umyśle). Dowodem na to są wszelkie doświadczenia transpersonalne odnotowane na gruncie mistyki, zmienionych stanów świadomości, nawróceń religijnych, praktyk medytacyjnych i innego rodzaju przeżyć duchowych, zmierzających do sakralizacji życia codziennego. Czyli życia w jego czystej istocie.

Nie bez przyczyny odważnie twierdzę, że to dowody na istnienie sacrum i możliwość jego doświadczenia, a raczej zbliżenia się i nieustannego odnawiania tej sfery w ziemskim życiu (czemu też służyła obrzędowość kultur tradycyjnych). Bowiem „to, co niepojęte, jest normą tego, co znane”.[5] Niestety nauka skutecznie dyskryminuje wszelkie stany wychodzące poza przeciętność, nie chcąc ich badać i zaakceptować ich istnienia, chociaż istniały i istnieją u wielu ludzi bez żadnych szkód, a nawet z wielkim pożytkiem dla owych osób i całego świata. Znakomity psycholog Stanislav Grof tak komentuje stan zjawisk transpersonalnych w oczach nauki:

[…] Każdy objaw tego typu był więc przez nich [badaczy – przyp. M.] określany jako psychotyczny, niezależnie od tego, czy występował u schizofrenicznego pacjenta, czy u osoby normalnej po zażyciu środka halucynogennego, spędzeniu kilku godzin w zbiorniku do deprywacji sensorycznej, u ucznia tradycji zen w czasie sesshin, czy u mistyków i nauczycieli duchowych tej miary co Śri Ramana Maharishi, Śri Aurobindo lub Jezus. […] Takie podejście z konieczności zakłada też sądy wartościujące – a dokładnie założenie, że zjawisk transpersonalnych nie da się pogodzić z „normalnym funkcjonowaniem umysłu” i dlatego powinno się je zwalczać”.[6]

Współczesny świat pragnie zatem, jeśli nie zwalczać to, często na siłę, przypisać wszystkiemu, co niepojęte łatki i nazwy, aby było pozornie poznane i bliskie, albo namacalne i rzeczywiste, poprzez wcielenie tego w materialną, zmysłową część egzystencji. To zrobiono ze śmiercią, odzierając ją z ponadczasowego znaczenia, a o życiu zapomniano, że istnieje. 

Ponownie odwołam się do sztuki, jako idealnego nośnika ukrytych informacji – takich, których nie doszukamy się w świecie nauki, ani materialnym paradygmacie współczesnych, konsumenckich społeczeństw. Otóż to zatopienie w świecie materialnym może być interpretowane – i widząc to, co faktycznie dzieje się obecnie – jest szaleństwem. Dla brytyjskiej dramatopisarki Sary Kane całe społeczeństwo miotało się w okowach takiego obłędu. Materializm bowiem oznacza całkowite rozdarcie duszy od ciała. Skrajny dualizm. W swoich sztukach autorka obrazuje skutki takiego oddzielenia – zgubne dla człowieka, jako indywiduum. Pełne makabry sceny są nośnikiem smutnej idei o normalności, którą osiągnąć można jedynie poprzez śmierć. Tylko ona pozwala na cielesne, emocjonalne i umysłowe połączenie z samym sobą. 

Odnosząc to ponownie do kultur archaicznych, można śmiało rzec, że śmierć sprawuje tutaj podobną funkcję – wyzwolenia, oczyszczenia, jedności z sacrum. Lecz w przeciwieństwie do owych ludów nie jest ona naturalnym połączeniem z Jednią, a rozpaczliwym wyborem jednostki, która nie dostrzega w swoim świecie żadnej duchowości, zabitej przez skrajny materializm i zewnętrzne kolekcjonerstwo – zastępujące to, co można kolekcjonować, ale jako duchowe uzupełnienia egzystencji, by harmonijnie żyć – na granicy? 

Doświadczenie harmonijnego życia rozumiem równoznacznie z jego czystym odczuwaniem. Z pewnością istnienia, zarówno rzeczywistości namacalnej, jak i tej dostępnej tylko poznaniu intuicyjnemu, albo po części rozumowemu. Wtedy także śmierć, jako zjawisko uśmiercenia tej pierwszej części naszej egzystencji, nabiera całkowicie innego wymiaru. A właściwie, jak już fizyka kwantowa udowadnia – przenosi w ów inny wymiar, być może całkowitego połączenia, jak chciała Kane. 

Naukowiec David Bohm próbował przedstawić nowy obraz świata, jaki wyłaniał się z mechaniki kwantowej – to świat holistyczny, niepodzielny i zmienny – podlega procesom zarówno w obrębie materii, jak i świadomości człowieka. Z tymże fizyk widział dychotomię umysł-materia, jako elementy identyczne w ostatecznym rozrachunku:

Świadomość w znacznie większym stopniu przynależy do ukrytego porządku rzeczy niż materia… A jednak na głębszym poziomie (materia i świadomość) są w zasadzie nierozłączne i na stałe splecione, tak jak w przypadku gry komputerowej, gdzie gracz i ekran są połączeni poprzez uczestnictwo w tych samych działaniach. Z tego punktu widzenia umysł i materia to dwa aspekty jednej całości, równie nierozdzielne jak forma i treść.[7]

            Świadomość w każdej z możliwych interpretacji fizyki kwantowej umieszczona jest w samym centrum rzeczywistości. Jakie to ma konsekwencje dla życia pojedynczego człowieka i jego postrzegania oraz poznawania świata? Pozwala na dowolną transgresję, zarówno w obrębie zmysłowości (na czym tradycyjne pojęcie transgresji się opiera), intelektu, jak i w kierunku tajemniczych sfer sacrum, ukrytych poziomów własnej osoby, która w pewnym momencie się zaciera na rzecz całościowego poziomu świadomości – i dalej rzecz można ciągnąć w nieskończoność, ale zapewne już nie za życia, a właśnie po śmierci.

            Podsumowując, współczesny świat, choć zagubiony w materii, dostarcza wielu wiadomości z dziedzin czysto fizycznych i naświetla w ten sposób problem śmierci i życia, jako nieodłącznych elementów istnienia człowieka. Elementów, które w sposób nieunikniony i ciągły wpływają na stan naszej świadomości, a ona sama na postawę wobec nich. Jeśli zatem uświadomimy sobie przytoczone w niniejszej pracy fakty, wynikające z rozumowej (a później już, transgresyjnie, intuicyjnej) obserwacji rzeczywistości i siebie samych, śmierć oraz życie być może przestaną być pustymi sloganami, towarem na sprzedaż, a staną się tym, czym w istocie są – doświadczeniem świadomości.

http://www.vismaya-maitreya.pl/gfdgrhrthrth.jpg


~~*~~




[1] Kupony rabatowe zakładu pogrzebowego, Polskie Książki Telefoniczne. Wrocław 2010.
[2] M. Eliade, Traktat o historii religii, tłum. J. Wierusz – Kowalski, Warszawa 1993, s. 437.
[3] S. Weil, Świadomość nadprzyrodzona, tłum. A. Olędzka-Frybesowa , Warszawa 1999, ss. 327–328.
[4] A. Jodorowsky, The Holy Mountain, tłum. Luna, 1973.
[5] S. Weil, Świadomość nadprzyrodzona, tłum. A. Olędzka-Frybesowa , Warszawa 1999, s. 47.
[6] S. Grof, Obszary nieświadomości, tłum. A. Szyjewski, 1999, s. 213.

[7] A. Peake, Czy istnieje życie po śmierci?, tłum. R. Waliś, Warszawa 2007, s. 42.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

~ zostaw po sobie ślad ~